poniedziałek, 19 stycznia 2015

Świąteczny teatr („Komedia świąteczna” - Victoria Alexander)

„- W święta każdy robi się sentymentalny. To nie tylko rzecz całkowicie naturalna, ale wręcz spodziewana i powszechnie oczekiwana. (…) To jedyny czas w roku, kiedy może obudzić się w nas dziecko i nikt nam nie powie za to złego słowa”.*
Gdy nam na czymś zależy zrobimy wszystko, by się udało wypaść jak najlepiej. Czasami jesteśmy nawet gotowi posunąć się do absurdalnych czynów i małych kłamstewek. No bo przecież drobne oszustwo w dobrej wierze, które ma się później zamiar wyjawić, nie jest niczym złym, prawda? Tylko… skoro musimy uciekać się do kręcenia czy ma to sens?
Camilla w ostatnim czasie poznała fantastycznego mężczyznę, właściwie to księcia małego królestwa, którego nazwy za nic nie może zapamiętać (ja zresztą też nie). Zaplanowała sobie, że za niego wyjdzie i z czasem pokocha, no bo jak nie czuć nic do niezwykle przystojnego i szarmanckiego mężczyzny? Nie da się. Jej kandydat na męża marzy o świętach rodem z powieści Dickensa, a ona zamierza mu je dać. Uważa jednak, ze jej rodzina nie należy do tych tradycyjnych i korzystając z faktu iż mama i najmłodsza siostra spędzają Boże Narodzenie gdzie indziej wynajmuje trupę teatralną by ta zagrała jej rodzinę. Do spisku dopuszcza tylko swoją bliźniaczkę, początkowo wszystko jakoś idzie, ale w momencie przybycia do domu jej dawnej miłości zaczyna wątpić w swoje plany, a na dodatek co chwile coś idzie nie tak jak powinno…
W prawdzie święta już dawno za nami, ale co szkodzi chociaż na chwilę przywołać sobie ich magię. „Świąteczna komedia” kusiła mnie od samego początku i nie było mowy żebym się z nią nie zapoznała, zwłaszcza, że bardzo lubię komedie. Jakie są moje wrażenia po skończeniu książki?
Co prawda Victoria Alexander nie napisała o niczym nowym, ale zrobiła to z pomysłem i na tyle dobrze, by nie nużyć, a bawić i ciekawić. Książka jest przemyślana, dopracowana, spójna oraz logiczna. Kolejne wydarzenia wynikają z poprzednich, co nadaje też ciągłość i nie odczuwa się, że coś wzięło się znikąd. Jest też komicznie, czasem nawet absurdalnie oraz refleksyjnie. Rzecz dzieje się dziewiętnastowiecznej Anglii, a więc jest okazja przyjrzeć się stylowi życia tamtych czasów, autorka, może nie wykonała tego idealnie, ale starała się oddać klimat tamtych czasów i nawet całkiem jej to dobrze wyszło. Opisała stroje, poglądy, oraz jak się mieszkało i co najważniejsze, obchodziło święta. Pozytywnym aspektem jest fakt, że „Komedia świąteczna” zaskakuje, może nie głównym wątkiem, bo g łatwo przewidzieć, ale tymi niepożądanymi sytuacjami już tak. Nigdy nie wiadomo co akurat pójdzie nie tak i jak bardzo to zagmatwa całość. Powieść posiada pewne niedociągnięcia, ale nie są one tak odczuwalne ani uciążliwe, by odbierały przyjemność czytania, chociaż przez początek trzeba przebrnąć.
Dużym plusem są dla mnie bohaterowie, bowiem występuje tu prawdziwy kalejdoskop osobowości. Postacie wyróżniają się na tle innych i każdy jest na tyle wyrazisty, by zapaść w pamięć na dłużej. Nie spotkałam tu chyba ani jednej takiej samej osoby, a co ważniejsze wszystkie, no może po za jedną, polubiłam i nie wyobrażałam sobie, że ich nie ma. Zarówno Camilla,  jak i Grayson myśleli, że ich wspólna historia jest przeszłością, że mogą być znajomymi, ale wystarczyła chwila by ta pewność została zachwiana. Obydwoje muszą sobie wiele wyjaśnić, a on na nowo zdobyć jej zaufanie. Nie jest to łatwe, ale jakże ciekawe.
Przyznaję, że nie podchodziłam do tej książki z wielkimi oczekiwaniami, liczyłam tylko na to, że przy lekturze tego tytułu się odprężę i pośmieję. I to chyba było najlepsze rozwiązanie, bo może „Komedia świąteczna” niczym mnie nie zaskoczyła, ale sprawiła, przez cały czas czytania uśmiech nie schodził mi z twarzy, a i wielokrotnie śmiałam się w głos. Jest to bowiem taka bajka dla starszych z mnóstwem komicznych scen, które nie tylko bawią, ale i wzruszają. Nie mogłam nie polubić Camilli, z jednej strony dorosła kobieta, a z drugiej trochę dziecko, które robi coś zanim dobrze to przemyśli. Z zainteresowaniem i ciekawością śledziłam perypetie bohaterów czując się przy tym jakbym była naocznym światkiem akcji. Polubiłam styl pisania Alexander, jej poczucie humoru i to jak patrzy na niektóre sprawy. Jeśli coś jeszcze jej autorstwa ukaże się u nas, to z pewnością sięgnę po ten tytuł.
„Komedie świąteczną” warto czytać w okresie świątecznym, ale i każda inna pora roku jest do tego równie odpowiednia. Zabawna, romantyczna, trochę bajkowa, w świątecznym klimacie. Napisana lekko i ciekawie, z zaskakującymi momentami. Polecam, bo warto spędzić z nią czas. 
 
*Victoria Alexander, „Komedia świąteczna”, s. 402
Autor: Victoria Alexander
Tytuł: Komedia świąteczna
Wydawnictwo: Ole!
Rok wydania: 5 listopada 2014
Liczba stron: 448

środa, 7 stycznia 2015

W jedną noc („W śnieżną noc” - Lauren Myracle, Maureen Johnson, John Green)



„To, co dla jednych jest obłędem, dla innych stanowi gwarancję zdrowia psychicznego”.*

W czasie świąt dzieją się różne rzeczy, pod wpływem tej specyficznej magii, a może przez zbieg okoliczności, w to już nie wnikajmy. Mówi się, że w ten czas wszystko jest możliwe, jesteśmy weselsi, bardziej skorzy do wybaczania, mamy czas by usiąść spędzić wspólnie czas bez zerkania na zegarek. Czasem zatrzymujemy się i dumamy nad tym co było, jest i może być, podejmujemy decyzje, dajemy szansę, otwieramy serca.

„Podróż wigilijna” Maureen Johnson
Jubilatka w poprzez splot dość nieoczekiwanych wydarzeń trafia do małego miasteczka Gracetown i poznaje w nim Stuarta oferującego jej pomoc oraz spędzenie świąt z jego mamą oraz młodszą siostrą.
„Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy” John Green
Rodzice Tobina utknęli przez śnieżycę gdzieś w Bostonie. Ten korzystając z okazji, wraz z przyjaciółmi spędza czas na wygłupach i oglądaniu filmów. W pewnym momencie dostają wiadomość, że w barze, w którym pracuje ich przyjaciel znajdują się cheerleaderki domagające się gry Twister. Tobin i reszta ruszają do baru.
„Święta patronka świnek” Lauren Myracle
Addie  jest bardzo nieszczęśliwa, niedawno rozstała się z chłopakiem z własnej winy. Teraz za nim tęskni i chce żeby ten dał jej szansę. Nastolatka ma jeszcze jedno bardzo ważne zadanie – musi odebrać ze sklepy zoologicznego prezent dla swojej przyjaciółki. Niestety nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać…

Tak, znowu opowiadania. Albo coraz bardziej przekonuje się do krótkiej formy albo miałam okres w którym odpowiadały mi takie teksty. Wszak kobieta zmienną jest. Bez bicia  przyznam się, że do tej pozycji przekonały mnie dwie rzeczy – okładka, dodać trzeba iż jest ona cudowna – napatrzeć się na nią nie mogę – oraz nazwisko Johna Grena. Stwierdziłam, że muszę w końcu przeczytać coś jego autorstwa.

„Blasku życia zawsze towarzyszą cienie”.*

Trudno jest pisać o opowiadaniach, bo nigdy nie wiadomo czy czasem nie ujawni się czegoś za dużo, co zepsuje innym radość czytania. Dlatego też o każdym napisałam tak mało, zarysowałam mniej więcej fabułę każdego z nich, ale nie zdradziłam najważniejszego. Zapewniam, że to zaledwie wstęp do głównych wątków, które mogą odrobinę zaskoczyć. Trzech autorów miało napisać historie dziejące się w jedną śnieżną noc, w jednym miasteczku i być ze sobą połączone. Czy im to wyszło? Z mojego punktu widzenia owszem. Postacie z poszczególnych opowiadań pojawiają się w każdym, chociaż przez chwilę, tworząc tło, tak aby poświęcić im nawet kilka sekund uwagi, ale są. Niesamowite jest to, że Lauren Myracle, Maureen Johnson, John Green piszą różnym stylem I językiem, ale bez problemu utrzymali ten specyficzny klimat. Wszystkie trzy opowiadania były różniły się od siebie, ale wyczuwało się, to co je łączyło. Teksty były dopracowane, przemyślane i jak na krótką formę wypowiedzi, wyczerpujące.

„W śnieżną noc” przeczytałam w święta i muszę przyznać, że bardzo mi się ten zbiór podobał. Jak to przy tego typu tekstach bywa, jedne są lepsze, drugie gorsze, ale w tym przypadku wszystkie miały w sobie coś takiego, że mnie oczarowały. W mniejszym lub większym stopniu, ale jednak. Najbardziej zachwyciła mnie „Podróż wigilijna”, ma w sobie wszystko co powinno zawierać dobre opowiadanie. Akcja, emocje, klimat, tutaj świąteczny. I to „coś” sprawiającego, że jest ciepła i pogodna. Zdecydowanie najlepsza historia ze wszystkich. Kolejna, pióra słynnego Greena, również intrygująca i wciągająca, chociaż już nie tak świąteczna, jak poprzednie stworzone jest w dość ironicznym stylu z typowo młodzieżowym językiem. Najmniej podobała mi się opowieść „Świąteczna patronka świnek” – chociaż do samej treści nic nie mam, to bardzo irytowała mnie postać Addie, która każdą sprawę sprowadzała do siebie i jak coś jej nie wychodziło, to zaraz robiła z siebie biedną i pokrzywdzoną. Chętnie sięgnę po coś innego pióra tych autorów, bo nie zawiodłam się na ich opowieściach, miło spędziła, czas i dobrze się przy tym bawiłam.

Trzy różne opowiadania połączone ze sobą, trzy historie o miłości dziejące się w jedną śnieżną świąteczną noc. Pełne świątecznej magii, wzruszają, wprowadzają w bożonarodzeniowy klimat (przynajmniej mnie), a czasem nawet dające do myślenia. Serdecznie polecam!

„Nie ma znaczenia, co daje nam wszechświat. Ważne jest to, co my mu oferujemy”.*

*Lauren Myracle, Maureen Johnson, John Green, “W śnieżną noc”
Autor: Lauren Myracle, Maureen Johnson, John Green
Tytuł: W śnieżną noc
Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 19 listopada 2014
Liczba stron: 336

ELF i pierwsza gwiazdka - Marcin Pałasz

źródło
ELF i pierwsza gwiazdka, choć może budzić takie skojarzenia, nie jest książką o pomocniku Świętego Mikołaja.

ELF, czyli Extraordinary Life Form, to pies o spiczastych uszach (jak przystało na elfa ;) i sercu przepełnionym miłością do Człowieka, który ze schroniska zaprosił go do swego domu. Duży, bo to on jest tym człowiekiem, teoretycznie przygarnął Elfa dla syna, ale mam wrażenie, że Młody został najlepszym kumplem Elfa, a za właściciela Elf uważa Dużego.

Powinnam poznawać ich historię od pierwszej części, czyli Sposobu na Elfa, tym bardziej, że czeka na półce, ale świąteczna atmosfera skłoniła mnie do sięgnięcia najpierw po część najnowszą, w której Elf po raz pierwszy przeżywa wraz ze swymi ludźmi Boże Narodzenie.

Pierwsza zima dla każdego zwierzaka jest przeżyciem ekstremalnym. Zmieniająca się aura, niskie temperatury, padający śnieg, trudności ze zdobyciem pożywienia; dobrze jeśli zwierzak jest czyjś i ma zapewnione ciepłe miejsce do spania i jedzenie. Taki szczęściarz, jak Elf, może z zadziwieniem przyglądać się tym wszystkim zmianom, a obserwowanie jego reakcji może być dla człowieka fascynujące. Do tego jeszcze te wszystkie świąteczne przygotowania - drzewko w domu, dziwne zapachy z kuchni, buzujący emocjami ludzie.

Marcin Pałasz ma zmysł obserwacji opanowany do perfekcji i na szczęście dzieli się z innymi swoimi spostrzeżeniami. A robi to tak, że zwyczajne, codzienne spacery, zakupy, świąteczne porządki, czy przygotowania, odwiedziny u krewnych stają się pasjonującą, pełną humoru i ciepła, MĄDRĄ opowieścią.

Zmienna narracja pozwala spojrzeć na te same wydarzenia okiem Dużego i z perspektywy Elfa. Kapitalnie ukazane jest, jak rzeczy oczywiste dla jednej strony mogą być zupełnie niezrozumiałe (lub pojęte na opak) dla drugiej. Weźmy taką choinkę - tradycyjna świąteczna dekoracja dla psiaka staje się wyrazem miłości od człowieka - WŁASNE DRZEWKO w domu!!! :))

Myślałem, że oszaleję z radości. Który człowiek robi takie rzeczy dla swojego psa?!
Nie wiem tylko, dlaczego nie pozwolił mi tego drzewa obsikać, jak to się normalnie robi. Ludzie czasem są dziwni. Ale... fajnie jest mieć w domu własne drzewo, no nie? [1]

[2]
Duży, Młody i Elf przygotowują się spędzenia świąt z rodziną w Biestrzykowie. Z jednej strony cieszą się na spotkanie z bliskimi, z drugiej - Duży trochę martwi się, czy Elf zostanie zaakceptowany przez Babcię, która wprawdzie bardzo lubi zwierzęta, ale nie w domu...

W ostatniej chwili okazuje się też, że na święta przyleciał ze Szwecji dawno niewidziany brat Babci - wujek Stefan z nowo odnalezioną dalszą krewną, śliczną Tarją, która z oddaniem opiekuje się starszym panem. Tarja jest bowiem pielęgniarką, a wygląda na to, że stała opieka jest niestety wujkowi niezbędna.

Pomimo najszczerszych chęci, by święta były udane, nie wszystko idzie jak z płatka. Nieuniknione zamieszanie związane ze spora liczbą domowników i gości, zarówno ludzkich, jak i zwierzęcych, potęgują niefortunne, za to mocno oddziałujące na powonienie, wypadki. Czy uda się spokojnie zasiąść do wigilijnego stołu? Czy Babcia polubi nowego członka rodziny? Dlaczego Elf z rezerwą traktuje Tarję?

ELF i pierwsza gwiazdka ma to coś, co od pewnego czasu cechuje dobre produkcje filmowe dla dzieci - choć są zasadniczo przeznaczone dla młodszego odbiorcy, mają drugie dno, dzięki któremu dorośli też się na nich świetnie bawią. Taka jest właśnie książka Marcina Pałasza, styl i humor autora trafi zarówno do dziecka, jak i rodzica. Ba, uważam, że pewne niuanse docenią właśnie bardziej ci starsi odbiorcy. Na pewno sięgnę po wcześniejsze przygody Dużego, Młodego i Elfa, bo moje pierwsze spotkanie z nimi było rewelacyjne!


[1] Marcin Pałasz, ELF i pierwsza gwiazdka, Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2014, str. 6-7
[2] j.w., ilustracje Olga Reszelska, str. 94

Tekst opublikowany wcześniej na moim blogu.

wtorek, 6 stycznia 2015

John Grisham "Darujmy sobie te Swieta"

Nie czytuje Grishama, jakos rzadko wpadl mi rece, czytalam jedynie kiedys "Zaklinacza deszczu". Bardziej Zana mi jest tworczosc tego autora z adaptacji filmowych. Musze powiedziec, ze wszystkie te filmy byly swietne. Grisham znany jest jako tworca prawniczych trillerow. A tymczasem przeczytalam wlasnie swietna komedie na temat Swiat Bozego narodzenia. Niezle sie usmialam. Moze nawet jest to i satyra na wspolczesny konsumpcjonizm i spoleczna presje. Ale jednoczesnie ksiazka podkreslajaca sile wspolnego dzialania i bezinteresownosc, wybaczenia niepotrzebync zali. Czyz nie jest to tez przeslaniem Swiat?
Malzenstwo w srednim wieku: Luther i Nora Krank postanawiaja zrezygnowac z obchodzenia Swiat Bozego Narodzenia. Ich jedyn corka Blair wlasnie wyjechal z korpusem pokoju do Peru i nie bedzie z nimi obchodzic Swiat. malzonkowie postanawiaja zatem w czasie Swiat wyplynac na egzotyczny rejs za peiniadze zaoszczedzone na Swietach. Nie kupuja choinki, nie biora udzialu w rozlicznych akcjach charytatywnch, pradach i kwestach, nie ustawiaja na dachu balwanka, zgodnie z tradycja wlasnej ulicy. Sasiedzi sa urazeni, jednak Nora i Luther twardo obstaja przy swoim. Nagle w Wigilie rano dzwoni Blair z wiadomoscia, ze chcialaby wraz z peruwianskim narzeczonym spedzic Swieta u rodzicow. Dla corki Nora i Luther postanawiaj zrezygnowac z wlasnych planow i "przywrocic" Swieta. Maja na to zaledwie 8 godzin... I tu mimo, iz skloceni z sasiadami nagle otrzymuja pomoc, na ktora by juz nie liczyli.
Ksiazka jest swieta- neizle sie przy niej usmialam, polecam na Swiateczny czas :)
Na postawie ksiazki nakrecono film pt. "Swieta. Last Minute"
Święta Last Minute (2004)
Zycze wam udanej zabawy Sylwestrowej i wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

A na Cichej 5 takie działy się historie… („Cicha 5” - Praca zbiorowa)



„Najbardziej w utracie bliskiej osoby bolą zmiany. Gwałtowne i natychmiastowe pozbawienie człowieka pewnych rytuałów, do których przyzwyczaił się przez ostatnich kilkadziesiąt lat”.*

Każdy z nas ma do opowiedzenia jakąś swoją historię, mniej lub bardziej intymną, zabawną, smutną czy też poruszającą. Wszystkie jednak są dla nas ważne i stanowią naszą cząstkę, która nas ukształtowała, sprawiła, że jesteśmy właśnie tacy. Ani ja, ani ty drogi czytelniku może nie jesteśmy jeszcze w stanie się podzielić, ale pewni lokatorzy kamieniczki na Cichej 5 otworzyli drzwi i serca do swojego życia…

„Cicha 5” jest zbiorem siedmiu opowiadań napisanych przez znane i lubiane polskie autorki. Ich zadaniem było stworzenie historii w świątecznym klimacie. I aby nie było tak łatwo, każda miała dziać się w tym samym miejscu i jakoś ze sobą wiązać, chociażby stale siedzącą starszą panią w oknie. Co takie chcą opowiedzieć pisarki i czy wywiązały się ze swoich zadań?

Jak wiecie mało kiedy sięgam po opowiadania, ale czasem zdarzają się wyjątki, o to jest jeden z nich. Przepiękna okładka, która urzekła mnie od pierwszej chwili, autorzy, których lubię i cenię oraz ci co mam w planach poznać ich twórczość.  Nic tylko chwytać i czytać.

„Ludziom stojącym z boku wydaje się, że pozytywne myślenie pojawia się jak na zawołanie. Wystarczy zrobić trzy pajacyki, głupią minę do lustra, a już człowiek widzi świat w tęczowych barwach, niczym idiotyczny kucyk z bajki dla dzieci. Otóż tak właśnie nie jest”.*

Zbiory opowiadań mają to do siebie, że poziom opowiadań nigdy nie będzie równy, tak było i w tym przypadku. Najmniej podobało mi się drugie opowiadanie („Przypadki senatorowej K.”), zaraz po nim „Powrót na cichą” (zbyt krótkie i mało logiczne, szczególnie zakończenie) i na końcu „Gałązka jabłoni” (może nie najgorsze, ale zapadło mi w pamięć), nie przemówiły do mnie te trzy tytuły i szczerze mówiąc są już jakby za mgłą, chociaż jeśli chodzi o styl i język nie mogę niczego im zarzucić.

Na szczęście, oprócz narzekania mogę się również pozachwycać. Po raz kolejny nie zawiodła mnie Krystyna Mirek ze swoją „Wigilijną rzeźbą”, od razu wczułam się w tekst i poczułam emocje w nim zawarte. Mirek jak zawsze waży słowa i dba, by każde zdanie coś znaczyło, wzruszyłam się. Równie piękne i poruszające było „Serce” Małgorzaty Wardy, kto czytał jakąś jej książkę, wie, że ma ona swój niepowtarzalny styl. I tutaj też jest widoczny, może nie miała szansy się rozkręcić w krótkiej formie, ale jest wzruszająco. Dało do myślenia i postawienia sobie paru pytań. Tak samo wpłynęło na mnie tekst „Niebieski język” Nataszy Sochy. Porusza temat tolerancji oraz to jak niektórzy postrzegają osoby starsze i chore. Bo dla niektórych ktoś w podeszłym wieku nie powinien robić rzeczy szalonych, a przecież jeśli to nikomu nie szkodzi, a pomaga przetrwać trudny okres nie jest czymś złym. Raz się żyje i trzeba te życie przeżyć jak najlepiej. Z kolei ostatnie („List do M.”) napisane przez Magdalenę Witkiewicz, daje nadzieję, że w śród nas są ludzie bezinteresowni, pragnący wywołać uśmiech na czyjejś twarzy czy też pomóc potrzebującemu.

Zbór czyta się szybko i przyjemnie, raz z większym, a raz mniejszym zainteresowaniem, ale żadne opowiadanie nie nużyło. Po prostu jedne szybko zapomnę, a drugie będą mi krążyć w myślach dłużej. Te wspominane przeze mnie pozytywnie wywołały we mnie przeróżne emocje i spełniły swoje zadanie, wzruszyłam się, poczułam magię świąt, uśmiechnęłam się. Ogólnie jestem zadowolona i nie żałuje czasu poświęconego na tę pozycję, może nie jestem zachwycona, ale i do rozczarowania mi daleko – jest bardzo dobrze. Z chęcią też zapoznam się szerzej z twórczością p. Sochy i pomimo wszystko Bondy.

Co prawda święta już za nami, ale jakby ktoś chciałby sobie przywołać ich klimat chociaż na chwileczkę, to z „Cichą 5” z pewnością się to uda. Przyciągająca wzrok okładka z zawartością czasem gorszą, ale w większości bardzo dobrą. Różne style i fabuły, ale każda ma coś do przekazania. Polecam, ja się nie zawiodłam.

„– Nie żyj nigdy dla siebie. Człowiek, który żyje tylko dla siebie, nie jest szczęśliwy. Dopiero uszczęśliwianie innych może Ciebie zrobić szczęśliwą”.*

*Katarzyna Bonda, Katarzyna Michalak, Natasza Socha, Małgorzata Kalicińska, Małgorzata Warda, Magdalena Witkiewicz, Krystyna Mirek, „Cicha 5”
Autor: Katarzyna Bonda, Katarzyna Michalak, Natasza Socha, Małgorzata Kalicińska, Małgorzata Warda, Magdalena Witkiewicz, Krystyna Mirek
Tytuł: Cicha 5
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 5 listopada 2014
Liczba stron: 380