sobota, 29 grudnia 2012

Miłość na święta?



„- Kocham cię, Dylanie.
- Ja też cię kocham.
- Jesteś cudownym człowiekiem.
- Wiem o tym.
- I bardzo skromnym…
- Jaki sens ma fałszywa skromność?”*

            Traumatyczne przeżycia pozostają w człowieku na zawsze. Powodują, że jakaś część duszy pozostaje zamknięta dla otoczenia i innych ludzi. Czasem zdarza  się jednak, że pojawia się ktoś, kto znajduje klucz do tego zamkniętego obszaru i nawet gdy wydaje się, że nie chcemy by go uwalniać, on to czyni. Powoli, tak by wszystko było do tej pory zamknięte i gromadzone, odeszło, a wraz z tym ból i niepewność.

            Emily od roku jest sama po tym jak narzeczony nie zjawił się w dniu ślubu w kościele. Po tym upokorzeniu wyjechała z rodzinnego Belfastu i mieszka teraz w Londynie oraz  pracuje w magazynie o dekoracji wnętrz. Pewnego dnia zabrała się za odgruzowywanie mieszkania, czyli pozbycie się zbędnych rzeczy i oddać je na dary do jakiegoś sklepu, który po sprzedaży przeznacza pieniądze na szczytne cele. Tam poznaje Dylana, idealnego mężczyznę, któremu od razu się spodobała. Zaczynają się spotykać, ale czy Emily zapomni o tym co ją spotkało i da się ponownie ponieść emocją? Czy tym razem dobrze wybierze?

            W okresie świątecznym czuję potrzebę sięgnięcia po literaturę choć trochę związaną z tym magicznym czasem. Tym bardziej gdy zdarzają się chwilę gdzie nie czuję owej magii chociaż bardzo bym chciała. Tym razem padło na „Zimowy ślub” Owens, polecony mi w tamtym roku. Z opisu wynikało, że będzie to książka lekka i przyjemna, czyli akurat.

            Książka nie jest pozbawiona wad, bo czasem odnosiłam, że dialogi bywały sztuczne i trochę przesłodzone, ale nie było to żadną przeszkodą. Prawdę mówiąc niezbyt zwracałam na to uwagę i z wielką przyjemnością oddawałam się lekturze. Spodobało mi się w tej publikacji to, że Autorka nie stworzyła żadnego melodramatu. Emily dużo przeszła i potrzebowała czasu by to przetrawić, ale gdy była z Dywanem nie miotała się, nie zrywała i nie wracała setki razy. Było widać, że nie oczekuje zbyt wiele od życia i cieszy się z tego co ma. Może właśnie dlatego tak łatwo zjednywała sobie ludzi, nie można było jej nie polubić. Tak samo było z Dywanem, który z miejsca zdobył moją sympatię. Ujął mnie jego charakter i sposób w jaki postępował z Emily oraz jej rodzicami. Lekka i przyjemna historia, która zaczyna się w Wigilie. Duża dawka romantyzmu, zabawne dialogi, barwne opisy pokrytego śniegiem Londynu. Przedstawienie życia Emily tak jakby mogło dziać się to naprawdę. Bez wyolbrzymiania i tego, że ktoś jest biedny, a ktoś bogaty.

            Jestem oczarowana lekkim piórem Owens. Tym jak pisze i tworzy, co prawda była to moja pierwsza jej książka, ale na pewno nie ostatnia. Cenie sobie powieści, które wciągają od pierwszych stron i sprawiają, że nie idzie się od nich oderwać. Jak już wspominałam prędzej fabuła jako całość  nie zaskakuje, ale zdarzały się momenty niepewności tego co będzie. Każda kobieta potrzebuje chwili relaksu, w której będzie mogła pomarzyć o swoim księciu z bajki i ta powieść to umożliwia. Wczułam się w emocje, które odczuwała główna bohaterka i przeżywałam wszystko razem z nią. Wydaje się nie wyróżniać niczym specjalnym, ale ma w sobie coś co sprawiło, że przepadłam z nią na kilka dobrych godzin.

            „Zimowy ślub” to pozycja, która wzrusza i bawi oraz pozwala zapomnieć o troskach dnia codziennego. Lekki styl pisania, barwne opisy i otulające jak puchowa kordełka słowa sprawiają, że chce się więcej i więcej. Polecam!

*str. 269
Autor: Sharon Owens
Tytuł: Zimowy ślub
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: listopad 2011
Liczba stron: 288

"9 wigilii" antologia

Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 224
Moja ocena : 5/6

Można powiedzieć, że lekturę "9 wigilii" na czas świąteczny zaplanowałam już parę lat temu. Kupiłam sobie książkę latem, po jakieś okazyjnej cenie, stwierdzając, że na zimę będzie w sam raz. Nie określiłam tylko na którą zimą, bo książka przeleżała na mojej półce ponad 4 lata.
W końcu wyzwanie trójkowe zmobilizowało mnie do poznania wigilii w 9 różnych wersjach, widzianych oczyma takich autorów jak: Joanna Szczepkowska, Stefan Chwin, Wojciech Kuczok, Jerzy Pilch, Paweł Huelle, Antoni Libera, Natasza Goerke, Łukasz Dębski, Agnieszka Kołkowska.

Nie wiem jak Wam, ale mnie nazwiska tych autorów w ogóle nie kojarzą się z cukierkowymi, świątecznymi opowiadaniami. I moje skojarzenie, a właściwie jego brak, było jak najbardziej słuszne. Przedstawione w zbiorze historie zawierają oczywiście motyw świąt, ale nie są to opowiastki ociekające lukrem, jak w świątecznej reklamie coca-coli.

Niektóre opowiadania wzruszają, inne skłaniają do zadumy, jeszcze inne, mimo że zawierają motyw świąt, poruszają zupełnie inne tematy. Jak wypada charakterystyka poszczególnych opowiadań?

Najbardziej przypadło mi do gustu ostatnie opowiadanie, napisane przez Panią Joannę Szczepkowską. Mam straszny sentyment do Autorki, już dobre piętnaście lat temu czytałam w Wyborczej jej tematyczne felietony. Dlatego, chyba trochę subiektywnie wyróżniam jej historię "Okno dla anioła", przedstawiającą historię niespodziewanego, wigilijnego gościa.
W drugiej kolejności podobało mi się opowiadanie "I gęsi, i żurawie" Jerzego Pilcha. Atmosfera świąteczna w biednej wsi, ukazana została przez pryzmat jej mieszkańców, którzy w swym gronie mają jednego wyjątkowego osobnika. Bardzo nietypowa ta świąteczna opowieść, ale o jakimś takim niesamowitym klimacie. Jeżeli to jest typowe dla twórczości Pilcha, to proszę o więcej :)
Trójkę moich faworytów w tym zbiorze zamyka opowiadanie "Niech się panu darzy..." Antoniego Libera. W tej historii pojęcie cudu bożonarodzeniowego, nabiera nowego znaczenia. Świetna opowieść, szkoda tylko, że taka krótka.

Pozostałych sześć opowiadań zrobiło na mnie mniejsze wrażenie, ale nie da się ukryć, że są one przykładem dobrej, polskiej literatury. Opowiadanie Wojciecha Kuczoka "Opowieść wigilijna" jest chyba najbardziej wzruszające i nostalgiczne. "Czwarty, który nie zdążył" Agnieszki Kołakowskiej, to historia czwartego wędrowca, który miał dotrzeć do Betlejem i na własne oczy zobaczyć narodzenie Proroka.
"Franz Carl Weber" Pawła Huelle porusza wątek wspomnień, związanych z czasem świątecznym, który przeplatany jest wciągającą historią, prawie szpiegowską. "Malarz duchów" Nataszy Goerke to obraz z pograniczy snów i jawy. "O mówieniu ludzkim głosem" Łukasza Dębskiego pokazuje, jakie znaczenie mogą mieć święta dla porzuconych dzieci. Bardzo wzruszająca opowieść, choć momentami napisana bardzo brutalnym językiem.
"Puste krzesło przy wigilijnym stole" Stefana Chwin to obraz samotności i skomplikowanych relacji w związku. Czas świąteczny sprzyja zmianom, które radykalnie wpłyną na bohaterów opowiadania.

"9 wigilii" to antologia świąteczna, ale nieco inna od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Jeżeli chcecie poznać trochę inny odcień świąt, zapraszam do lektury.
Książkę przeczytałam w ramach grudniowej Trójki e-pik oraz wyzwania Znalezione pod choinką.

środa, 26 grudnia 2012

Kolędujmy

Jak pisałam, płyty z piosenkami świątecznymi w obcych językach są przede wszystkim na czas przedświąteczny, teraz słucham  kolęd. Ich żywot muzyczny jest krótki, ale zawsze pożądany. W tym roku słucham krążka, który dla mnie jest nowością*, mimo że wydano go w 1999 r. - mówię o Annie Marii Jopek Dzisiaj z Betleyem. Trzynaście kolęd i jedna piosenka zimowa bardziej do posłuchania niż śpiewu są interesująco zaaranżowane przez wymienionego w tytule Pawła Betleya i AMJ. Słucha się przy świecach i oświetlonej choince tekstów znanych podanych tradycyjnie, również jazzująco, ale i rodzinnie w duecie z ojcem, solistą "Mazowsza", Stanisławem Jopkiem (dzisiaj już nieżyjącym). Klamrowo (na rozpoczęciu i zakończeniu) dochodzą dźwięki sunących sań i ciężkich odgłosów kopyt, a jako przeciwwaga - odgłosy z Ziemi Świętej. Tak to połączyły się dwa miejsce, dwa postrzegania tradycji świętowania. Z ulubionych wykonań wymienię Hej, w Dzień Narodzenia i Mizerną cichą. Z kolei Dzisiaj w Betlejem i Mędrcy świata są jak wokalno-muzyczne spektakle w teatrze wyobraźni. Kameralna i klimatyczna płyta niesie w sobie radość świętowania, ociepla więzi międzyludzkie. Cenię ją za cały układ, a nie parę kolęd jak to bywało przy innych płytach. To śpiew  w różnych krajobrazach muzycznych. Polecam, jeżeli ktoś jej nie ma w swojej płytotece.
Oryginalna okładka również przyciąga uwagę.
____________
* Myślę o płycie jako całości, gdyż niektóre z kolęd słyszałam w radiu.

"Choinka" Hans Christian Andersen

W te swieta chcialabym wam przypomniec przepiekna bajke H.Ch.Andersena. Kilka dni temu uslyszalam ja na plycie.

Choinka


Daleko w lesie rosła śliczna mała choinka; wybrała sobie piękne miejsce, 
słońce miało do niej dostęp, powietrza było dużo i wszędzie dookoła niej 
rosło wielu jej starszych towarzyszy: sosny i świerki; ale mała choinka 
chciała tylko rosnąć, nie myślała o gorącym słońcu ani o świeżym 
powietrzu, nie zwracała uwagi na wiejskie dzieci, które biegały rozmawiając 
i zbierając poziomki czy maliny; dzieci przychodziły z pełnym dzbankiem, 
układały jagody na trawie, a potem siadały obok choinki i mówiły: 

- Jakie to śliczne, maleńkie drzewko! - choinka nie lubiła tego. 
Następnego roku była już znacznie wyższa, a gdy znowu upłynął rok, 
urosła jeszcze bardziej; sądząc po ilości słojów, można było wiedzieć, ile 
ma lat. 

- Ach, gdybym już była taka duża jak inne drzewa! - wzdychała mała 
choinka. - Mogłabym wtedy rozpostrzeć szeroko gałęzie i patrzeć w daleki 
świat. Ptaki wiłyby gniazda pośród moich gałęzi, a wiatrowi, gdyby zawiał, 
kłaniałabym się wytwornie głową, zupełnie tak samo jak inne drzewa! 

Nie cieszyło jej słońce ani ptaki, ani różowe obłoki, które przepływały 
wysoko nad nią co rano i co wieczór. 

Kiedy nadchodziła zima i wszystko wokoło przykryte było iskrzącym się, 
białym śniegiem, zdarzało się, że zając przeskakiwał przez choinkę (o, 
jakież to było irytujące!). Ale przeszły dwie zimy i na trzecią zimę drzewo 
zrobiło się takie duże, że zając musiał je okrążać. 

"Ach, rosnąć, rosnąć, być dużą, dorosłą to jedyne szczęście na świecie!" - 
myślała choinka. 

Na jesieni przychodzili zawsze drwale i ścinali niektóre z dużych drzew, 
zdarzało się to co roku i młoda choinka, która była teraz zupełnie duża, 
drżała, bo wielkie, wspaniale drzewa padały na ziemię z trzaskiem i 
hukiem. Odrąbywano gałęzie i drzewa leżały teraz nagie, wąskie i długie; 
trudno je było poznać, a potem ładowano je na wóz i konie wywoziły je z 
lasu. 

Dokąd je wieźli? Co je czekało? 

Na wiosnę, kiedy przylatywały jaskółki i bocian, choinka pytała: 

- Czy wiecie, dokąd je zabrano? Czy nie spotkałyście ich? Jaskółka nic nie 
wiedziała, ale bocian słuchał w zamyśleniu, kiwał głową i mówił: 

- Tak, wydaje mi się, że wiem; kiedy leciałem z Egiptu, spotkałem wiele 
nowych okrętów; na okrętach były wspaniałe maszty, wydaje mi się, że to 
były one, pachniały sosną; pozdrawiałem je wielokrotnie, ale one stały 
tak dumnie, takie wyprostowane! 

- Ach, gdybym to ja już była dość duża na to, aby jeździć po morzach! 
Jakie ono właściwie jest, to morze, i jak wygląda? 

- To za trudne do wytłumaczenia! - powiedział bocian i odleciał. 

- Raduj się twoją młodością! - mówiły promienie słoneczne. - Ciesz się z 
tego, że jesteś młoda, że rośniesz! 

Wiatr całował choinkę, rosa płakała nad nią łzami, ale drzewo nie 
rozumiało tego wcale. 

Kiedy nadeszło Boże Narodzenie, ścięto dwa młode drzewka, może 
mniejsze, a może w tym samym wieku co choinka, ale ona nie miała ani 
chwili spokoju, tylko ciągle chciała w świat. Tym młodym drzewkom, a były 
to najpiękniejsze, nie odrąbano gałęzi, położono je na wozie i konie 
wywiozły je z lasu. 

- Dokąd je zabierają? - pytała choinka. - Nie są większe ode mnie, jedna 
była nawet o wiele ode mnie mniejsza. Dlaczego zostawiono im wszystkie 
gałęzie? Dokąd je wiozą? 

- Wiemy, wiemy! - ćwierkały wróble. - Zaglądaliśmy w mieście do okien! 
Wiemy, dokąd one jadą! Wiozą je do największych wspaniałości, jakie 
sobie można wyobrazić! Zaglądałyśmy do okien i widziałyśmy, że 
zasadzono je pośrodku ciepłego pokoju i ozdobiono najpiękniejszymi 
przedmiotami, złoconymi jabłkami, piernikami, zabawkami i tysiącem 
świeczek! 

- A potem? - pyta choinka i drżała wszystkimi gałązkami. - A potem? Co 
się dzieje potem? 

- Więcej nie widziałyśmy. Ale to było cudowne! 

"Czy i ja jestem stworzona, aby pójść tą promienną drogą? - myślała 
choinka. - To jeszcze lepiej niż pływać po morzu! Jakże cierpię z tęsknoty! 
Żeby już nadeszło Boże Narodzenie! Oto jestem już duża i rozrośnięta, 
tak jak te, które wywieziono zeszłego roku! Ach, gdybym już była na 
wozie! Gdybym już była w tym ciepłym pokoju wśród przepychu i 
wspaniałości. A potem? Tak, potem będzie coś jeszcze piękniejszego, po 
co by mnie tak stroili? Potem musi się stać coś wspanialszego, 
większego - ale co? Ach, jakże cierpię, jakże tęsknię, nie wiem sama, co 
się ze mną dzieje!" 

- Ciesz się ze mnie! - mówiło powietrze i światło słoneczne. - Ciesz się, że 
jesteś młoda, świeża i stoisz na wolności. 

Ale choinka nie cieszyła się wcale; rosła i rosła, latem i zimą była zielona, 
ciemnozielona; ludzie, którzy ją widzieli, mówili: "To piękne drzewo!" A na 
Boże Narodzenie ścięto ją pierwszą. Siekiera przecięła ją głęboko aż do 
szpiku, choinka upadła z jękiem na ziemię, czuła ból, omdlenie i nie 
mogła wcale myśleć o swoim szczęściu; była zmartwiona, że musi porzucić 
miejsce rodzinne, rozłączyć się z pniem, z którego wyrosła: wiedziała, że 
już nigdy nie zobaczy swych drogich, starych towarzyszy, małych 
krzaczków i kwiatów, które dookoła niej rosły, może nawet i ptaków. 
Odjazd wcale nie był przyjemny. 

Choinka ocknęła się, kiedy wypakowano ją razem z innymi drzewami na 
podwórzu i kiedy usłyszała, jak jakiś człowiek powiedział: 

- Ta jest wspaniała, tylko ta nam się przyda. 

Potem przyszło dwóch służących w pięknej liberii i zaniosło choinkę do 
wielkiej, pięknej sali. Naokoło na ścianach wisiały portrety, a obok 
wielkich, kaflowych pieców stały wielkie chińskie wazy z lwami na 
pokrywach; stały tam bujające fotele, sofy kryte jedwabiem, wielkie stoły 
pokryte albumami i zabawki, które kosztowały sto razy po sto talarów 
(tak przynajmniej mówiły dzieci). Wstawiono choinkę w skrzynię do 
śmieci, napełnioną piaskiem, którą dla niepoznaki pokryto dookoła 
zielonym suknem, i postawiono ją na dużym barwnym dywanie. Ach, 
jakże drzewko drżało! Co się teraz stanie? Przyszli lokaje i pokojówki i 
zaczęto przystrajać choinkę. Powiesili na jej gałązkach małe siateczki, 
wycięte z kolorowego papieru; każda napełniona była cukierkami; złocone 
jabłka i orzechy zwieszały się jak przyrośnięte, a do gałęzi przymocowano 
przeszło sto czerwonych, niebieskich i białych świeczek. Lalki, które 
wyglądały jak żywi ludzie (choinka nie widziała takich nigdy przedtem), 
kołysały się wśród zieleni, a na szczycie drzewa umocowano wielką, złotą 
gwiazdę - to było wspaniałe, niewypowiedzianie wspaniałe! 

- Dzisiaj wieczór - mówili wszyscy - dzisiaj wieczór zabłyśnie! 

"Ach - myślała choinka - żeby to już był wieczór! Kiedyż już zapalają się 
choinki? A co potem będzie? Czy przyjdą drzewa z lasu, aby mnie 
oglądać? Czy wróble przylecą do okien? Czy wrosnę tu na zawsze i będę 
stała zimą i latem, wystrojona?" 

Tak, czekała z upragnieniem, ale bolała ją bardzo kora z niecierpliwości, 
a bóle kory są tak przykre dla choinki jak bóle głowy dla nas. 

Wreszcie zapalono świeczki. Jaki blask! Jak cudownie! Gałęzie choinki 
drżały, tak że od jednej ze świeczek zapaliła się zielona gałązka; 
porządnie ją zabolało. 

- Boże święty! - zawołały pokojówki i ugasiły prędko ogień. Teraz choinka 
nie odważyła się już drżeć! O, jakie to było przykre! Bała się, że zgubi coś 
ze swoich ozdób, była zupełnie oszołomiona tym całym blaskiem - oto 
otworzyły się szeroko drzwi i do pokoju wtargnęła cała gromada dzieci tak 
gwałtownie, jak gdyby miały przewrócić drzewko; dorośli wchodzili 
spokojniej; dzieci stały oniemiałe, ale trwało to tylko chwilkę, potem 
zaczęły się znowu cieszyć, aż rozbrzmiewało, tańczyły dookoła drzewka i 
zrywały jeden podarek po drugim. 

"Co one robią? - myślało drzewko. - Co się jeszcze teraz stanie?" Świeczki 
wypaliły się do końca, a gdy tylko która się wypaliła, gaszono ją 
natychmiast, a potem pozwolono dzieciom zrywać wszystko, co było na 
choince. Rzuciły się na nią, tak że aż trzeszczały wszystkie gałęzie; gdyby 
jej szczyt ze złotą gwiazdą nie był przywiązany do sufitu, przewróciłaby się 
na pewno. 

Dzieci tańczyły ze swymi pięknymi zabawkami, nikt nie patrzył już na 
choinkę z wyjątkiem starej niani, która podeszła i zaglądała pomiędzy 
gałązki, ale tylko po to, aby zobaczyć, czy nie zapomniano tam jeszcze 
jakiejś figi lub jabłka. 

- Bajkę, bajkę! - wołały dzieci i ciągnęły małego, grubego człowieczka do 
choinki, człowieczek usiadł akurat pod samą choinką. 

- Będzie nam miło wśród zieleni - powiedział - choinka także posłucha 
bajki, ale opowiem wam tylko jedną historię. Czy chcecie posłuchać bajki 
o Ivede-Avede, czy o Klumpe-Dumpe, który spadł ze schodów, ale mimo 
to spotkały go zaszczyty i zdobył rękę księżniczki? 

- Ivede-Avede! - krzyczały jedne dzieci. - Klumpe-Dumpe! - wołały inne; 
było tyle hałasu i krzyku, tylko choinka milczała i myślała sobie: 

"Czyż dla mnie nie ma tu nic do roboty, zupełnie nic?!" Ale przecież 
spełniła już swe zadanie. 

Mały człowieczek opowiedział bajkę o Klumpe-Dumpe, który spadł ze 
schodów i w końcu zdobył rękę księżniczki. A dzieci klaskały w ręce i 
wołały: - Jeszcze! Jeszcze! - Chciały także usłyszeć drugą bajkę, ale 
usłyszały tylko tę jedną o Klumpe-Dumpe. Choinka stała cicha i 
zamyślona, ptaszki w lesie nigdy nie opowiadały jej nic podobnego o 
Klumpe-Dumpe, który spadł ze schodów, a jednak zdobył 
księżniczkę. "Więc to tak, tak dzieje się na świecie - myślała choinka i 
wierzyła, że tak było naprawdę, opowiadał to przecież taki miły pan. - 
Tak, tak, któż to może wiedzieć. Może i ja spadnę ze schodów, a potem 
dostanę księcia za męża." I myślała z radością o tym, że na drugi dzień 
ubiorą ją w świeczki, zabawki, złoto i owoce. 

"Jutro już nie będę drżała - myślała choinka - będę się cieszyła całym 
sercem z mego szczęścia. Jutro usłyszę znowu bajkę o Klumpe-Dumpe, 
może także tę drugą o Ivede-Avede." 

I przez noc całą drzewko stało ciche i zamyślone. 

Rano przyszli służący i pokojówka. 

"Zaraz zaczną mnie na nowo stroić" - myślało drzewko. Ale wyciągnięto je 
z pokoju na strych, gdzie nie zaglądał ani jeden promyk słońca. "Co to 
ma znaczyć? - myślała choinka. - Co mam tu robić? Co ja tu usłyszę?" 
Oparła się o ścianę i rozmyślała... A miała dość czasu, bo upływały dni i 
noce, nikt do niej nie wchodził, a kiedy nareszcie ktoś przyszedł, to 
jedynie po to, aby wstawić do kąta parę wielkich skrzyń; drzewko stało 
ukryte: pewnie wszyscy o nim zapomnieli. 

"Teraz tam na dworze jest zima - myślała choinka. - Ziemia jest twarda i 
przykryta śniegiem, ludzie nie mogą mnie zasadzić i dlatego muszę tu 
czekać aż do wiosny w tym schronieniu. Jakże to świetnie obmyślone! Jacy 
ludzie są dobrzy! Gdyby tu tylko nie było tak ciemno i tak strasznie 
samotnie! Gdyby tu się zjawił przynajmniej jakiś mały zajączek. Jakże 
tam było przyjemnie w lesie, kiedy leżał śnieg i przelatywał zając; tak, 
nawet kiedy przeskakiwał przeze mnie, ale wówczas nie lubiłam tego. Tu 
na strychu jest tak strasznie samotnie". 

- Pip! pip! - pisnęła w tej chwili mała myszka i wyskoczyła z kąta, a za nią 
biegła druga. Obwąchały drzewko i wsunęły się pomiędzy gałęzie. 

- Jakże tu okropnie zimno - powiedziały obie małe myszki. - Gdyby nie 
to, byłoby tu dobrze, prawda, stara choinko? 

- Nie jestem wcale stara - powiedziała choinka. - Znam dużo, dużo drzew 
o wiele starszych ode mnie! 

- Skąd się tu wzięłaś i co potrafisz? - pytały myszy. Były takie strasznie 
ciekawe. - Opowiedz nam o najpiękniejszym miejscu na świecie. Czy byłaś 
tam? Czy byłaś w spiżarni, gdzie leżą na półkach sery, gdzie spod sufitu 
zwisają szynki, gdzie się tańczy na świecach łojowych i gdzie się wchodzi 
chudym, a wychodzi tłustym? 

- Nie znam tego miejsca - powiedziała choinka. - Ale znam las, gdzie 
świeci słońce i śpiewają ptaki! - I potem opowiedziała wszystko o swojej 
młodości, a małe myszki jeszcze nigdy niczego podobnego nie słyszały, 
więc słuchały uważnie i mówiły: 

- Jakże ty dużo widziałaś. Jakże byłaś szczęśliwa! 

- Ja? - śmiała choinka i myślała o tym, co sama opowiedziała. - Tak, były 
to w istocie szczęśliwe czasy. - A potem opowiedziała o wieczorze 
wigilijnym, kiedy ozdobiono ją piernikami i świeczkami. 

- O - powiedziały małe myszki - jakże byłaś szczęśliwa, stara choino! 

- Nie jestem wcale stara - powiedziała choinka. - Dopiero tej zimy 
przybyłam z lasu. Jestem w najlepszych latach. Przestałam tylko dalej 
rosnąć. 

- Jak ślicznie opowiadasz! - powiedziały myszki i następnej nocy przyszły 
z czterema innymi myszami, które także chciały słuchać, co drzewo 
opowiada, a im więcej choinka opowiadała, tym wyraźniej przypominała 
sobie sama wszystko i rozmyślała: "Były to jednak wesołe czasy. Ale 
mogą jeszcze wrócić, mogą wrócić. Klumpe-Dumpe spadł ze schodów, a 
pomimo to ożenił się z księżniczką, a może i ja dostanę księcia." 

A potem pomyślała o małym, ślicznym dębie w lesie, który mógłby jej 
zastąpić pięknego księcia. 

- Kto to jest Klumpe-Dumpe? - pytały małe myszki. Więc choinka 
opowiedziała im całą bajkę, pamiętała każde słowo, a małe myszki miały 
ochotę skakać z radości aż pod sam wierzchołek choinki. Następnej nocy 
przyszło o wiele więcej myszy, a w niedzielę nawet dwa szczury, ale te 
powiedziały, że bajka nie jest zajmująca, co bardzo zmartwiło małe 
myszki, bo wobec tego bajka przestała im się podobać. 

- Czy pani umie tylko tę jedną bajkę? - pytały szczury. 

- Tylko tę jedną - odpowiedziała choinka. - Usłyszałam ją tego 
najszczęśliwszego wieczora, ale wtedy nie myślałam o tym, jaka jestem 
szczęśliwa! 

- To bardzo nudne opowiadanie. Czy pani nie umie opowiedzieć jakiejś 
bajki o słoninie lub o łojowych świecach? Żadnej bajki spiżarnianej? 

- Nie - powiedziało drzewko. 

- Wobec tego dziękujemy - oświadczyły szczury i wróciły do swego 
towarzystwa. 

Małe myszki odeszły w końcu także i choinka westchnęła: 

- Było jednak bardzo przyjemnie, kiedy te wesołe małe myszki siedziały 
dookoła mnie i słuchały, co im opowiadam. I to przeszło! Ale będę o tym 
myślała i będę się cieszyła myślą, że mnie stąd zabiorą. 

Kiedyż to się stało? Tak, pewnego ranka przyszli jacyś ludzie i zaczęli 
porządkować strych. Odstawili skrzynie, wyciągnęli choinkę i rzucili ją co 
prawda dość ostro na ziemię, ale służący ściągnął ją natychmiast po 
schodach, tam gdzie był jasny dzień. 

"Teraz znowu zaczyna się życie" - pomyślała choinka, czuła świeże 
powietrze, pierwszy promień słońca, i oto była na podwórzu. Wszystko 
odbyło się tak szybko, choinka zapomniała zupełnie spojrzeć na siebie 
samą, było tyle do oglądania wokoło niej. Podwórze przylegało do 
ogrodu, gdzie wszystko kwitło; róże pięły się na niskich sztachetach i były 
takie świeże i pachnące; kwitły lipy, a wokoło fruwały jaskółki i ćwierkały: 

- Ćwir, ćwir, przyjechała nasza ukochana! - ale nie miała na myśli choinki. 

"Teraz będę żyła" - cieszyła się choinka i rozpostarła swoje gałęzie 
szeroko, gałęzie były zeschłe i żółte, a ona sama leżała w kącie 
pomiędzy chwastami i pokrzywami. Na jej wierzchołku tkwiła gwiazda ze 
złotego papieru i błyszczała w jasnym blasku słońca. 

Na podwórzu bawiło się kilkoro dzieci spośród tej wesołej gromadki, która 
na Boże Narodzenie tańczyła wokoło drzewka i tak się nim cieszyła. Jedno 
z najmniejszych podbiegło i zerwało złotą gwiazdę. 

- Patrzcie, co tam zostało jeszcze na tej szkaradnej, starej choinie! - 
powiedział chłopiec i zaczął deptać gałęzie, aż trzeszczały pod jego 
butami. 

A choinka spojrzała na piękne, pachnące kwiaty w ogrodzie, spojrzała na 
siebie samą i zatęskniła do ciemnego kąta na strychu; myślała o swojej 
młodości w lesie, o wesołym wieczorze wigilijnym i o małych myszkach, 
które tak chętnie słuchały bajki o Klumpe-Dumpe. 

- Skończyło się, skończyło! - powiedziała biedna choinka. - Dlaczego nie 
cieszyłam się wtedy, kiedy jeszcze było z czego? Skończyło się! 
Skończyło! 

Przyszedł parobek i porąbał drzewo na małe kawałki, leżała ich już cała 
wiązka. Paliła się jasnym płomieniem pod wielkim kotłem do warzenia 
piwa i choinka wzdychała głęboko, każde westchnienie brzmiało niby 
krótki wystrzał i zwabiło dzieci bawiące się na podwórzu; usadowiły się 
przed ogniem, patrzały w płomień i wołały: - Piff! Paff! - Przy każdym 
trzasku, który był głębokim westchnieniem, myślała choinka o letnim dniu 
w lesie i zimowej nocy, kiedy błyszczały gwiazdy, myślała o wieczorze 
wigilijnym i o Klumpe-Dumpe, jedynej bajce, którą usłyszała i którą 
potrafiła opowiedzieć, a potem spaliła się do reszty. 

Chłopcy bawili się na podwórzu, a najmniejszy z nich miał na piersi złotą 
gwiazdę, która zdobiła choinkę owego najszczęśliwszego wieczoru. 

Teraz się to skończyło i drzewka już nie ma, cała bajka się skończyła, 
skończyła tak, jak się kończą wszystkie bajki na świecie.
 
Tekst bajki z portalu: www.poema.pl
 
 
zdjecie: http://poradniaonline.wordpress.com/cytaty/

"Noelka" Małgorzata Musierowicz


To były moje pierwsze Święta z „Noelką”. W przedświątecznej gorączce, zmęczona pakowaniem prezentów, pieczeniem i gotowaniem, spojrzałam na moją półkę z książkami szukając takiej, która gwarantowałaby uśmiech i odprężenie. „Noelka”! Moja przygoda z „Jeżycjadą” skończyła się na piątym tomie, ale postanowiłam przeskoczyć tom szósty i świątecznie spotkać się z bohaterami tej książki. To była bardzo dobra decyzja. Z rozczuleniem wędrowałam po poznańskich ulicach, razem z rozpieszczoną Elką i Tomciem (który już urósł od „Kłamczuchy”, więc zwą go teraz po prostu Tomkiem).
W wigilijny wieczór zajrzałam do wielu domów, w tym do domu Bobcia, czyli ekstrawaganckiego Baltony, a przede wszystkim do domu szalonej rodziny Borejków. Cudnie było się przekonać, że nie w każdym domu wszystko jest „normalnie”, bo i u mnie często nie bywało, zamiast podniosłej atmosfery, dzień był istnym szaleństwem, wypełniony bieganiem pomiędzy kuchnią i pokojem z choinką oraz często zapomnianymi sprawunkami.

Ta wigilijna wędrówka z Aniołkiem i Gwiazdorem przypomina nam,  jak różne są  rodziny i jak różne są wigilie. Są i takie, w których główną rolę pełnią prezenty, wystrojeni rodzice i dzieci zapominają, co jest istotą Świąt, co jest esencją rodziny i bycia razem. Są także domy, w których jest biednie, prezenty skromne,  ale podarowane z głębi przepastnych serc, w którym znajdziemy tony miłości dla obdarowywanego. Tam świętuje się na całego. Jest też dom Borejków. Dom, który jeśli się go odwiedzi, to nie chce się opuszczać. Tam miłość fruwa w powietrzu, a ciepło serc rozgrzeje i wprawi w dobry humor dosłownie każdego. Do tego domu pod byle pretekstem chce się wpadać codziennie, a nawet kilka razy dziennie, aby nawdychać się tej świątecznej atmosfery i przekonać się, że najważniejszą rzeczą na świecie jest rodzina.

Bożonarodzeniową, zatem magiczną, metamorfozę Elki obserwowałam z uśmiechem. Jeżeli coś może rozkruszyć lód w sercu, to właśnie te Święta i spotkanie odpowiednich osób. Jakże symboliczna jest scena w podziemiu, kiedy Elka spotyka ponownie Tempertulę i prosi o przebaczenie, które zostaje udzielone bez jednego słowa. W wigilię wszystko może się zdarzyć, a ja, i to dziecko, które ciągle mieszka we mnie, bardzo pragnę wciąż w to wierzyć.  „Noelkę” zaś wpisuję do mojego kanonu lektur obowiązkowych na Boże Narodzenie.



____________________

Małgorzata Musierowicz, Noelka, Wydawnictwo Akapit Press, Łódź, s. 186.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 24



Wszystkim współautorkom oraz czytelnikom "Znalezione pod choinką"
chciałabym życzyć zdrowych, pogodnych świąt,
spędzonych w sposób, który najbardziej Wam odpowiada,
takich, żeby można je było długo wspominać,
po prostu
Pięknego Bożego Narodzenia!

niedziela, 23 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 23





BOŻE NARODZENIE W INNYCH KRAJACH


W przedostatniej kartce w czwartą i ostatnią niedzielę Adwentu krótko o zwyczajach świątecznych w innych krajach.
ANGLIA: typowy świąteczny obiad to indyk z żurawinami, pieczone ziemniaki sos chlebowy, brukselka gotowana, pieczone kasztany, a na deser Christmas pudding. Pudding ten przygotowuje się na kilka tygodni przed świętami, żeby dojrzewał, a jedną z tradycji jest ukrywanie w nim np. monety. Do tradycyjnych potraw należą też mince pies, dawniej z nadzieniem mięsno-bakaliowym, teraz chyba już raczej tylko bakaliowym. A co się pije? Oczywiście eggnog, czyli coś jakby ajerkoniak.

HOLANDIA: święta zaczynają się o północy 24 grudnia. I choć Holendrzy nie zasiadają do wigilijnej kolacji, to czekają do tej północy właśnie, aby zjeść specjalnie upieczony chleb, ciastka z migdałami i wypić ciepłe kakao lub herbatę.

FRANCJA: we Francji królują w tym okresie gęsie wątróbki. Ale Francuzi mają wieczerzę wigilijną, chociaż już po pasterce. A tradycyjną potrawą - wypiekiem jest bûche de Noëlczyli "Polano Bożego Narodzenia" - rolada w polewie czekoladowej, która spływając powinna zostawiać sęki.

SZWECJA: Szwedzi zasiadają do wigilijnego stołu punktualnie o 15 - jak głosi podobno plotka, zwyczaj ten został narzucony przez telewizję ;) Na stole królują ryby, szynki, dziczyzna (łosie lub reny) oraz nie może zabraknąć kulistych pulpecików.

NIEMCY: głównym świątecznym posiłkiem jest śniadanie 25 grudnia. W Niemczech na święta piecze się pierniki w tym najsławniejsze norymberskie. Dużą popularnością cieszą się też wyroby z marcepanu.

Ale nie tylko w Europie obchodzi się Boże Narodzenie - jeszcze huczniej i dłużej, bo na wiele dni przed uroczyste obchody zaczynają się w Kolumbii, Meksyku czy Boliwii. Pochody, procesje, szopki i ... tańce, bo tańce są formą swoistej modlitwy w tamtych kręgach kulturowych.

A może znacie jakieś tradycje z innych krajów?


Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" strony 109-120.

"Na Gwiazdkę" Małgorzata Musierowicz


„Na Gwiazdkę” Małgorzaty Musierowicz, ogrzała moje serce i przyniosła mi dużo radości w ten przedświąteczny czas. Ta skromnego rozmiaru książeczka, nostalgiczna i nastrojowa, napisana jest z typowym dla Małgorzaty Musierowicz pazurem i przyprószona leciutko mgiełką humoru. Dokładnie tego potrzebowałam, aby odetchnąć od gorączkowych przygotowań, kolejek, pakowania prezentów i kolejnej blachy upieczonych ciasteczek.

We wstępie Autorka pisze, że to niby taki mały poradnik dla młodych czytelniczek, o tym jak przygotować Boże Narodzenie, „z pewnymi sugestiami kulinarnymi, ale też i o charakterze ogólniejszym”. Kiedy czytałam tą książkę szczerze żałowałam, że sięgnęłam po nią tak późno, bo tam i przepis na doskonale pierniczki, piernik i tort makowy się znajdzie. Nawet przypomnienie, kiedy trzeba ukisić barszcz! A tu już menu świąteczne obmyślone i nawet niektóre podpunkty wykonane! Nic to, wykorzystam w przyszłym roku. Przepisy przeplatają się z pięknymi opowieściami, niektóre są zaczerpnięte z życia pisarki, niektóre z historii. Cudnie je się czyta wciśnięte pomiędzy fragment wiersza i przepis „który zawsze wychodzi”. Pani Małgorzata uchyliła dla nas drzwi swojego domu i życia pozwalając podglądać, jak u niej szykuje się do Świąt. Przypomina nam, że oczekiwanie na Święta należy rozpocząć w pierwszym dniu Adwentu, i nie tylko o te wizualne aspekty chodzi, ale głównie o przygotowanie samych siebie.
    „Dlaczego niektórzy ludzie właśnie w Wigilię stają się tak nieznośni dokuczliwi?
     Tego wieczoru czekamy, aż urodzi się Miłość. Ona wciąż się odradza na nowo, jest bezbronna jak małe dziecko i – tak jak ono – wymaga, żeby ja przyjąć całym sercem, żeby się o nią zatroszczyć, żeby skupić na niej uwagę.
    Wtedy rozkwita.
    Ale człowiek, który kogoś skrzywdził, który uczynił coś niegodziwego albo zaprzeczył sam sobie, popada w dziwną rozpacz i szydercze rozdrażnienie, kiedy w wieczór poprzedzający przybycie Miłości musi sobie nagle uprzytomnić, że się jej sprzeniewierzył”.

Z przyjemnością poczytałam sobie o rodzinnej tradycji robienia ozdób choinkowych, wśród których ptaszki i aniołki mają szczególne miejsce. Z tyłu książki można znaleźć szablony do ich własnoręcznego wykonania! Małgorzata Musierowicz w przepiękny sposób opowiada o swojej fascynacji jednymi i drugimi. 
Uwielbiam takie zwyczajne, ale bardzo intymne wyznania, wtedy mam wrażenie, że pisarz to człowiek, a nie postać na cokole.

Ta książka z pewnością zawita u mnie i za rok i za dwa... Pokuszę się kiedyś pewnie na wypróbowanie przepisów, ale to nie z ich powodu będę do niej wracać. To ciepło z niej bijące, mądrość i radość oczekiwania na Święta będą tym magnesem. Prawdziwy miód na moje serce i lek na przedświąteczny stres. 


____________________________

Małgorzata Musierowicz, Na Gwiazdkę, Wydawnictwo Akapit Press, Łódź 2007, s.144.


Zdania napisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki. 

sobota, 22 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 22





WIGILIJNE POTRAWY



Gdy już zaświeci pierwsza gwiazdka i podzielimy się opłatkiem z bliskimi, możemy wreszcie zasiąść do stołu do uroczystej i odświętnej wieczerzy. Wielu z nas czeka cały rok na potrawy, które pojawiają się tylko wtedy. Ale czy wiemy dlaczego właśnie są one takie specyficzne?
Ta uczta w dawnych pogańskich czasach była ucztą zaduszną i właśnie w doborze potraw czy składników możemy zauważyć podobieństwo. Zgodnie z dawnymi wierzeniami dusza musiała się czymś pożywić, a takimi typowymi pokarmami dla dusz były m.in. fasola, groch, kasza, jabłka, orzechy i miód. Wigilijne menu musiało też być tak skomponowano, aby uwzględnić (o czym już wspominałam w którejś wcześniejszej kartce z kalendarza) wszystkie płody rolne, leśne oraz z rzek, jezior i stawów.

A co pojawiało się na stołach - barszcz z buraków lub zupa grzybowa, a czasem migdałowa, postny bigos, kasza jaglana z suszonymi śliwkami, groch lub fasola, kluski pszenne z makiem, kisiel z owsa, kutia, piernik, jabłka i orzechy oraz oczywiście ryby.

Jeszcze krótko o symbolice niektórych składników. Jabłka to symbol miłości, zdrowia, zgody, wiecznej młodości, odkupienia, śliwki odpędzają złe moce i mogą dać długowieczność, gruszki też mogą przedłużać życie, ale tez przyciągnąć pieniądze. Figi, które w postaci suszonej dodaje się u nas do świątecznych wypieków lub kutii, symbolizują płodność, obfitość i nieśmiertelność, a daktyle - płodność i dostatek.
Miód - boski pokarm, o magicznej mocy. To symbol wiecznego szczęścia, bogactwa, miłości i mądrości. Pierniczki z miodem zależnie od kształtów mogą ochronić przed złem (gwiazdki), odpędzać złe duchy (dzwonki) czy dawać radość (okrągłe). Nawet, wydawałoby się pospolita, kapusta może chronić przed złem i przynieść dostatek.  I jeszcze ryby, które od wieków dla wielu kultur były święte. Dla katolików - to stary chrześcijański znak tajemnicy - symbol pożywienia duchowego.

W Polsce jest do dziś bardzo duże zróżnicowanie, jeśli chodzi o tradycyjne potrawy goszczące w domach na Wigilię - u każdego coś innego. Dziękując Wam za Wasze ulubione kolędy, chciałabym zapytać, co jada się u Was w ten specjalny wieczór?

W moim domu rodzinnym (dziadkowie pochodzą z Kresów) potrawy były następujące - barszcz czysty z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, kutia, karp smażony, groch z kapustą na ciepło, gołąbki z kaszą gryczaną. Jak byłam dzieckiem w zasadzie nic z tego prócz kutii nie lubiłam. Potem mi się zmieniło :)



Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" strony 81-87, 108-109.

"Świąteczny sweter"

Przemierzając wzrokiem półki biblioteczne w poszukiwaniu kolejnej książki osadzonej w klimacie świąt Bożego Narodzenia, natknęłam się na Świąteczny sweter Glenna Becka z okładką w kolorze zimowo-podarunkowym. Szybka decyzja i książka już jest moja na parę godzin. Moralizująca opowieść o prezencie, który rozczarowuje, i zrozumienie nagannego postępku bohatera-narratora nie jest niczym odkrywczym, nawet sugeruje się, iż fabuła jest współczesną krewną samego Karola Dickensa. Druga część powieści wprawdzie wyraźnie czerpie z pomysłu Opowieści wigilijnej wielkiego Anglika, lecz bardziej grzeje się w cieniu Mistrza niż świeci jasnym oryginalnym blaskiem. O ile pierwsza część jeszcze zaciekawia szlachetnością i pracowitością rodziny  dwunastoletniego Eddiego i jego oczekiwaniem na wymarzony prezent, o tyle druga mimo wysiłków autora wzbudza lekką irytację. Niektórzy pisarze amerykańscy muszą wszystko wyłożyć łopatologicznie, a nawet Bogu nadać kształty, by mógł kontaktować się z owieczkami. Szkółka niedzielna i nasz Stanisław Jachowicz razem wzięci. Książka zdecydowanie dla tych, którzy lubią treści religijne z drugiej ręki i morał ku pokrzepieniu.
______________________
Glenn Beck, Świąteczny sweter / The Christmas Sweater, przeł. Anna Reszka, wyd. I, s. 288, Nowa Proza, Warszawa 2009.

piątek, 21 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 21





KOLĘDY I PASTORAŁKI


Chyba najpiękniejsze pieśni śpiewane w kościele to kolędy właśnie. I tylko szkoda, że okres, w którym możemy się nimi cieszyć trwa tak krótko.
Ale polskie kolędy mają w sobie nie tylko modlitwę czy pierwiastek 'kościelny', one opowiadają też o dawniejszym życiu - o pasterzach, parobkach ale ukazanych w krajobrazie polskiej wsi. Jest w kolędach naszych i zaduma, tęsknota, rzewność, ale również humor i wesołość.

Pierwszą kolędę stworzył podobno święty Franciszek z Asyżu (chyba musiał lubić te święta - najpierw 'wynalazł' jasełka, potem kolędy), a później z Włoch kolędy powędrowały dalej. A czy wiecie, że pierwsza polska kolęda wspomniana została w rękopisie z 1424 roku? Zaczynała się słowami: "Zdrow bądź, krolu anjelski". Choć bardziej znana i do dziś śpiewana jest "Anioł pasterzom mówił", która pochodzi z XV wieku.

Najbardziej 'płodnym' okresem dla polskich kolęd był wiek XVI i XVII - to wtedy najwięksi polscy twórcy pisali słowa tych pieśni. Jak np. Piotr Skarga, który napisał moją ulubioną kolędę - "W żłobie leży". W XVIII wieku za to powstała chyba jedna z najpopularniejszych "Bóg się rodzi" autorstwa Franciszka Karpińskiego. A w XIX wieku Teofil Lenartowicz napisał "Mizerna, cicha stajenka licha". Śpiewamy te kolędy, ale chyba rzadko zdarza się nam pomyśleć, jak bardzo są stare, ile pokoleń ludzi, Polaków, śpiewało je przed nami!
Wiele kolęd ma melodię popularnych tańców - "Bóg się rodzi"to polonez, "Hej bracia, czy wy śpicie" krakowiak, "Dzisiaj w Betlejem" mazur. 

W domach śpiewano też pastorałki (te jednak są mniej popularne), ale to już nie są pieśni o treści głównie religijnej. W pastorałkach  więcej jest realiów życia codziennego, ludowej gwary i humoru.

A dziś do głosu dochodzą coraz częściej pieśni i piosenki bożonarodzeniowe z anglojęzycznego kręgu kulturowego - niektóre też są bardzo ładne i muszę przyznać, że słucham ich z przyjemnością. Jednak jakiś taki podniosły i bardzo szczególny wzruszający nastrój mogą przynieść tylko kolędy.

Bardzo jestem ciekawa - podzielcie się proszę - jaka jest Wasza ulubiona?



Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" strony 76-81.
 "Święta w polskim domu" J. Łagoda, M. Łagoda- Marciniak, A. Gotowiec, wyd. Publicat, Poznań 2006, rozdział "Boże Narodzenie", strona 22.

czwartek, 20 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 20





PASTERKA


Po wigilijnej wieczerzy zwyczaj nakazuje, aby udać się na jedną z najpiękniejszych mszy w obrządku katolickim - odprawianą o północy 25 grudnia - pierwszą prawdziwie bożonarodzeniową - Pasterkę. Ważne, żeby przynajmniej jedna osoba z rodziny w niej uczestniczyła.
Dawniej w drodze na Pasterkę wszyscy bardzo się spieszyli, bo kto pierwszy przekroczył próg kościoła, ten zbierał później najobfitsze plony i we wszystkich gospodarskich poczynaniach najlepiej mu się wiodło. 

A w czasie samej mszy, podniosłej i uroczystej  niektórzy zaczynali płatanie psikusów. Żarty były początkiem zabaw karnawałowych. A co robiono? Ano np. wlewano do kropielnic atrament, zszywano klęczącym ubrania (rąbek spódnicy do ... kołnierza) albo związywano kilka osób sznurkiem.

Co jest najpiękniejsze w Pasterce?  Śpiewanie kolęd, ale o kolędach w jednej z następnych 'kartek' z kalendarza :)



Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" strony 56-57, 87.
 "Święta w polskim domu" J. Łagoda, M. Łagoda- Marciniak, A. Gotowiec, wyd. Publicat, Poznań 2006, rozdział "Boże Narodzenie", str. 22.

Wigilia na Monte Sicuro

Tu scendi dalle stelle, o Re del cielo,
e vieni in una grotta, al freddo e al gelo.
O, Bambino mio divino,
in Ti vedo qui a tremar!
O, Dio beato,
aih! quanto Ti costo'
l'averci amato!... Tak śpiewały kolędę włoskie dzieci z miasteczka Monte Sicuro w podzięce za otrzymane prezenty w Wigilię 1945 roku. Nie spodziewałam się, iż natrafię na wątek wigilijny w powieści Gustawa Morcinka Judasz z Monte Sicuro.


Książka jak kalendarz adwentowy prowadzony od 11 grudnia 1945 r. do Wigilii z bonusem 26 grudnia. Każdego dnia jedna opowieść. Jednocześnie otrzymujemy kompozycyjny pierścień zaczynający się od wjazdu do miasteczka na wzgórzu a kończący zjazdem, pospiesznym opuszczeniem. Dodatkowo dostrzegalna jest budowa szkatułkowa (ten kalendarz), która poszerza czas fabuły nawet od 1919 roku. 

W tak dopracowanej kompozycyjnie powieści pisarz sięga do swoich przeżyć wojennych, którą spędził w obozach koncentracyjnych w Skrochowicach, Sachsenhausen i Dachau oraz swej rekonwalescencji we Francji, pobytu we Włoszech. I właśnie na miejsce swej akcji wybrał odcięte od świata miasteczko na wzgórzu w pobliżu Ancony - Monte Sicuro. To tam pułkownik II Korpusu wysłał ocalonych z obozów trzynastu cywilów, łazików, chudych jak Piotrowiny, co z grobu wylazły, jak o nich mówią, by uporali się ze swoimi wojennymi przeżyciami, oczyścili i mogli wrócić do świata.
 
Zakwaterowani zostają w zdewastowanym w wyniku działań wojennych zamku. Płonie ogień w kominku, oni zaś wylegują się między inkunabułami i innymi starymi księgami. Wśród nich jest trzech inteligentów, jeden Polonus z Francji, Polak żydowskiego pochodzenia i ośmiu robotników. Zawieszeni są w politycznym i społecznym niebycie. Tam w kraju są być może ocalone rodziny, a tu oczekiwanie, mrzonki o powrocie Andersa z korpusem i generała Maczka z dywizją i całego sprzętu bojowego, jak również czekanie na przyjęcie emigrantów przez Anglików. Są jak apostołowie, z których jeden okaże się Judaszem i wróci do kraju komunistów. Tymczasem aluzja pułkownika do biblijnego Judasza wzbudza wspomnienia dwóch mężczyzn, którzy w głębi duszy już uważają się za Judaszów, gdy analizują swoje zachowanie sprzed lat względem najdroższych im osób.
Co robić w tym wyizolowanym miejscu? Jak zająć czas? Kapitan mianowany starostą wprawdzie chce czytać ukochaną Złotą legendę, lecz ów biały kruk i losy świętej Julianny nie wzbudzają zainteresowania. Natomiast propozycja Jacka Kuźmy, postaci wyróżniającej się spośród innych, zostaje przyjęta. Od 11 grudnia mają opowiadać po kolei swoje największe przeżycie, takie, które do tej pory nie daje mu spokoju. "Wszyscy kamraci na Monte Sicuro to ludzie z jakimiś kompleksami...", a miejsce sprzyja zwierzeniom. (...)

Grudzień sprzyja tęsknocie, myśli krążą wokół rodzin, które są gdzieś w kraju, bliskich, których losy są nieznane i tych, których się już nie zobaczy. To czas rozliczania ze swoich życiowych grzechów. Najważniejsza jednak dla konstrukcji fabuły będzie wigilijna opowieść Jacka Kuźmy, która dopiero ujawni więzy z poprzednimi postaciami, które już się pojawiły w tle innych historii. Jednak wyjątkowy dzień w kończącym się roku będzie miał preludium w podarunkach łazików dla włoskich dzieci i ich kolędowaniu, obozowym wspomnieniu, gdy w Sachsenhausen pod oświetloną choinkę na rozkaz esesmanów wynoszono schorowanych więźniów, by skonali na mrozie przy dźwiękach Stille Nacht, oraz choince zrobionej z kolczastego drutu przyniesionej przez Krzywonosa do zamkowego refektarza, nie tyleż śmiesznej co tragicznej. Wspólne kolędowanie to Lulajże, Jezuniu, której słowa rozwijają się w kierunku narzuconym przez mandolinistę Partyzanta:
Dam ja ci słodkiego, Jezu cukierku,
Rodzynków, migdałów, co mam w pudełku...
stanie się pierwszym elementem finału, by przejść ku wniesieniu "syneczka".

Powieść pisana w ostatnich latach życia autora zaskakuje tematem, sposobem ujęcia losów bohaterów, odejściem od propagandy, bo przecież wątek historyczny i wahania bohaterów są jak najbardziej zrozumiałe. Łączy w sobie narrację powieściową i nowelistyczną. Może jest i na swój sposób melodramatyczna, lecz czytelnikowi to nie musi przeszkadzać.
 
Całość recenzji na blogu.
______________________

Gustaw Morcinek, Judasz z Monte Sicuro, wyd. 4., s. 288, Wydawnictwo "Śląsk", Katowice 1982.

środa, 19 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 19





WIGILIJNE WRÓŻBY


Cały wigilijny dzień jest niezwykle ważny, prawie wszystko może wróżyć przyszłość.

I tak np. jeśli rano pierwszy do domu wejdzie mężczyzna to cały rok domownikom w zdrowiu będzie płynął. Jasny pogodny dzień - kury będą się niosły, dzień pochmurny - będzie dużo mleka :) Ale jest jeszcze jedna ważna wróżba 'pogodowa' - jeżeli jest jasno, to za mąż w przyszłym roku wyjdą panny młode i biedne, jak pochmurno - stare i bogate ;)))

Dawniej wróżono również ze źdźbeł sianka spod obrusa, z kłosów wyciąganych ze snopków, które stały w kątach pokoju, z nawoływania przed domem ( z której strony odezwie się echo, z tej przyjdzie przyszły mąż), a nawet z ... rzucania kutią do góry!



Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" strony 63-65.

wtorek, 18 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 18





JEMIOŁA


 Jednym z 'nowszych' (od XX wieku) symboli świątecznych stała się jemioła. Ceniona jednak była już w czasach starożytnych przez Rzymian, a także Celtów. Druidzi uważali ją za dar nieba i składali bogom w ofiarach.

Była też znana w krajach skandynawskich, gdzie jednak była symbolem niewinnego, ale zarazem śmiercionośnego pod wpływem złych czarów narzędzia. W wielu krajach wierzono, że zawiera żywą duszę - jest więc symbolem życia, odrodzenia i odnowienia życia rodzinnego, a także godzenia przeciwieństw.

A ponieważ, jako ten symbol zgody, wybaczenia, pojednania, w języku kwiatów jemioła oznacza 'pokonam wszystkie trudności' - można się pod nią w czasie świąt Bożego Narodzenia bezkarnie całować. Należy pamiętać, o czym nie wiedziałam że przy każdym takim pocałunku tzreba zerwać jedną jagodę :)



Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" str. 107.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 17





ŚWIĘTY SZCZEPAN


Dziś mały przeskok (do Wigilii jeszcze wrócimy) do ... drugiego dnia świąt. Ten dzień mija pod patronatem świętego Szczepana. Dawniej była to bardzo ważna data - tego dnia bowiem najczęściej wygasały 'kontrakty' ze służbą i tego dnia właśnie zgadzano nowych służących. Stąd zresztą stara nazwa Bożego Narodzenia, które zwano Godami jeszcze na początku XX wieku.
I stąd wzięły się też przysłowia ludowe jak np. "W dzień świętego Szczepana sługa na wsi zmienia pana", "Kto zna chłopskie obchody, ten godzi sługi na gody".
Ale były też inne tradycje. W kościołach odbywało się tego dnia święcenie ziaren zbóż, których garść dodawano do ziarna przeznaczonego na zasiew. Resztą obsypywano księdza, co symbolicznie nawiązywało do męczeńskiej śmierci św. Szczepana (przez ukamienowanie).


Na koniec dużo przyjemniejszy zwyczaj. Drugiego dnia świąt zaczynał się okres chodzenia w odwiedziny z życzeniami bożonarodzeniowymi. Nazywano to chodzeniem na na podłaz. Podłaźnikami często byli młodzi chłopcy, którzy wykorzystywali okazję, by dać znać wybrankom, że przychodzą w konkury. Z tych zalotów i poszukiwania tego dnia przyszłego małżonka zostało coś do dzisiejszych czasów - 26 grudnia to jedna z częstszych dat zawierania ślubów kościelnych!
Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" strony 106-107.
 "Święta w polskim domu" J. Łagoda, M. Łagoda- Marciniak, A. Gotowiec, wyd. Publicat, Poznań 2006, rozdział "Boże Narodzenie", strony 15, 22-23.

niedziela, 16 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 16





WIGILIA
Obrzędy i zwyczaje cz. III



Wigilijna wieczerza od słowiańskich uczt zadusznych składała się z potraw postnych. Stąd jedną z dawnych nazw tej szczególnej kolacji była postnik lub  pośnik, inne nazwy to np. kolenda, kucja, czy Pańska Wieczerza.  Aż wreszcie od łacińskiego słowa vigilo - czuwać, przyjęto nazwę wigilia.

Do wieczerzy tej zasiadano , gdy na niebie zaświeciła pierwsza gwiazdka. Na początku zawsze była wspólna modlitwa, a sam charakter tego specyficznego spotkania przy stole był odświętny i uroczysty. Wszystkie potrawy powinny stać na stole, bo tylko ewentualnie gospodyni wolno było wstać od stołu przed końcem jedzenia. Nie powinno się głośno rozmawiać, przekrzykiwać, żeby w następnym roku się nie kłócić.
A ile było tych potraw? Różnie, ale zawsze nieparzyście. U chłopów 5 lub 7, u szlachty 9, u arystokracji 11, 13 i więcej. Ta nieparzysta liczba potraw (a tłumaczono ich ilość różnie, np. 7 na pamiątkę 7 dni tygodni, 9 - dziewięciu chórów anielskich) miała zapewnić urodzaj w kolejnym roku, a potrawy powinny zawierać składniki z tego wszystkiego, co zebrano z pól, sadów, ogrodów, lasów i wody. Gdyby czegoś zabrakło na wieczerzy - nie obrodziłoby; podobnie zresztą, każdy powinien choćby troszeczkę zjeść z każdej potrawy, żeby tego czegoś mu nie zabrakło. Czasami gdzieś przewija się 12 wigilijnych potraw, ale, według Hanny Szymanderskiej, w bogatych domach staropolskich owszem, podawano na Wigilię 12 potraw, ale było to, oprócz wszystkich innych, 12 (!) potraw rybnych na pamiątkę 12 apostołów.

A do tego, jakie potrawy w Wigilię znajdują się na stołach jeszcze w kalendarzu wrócimy ...



Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" strony 59-61, 63.
"Najcenniejszy Dar" Richarda Paula Evansa
„Najcenniejszy dar” to pierwsza powieść Richarda Paula Evansa – autora osiemnastu bestsellerów. Jest to swego rodzaju książka autobiograficzna. Evans opowiada w niej swoją Świąteczną przygodę z przed wielu lat, kiedy był jeszcze młody i biedny. Tuż przed Świętami wraz ze swoją żoną i córeczką wprowadzają się do starego, wiktoriańskiego domu, aby zaopiekować się mieszkającą tam starszą panią.

Na początku gdy zaczęłam czytać „Najcenniejszy dar” brakowało mi tego czegoś, tej magicznej iskry, za którą tak uwielbiam książki tego autora. Oczywiście i w tej książce jest ta magiczna cząstka, która porusza serce i wyciska łzy.


Historia, którą opowiada Evans porusza kilka ważnych kwestii, a wszystkie związane są z przeżywaniem Świąt Bożego Narodzenia, miłością i rodziną. Zadaje pytanie o to co było pierwszym darem na Boże Narodzenia? Mirra, kadzidło, a może złoto? Albo jakimi zmysłami najbardziej odczuwamy Boże Narodzenie? Mary najbardziej lubi towarzyszące Bożemu Narodzeniu dźwięki. Richard (autor) natomiast, tak jak i ja, zapachy. 

„Świąteczne zapachy to magia. Nie chodzi tylko o zapachy potraw, ale w ogóle wszystkiego. Pamiętam, jak któregoś razu, gdy byłem w szkole podstawowej, zrobiliśmy bożonarodzeniowe ozdoby, wciskając goździki w pomarańcze. Do dziś pamiętam, jak cudownie pachniały przez cały świąteczny okres. No i jest jeszcze aromat świec zapachowych, gorącego ponczu lub kremowego kakao w mroźny dzień. I gryząca woń mokrych skórzanych butów (…). Zapachy Bożego Narodzenia to zapachy mojego dzieciństwa.”

Richard Paul Evans napisał piękną opowieść świąteczną, która powinna być dla każdego czytelnika tak samo obowiązkowa jak „Opowieść Wigilijna” Dickensa. Zachęcam do sięgnięcia po nią zwłaszcza teraz, w grudniu.

Wpis znajduje się również na moim blogu TUTAJ

Bombkowe damy

Skoro choinka została wprowadzona przez Alzatczyków, by ruszyć w głąb Niemiec i dalej w inne rejony Europy i świata, trzeba było również pomyśleć nad sposobami strojenia drzewka, które stało się symbolem świąt. Ozdoby do zjedzenia po jakimś czasie zostały uzupełniane przez pierwsze szklane bombki, które również przebojem wkroczyły do świątecznych przestrzeni. Znawcy datują początek produkcji na 1847 rok i wskazują Lauscha w Niemczech oraz wykonawcę, czyli Hansa Greinera.

Bombki mogą być również prawdziwymi dziełami sztuki. Łatwo się o tym przekonać, gdy ujrzymy te delikatne, kruche unikaty projektowane przez artystów. Ostatnio miałam przyjemność obejrzeć ponad 140 bombek robionych ręcznie przez nieżyjącą już krakowiankę Izabelę Rapf-Sławikowską (1920 - 2010). Prace pochodzą z kolekcji Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze, a eksponaty muzeum otrzymało od córki artystki. Szklane zwierzęta, a przede wszystkim bombkowe damy królują  na niewielkiej przestrzeni wystawy czasowej Muzeum Śląska Opolskiego i to one są bohaterkami spotkania. Każda inaczej mieni się kolorami, skrzy brokatem. Taka balowa choinka byłaby nie lada gratką w mieszkaniu. Damy prezentują różne epoki, różne kraje i tylko z gablot i owalnych okienek spoglądają na oglądającego. Niezwykłe kształty ubiorów podkreślone są odpowiednio dobranym kolorem, misterną pracą oddającą piękno szczegółu. Stoi się, patrzy i myśli o zabraniu ich do domu. Aż chce się zawołać: Precz z tandetą i wyruszyć na poszukiwanie dostępnych bombek, które będą podkreślały indywidualność projektanta i wykonawcy.

sobota, 15 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 15




BOŻONARODZENIOWE SZOPKI / JASEŁKA


Czy wiecie, skąd wziął się pomysł na odtwarzanie narodzenia Jezusa? To święty Franciszek z Asyżu ze swoimi braćmi po raz pierwszy przedstawili to w czasie Pasterki. W dość szybkim czasie zaczęto odgrywać takie przedstawienia w innych klasztorach i kościołach franciszkańskich, a później 'rozniosło' się to po całej Europie, trafiając do Polski w XIII wieku.

Polska nazwa jasełka pochodzi o słowa jasła, które oznaczało zagrody dla bydła umieszczone pod żłobem, gdzie schowana była słoma na podściółkę lub też karmniki dla bydła. Najdawniejsze polskie figurki jasełkowe pochodzą z XIV wieku i zostały podarowane (prawdopodobnie) kościołowi św. Andrzeja w Krakowie przez Elżbietę, siostrę króla Kazimierza Wielkiego.

W drewnianych, często ruchomych szopkach mamy cały przekrój postaci - od maleńkiego Jezuska spoczywającego w żłóbku, Maryi i Józefa pochylających się nad nim, poprzez anioły unoszące się nad nimi i śpiewające Gloria in excelsis Deo do klęczących pasterzy, Trzech Króli, a także ludzi wszelkich stanów - panów, szlachtę, chłopów, mieszczan. Szopki wystawiano w kościołach i cieszyły się one wielkim zainteresowaniem. Nie spodobało się to jednak niektórym duchownym, który za nieprzystojne uznał zachowanie niektórych wiernych i w XVIII wieku zakazano urządzanie szopek w kościołach. 

Ale zwyczaj, który spodobał się już ludziom nie mógł zaniknąć, stąd zaczęto szopki obnosić po domach. Te obnośne szopki zapoczątkowały też pielęgnowany gdzieniegdzie zwyczaj ustawiania małych szopek w domu pod choinką.

Dziś najpiękniejsze chyba szopki można obejrzeć w Krakowie - czy może gdzieś indziej także? Dajcie znać, jeśli wiecie coś o jakichś innych pięknych szopkach, które można w grudniu obejrzeć w innych miastach.


Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" strony 72-75.

piątek, 14 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 14





ŚWIĄTECZNE PREZENTY


Wczoraj było o choince - a co można pod nią znaleźć? Oczywiście prezenty :)
Ten bardzo przyjemny zwyczaj wzajemnego obdarowywania się, jak wiele innych zwyczajów świątecznych, również pochodzi jeszcze z czasów rzymskich Saturnaliów. Wiele lat później zaczęto nazywać go "Gwiazdką", w nawiązaniu do innej wigilijnej tradycji - że prezenty można rozdawać dopiero, gdy zaświeci pierwsza gwiazdka.

A kto przynosi i zostawia te prezenty pod choinką? W różnych regionach Polski różne postaci. Są to i święty Mikołaj, i Gwiazdor, i Aniołek, i Dzieciątko. 

Zdradźcie, kto przychodzi do Was i w jakim to regionie :) U mnie zawsze to był Mikołaj - Pomorze Zachodnie, dziadkowie z Kresów.

Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" strony71-72.
 "Święta w polskim domu" J. Łagoda, M. Łagoda- Marciniak, A. Gotowiec, wyd. Publicat, Poznań 2006, rozdział "Adwent", str. 7.

Świąteczna płyta Michaela Buble

Piosenki przedświąteczne to dla mnie te wszechobecne anglojęzyczne melodie, których możemy posłuchać w sklepach i radiu, a przekazane miłym, ciepłem głosem, czasami z dzwoneczkami w tle sprawiają, iż zaczynamy się uśmiechać. Można je słuchać w czasie prac domowych, towarzyskich spotkań, ale i świąt - koniecznie białych, jak sugeruje jedna z piosenek. Drugi rok taką świąteczną płytą jest album Michaela Bublé Christmas, 19 piosenek i życzenia od wykonawcy. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu w tym roku okazało się, iż mamy zarysowaną ścieżkę Jingle bells - i oczywiście nie ma winnego tego przestępstwa. Wysnułam wniosek, że zniszczenia dokonał sam Frank Sinatra z gazetowej płytki, który w ten sposób domaga się pierwszeństwa.
Jest i Cicha noc, czyli Silent night, ale nie dla tego wykonania się słucha tej płyty, nawet zawsze piękna Ave Maria zatrzymuje na chwilę uwagę, bo przecież tyle doskonalszych wykonań tej pieśni znamy, lecz radosne słodziaki świąteczne pachnące lasem, choinką, śniegiem, radością skłaniają do podśpiewywania, mruczenia, a nawet jakichś płynniejszych ruchów, by nie powiedzieć tanecznych. Świąteczny zapach wszelakich ingrediencji smakołyków i potraw realnych lub tych zapisanych we wspomnieniach miesza się z dźwiękami białymi, błękitnymi, zielonymi i czerwonymi. Zimowa grudniowa noc, nawet mróz, który pozwala żyć bałwanom nie jest straszny, gdy obietnica podarunków puka do drzwi. Srebrzyste dzwonki tylko o tej porze dźwięczą szlachetnym kruszcem. Szczęście odmieniane przez przypadki jest tuż, tuż. Michael samodzielnie, w duetach, z chórkiem jest miłym gościem w świątecznym domu. A piosenka z życzeniami Mis deseos/Feliz navidad w duecie z Thalią, czyż nie jest piękna i nie obiecuje spełnienia skrytych pragnień?

czwartek, 13 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 13





DZIEŃ ŚWIĘTEJ ŁUCJI

 
Dziś o jednym z "najmłodszych' celebrowanych u nas świąt, przeniesionym z krajów skandynawskich. Tam obchodzi się go bardzo uroczyście, najbardziej charakterystyczny jest pochód dziewczynek z wieńcami ze świeczkami na głowie.

A skąd to światło? Samo imię Łucja pochodzi od łacińskiego słowa Lucia, od lux , czyli światła właśnie. To imię nadawano dawniej tym dziewczynkom, które przyszły na świat o brzasku dnia.

Sama święta Łucja była męczennicą z Syrakuz, żyjącą na przełomie III i IV wieku. Gdy odtrącony przez nią narzeczony (wcześniej złożyła bowiem potajemnie śluby czystości) doniósł na nią władzom, została aresztowana i torturowana, a na mocy wyroku wtrącono ją do domu publicznego. Wtedy Łucja oszpeciła się w niezwykle okrutny sposób - eufemistycznie mówiąc- pozbawiła się oczu. Dlatego została patronką ociemniałych oraz ... skruszonych prostytutek.



Ciekawostką są na pewno przysłowia ludowe, głoszące, że " Św. Łuca dnia przyrzuca", choć przecież do tego, żeby dni zaczęły być dłuższe niż noce zostało jeszcze trochę ponad tydzień. Ale przysłowia mądrością narodu, starszą od takiego np. kalendarza gregoriańskiego. Tak, tak, niegdyś dzień św. Łucji wypadał 23 grudnia, ale w 1582 roku przeprowadzono gregoriańską reformę kalendarzową i z kalendarza zniknęło 10 dni. Było to więc święto powitania "światła".

Jeszcze inna rzecz, która związana była z tym świętem i z tym, że przypadał on na czas przesilenia zimowego, to zwiększona tego dnia aktywność ... czarownic - to wtedy m.in. odbywały się ich sabaty. Trzeba było pilnować dzieci, dobytku i nie wychodzić po zmroku! A jeśli od dziś do Bożego Narodzenia wystrugałoby się sobie stołeczek, to podobno siadając na nim w czasie rezurekcji będzie można zobaczyć, które ze zgromadzonych w kościele kobiet to czarownice ... 

Można też sobie wywróżyć pogodę na następny rok - są na to dwie metody - jedna nakazuje obserwować 12 dni (jeden dzień to jeden miesiąc przyszłego roku) od świąt do święta Trzech Króli, druga z kolei od dziś do Bożego Narodzenia. Hmm, styczeń chyba będzie mroźny, ale suchy :)


Nie mogłam nie wspomnieć dziś o tej świętej - jestem z nią 'osobiście' związana - właśnie jej imię przyjęłam w sakramencie Bierzmowania.


Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "ADWENT, czyli początek roku kościelnego" str. 16.
 "Święta w polskim domu" J. Łagoda, M. Łagoda- Marciniak, A. Gotowiec, wyd. Publicat, Poznań 2006, rozdział "Adwent", str. 7.
Zdjęcie pochodzi ze strony:

"Stokrotki w śniegu" Richard Paul Evans


Autor "Stokrotek w śniegu" pisze w przedmowie do książki: "Kiedy zaczynałem pisać tę książkę, myślałem o dwóch kwestiach. Po pierwsze, chciałem się zastanowić się nad tym, co by się stało, gdyby ktoś miał okazję przeczytać własny nekrolog i dowiedzieć się, co też świat tak naprawdę o nim myśli i jak go ocenia.
Po drugie, zaprzęgnąłem napisać prawdziwą bożonarodzeniową opowieść o odkupieniu. (...) To właśnie tym uczuciem chciałbym się z wami, Drodzy Czytelnicy, podzielić w ten wyjątkowy Czas - bożonarodzeniową baśnią, która sprawi, że Wasze Święta upłyną w pełnej ciepła atmosferze. Historia, która ogrzeje Wasze domy, a przede wszystkim Wasze serca".


Książkę przechowywałam specjalnie na ten przedświąteczny czas. Święta tuż tuż, pomyślałam więc, że warto pokrzepić serce miłą, ciepłą opowieścią. Richard Paul Evans daje nam dokładnie to, co obiecuje – wzorowaną na Dickensie baśń dla dorosłych, osadzoną we współczesnych realiach. Obrzydliwie bogaty biznesman James Kier jest człowiekiem o sercu skutym lodem, który poświeci wszystko i wszystkich dla zdobycia fortuny.  Nie oszczędzi nawet swojej chorej żony. Pewnego dnia znajduje w gazecie swój nekrolog, a na stronie internetowej mnóstwo komentarzy wyrażających radość pod informacją o jego śmierci. Ilość i ton wypowiedzi wstrząsa Jamesem, który postanawia zrobić coś, co może wynagrodzić, niektóre przynajmniej, wyrządzone krzywdy... Każdy, kto czytał „Opowieść wigilijna” wie jak to się skończy, prawda?


Gdyby nie to, że czuję już prawie smak pierników i wigilijnych potraw, to nie strawiłabym tej przesłodzonej, ulepnej historii. W okresie świątecznym tolerancja na cukier zdecydowanie mi wzrasta, więc jakoś łyknęłam tą opowieść. Owszem, skłania ona nas do refleksji o tym, co po nas zostanie, jak będą nas pamiętać oraz niesie przesłanie, że nie jest nigdy za późno na czynienie dobra. Dla mnie to jednak za mało. Brak jej świeżości, oryginalności, polotu, czegoś, co naprawdę mogłoby człowieka chwycić za serce. To taka wielokrotnie już odtwarzana i przerabiana emocjonalna papka.
Cóż, będąc z natury sceptyczna, nie wierzę w cudowne ludzkie przemiany, a poza tym zdecydowanie wolę oryginalną „Opowieść wigilijną” Dickensa. Nie podobała mi się ta książka za bardzo, nie udało się też ogrzać Evansowi mojego serca, pewnie też jestem w mniejszości. Trudno. 



Richard Paul Evans, Stokrotki w śniegu, przeł. Ewa Bolińska-Gostkowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, s. 297.

środa, 12 grudnia 2012

Kalendarz adwentowy - 12





CHOINKA
 
Uważny czytelnik wczorajszej 'kartki z kalendarza' zauważył na pewno, że, przy opisywaniu w jaki sposób strojono dom i pokoje do świąt, nie wspomniałam o ... choince. 

Jak choinki trafiły do Polski? Powszechnie wiadomo, że strojenie choinki, to stosunkowo nowy zwyczaj świąteczny, ma około dwustu lat i że przejęliśmy go od Niemców. Czy to jednak prawda?

Chyba nie do końca, bo przecież już od wieków przybierano domy zielonymi żywymi gałęziami drzewek iglastych na Boże Narodzenie. Najpopularniejsza ich nazwa to 'podłaźniczka", a podłaźniczki wieszano nad drzwiami wejściowymi z obu stron (zewnątrz i wewnątrz), u połapu w oborze, a także te najładniejsze przyozdobione opłatkami, jabłkami czy orzechami wieszano w pokoju, gdzie spożywana była wigilijna wieczerza.

Od Niemców przejęliśmy więc raczej zwyczaj stawiania choinki, a stało się to w tzw. czasach pruskich (ok. 1800 roku). Kościół 'zaadaptował' ten zwyczaj, choć na początku niezbyt chętnie, nadając drzewku chrześcijańską symbolikę.
 


 
 A choinki od zawsze są iglaste, bo świerk, jodła czy sosna mają w sobie życiodajne moce i inne tajemnicze właściwości. Ozdoby też zresztą nie były przypadkowe - jak te najczęstsze - orzechy i jabłka, w czasach pogańskich pokarm dla zmarłych i stypowe jadło. Jabłko chroni nas od chorób i pomaga w sprawach miłosnych, a orzechy kojarzą małżeństwa i sprowadzają miłość! Na choinkach wieszano też ozdoby ze słomy, a także spotykane tylko u nas tzw. światy, czyli kule zrobione z opłatkowych resztek.

Dziś chyba nikt nie wyobraża sobie tych świąt bez pachnącej pięknej choinki! 
Jakie są u Was? Żywe, sztuczne? Bogato zdobione mnóstwem ozdób czy może 'mniej znaczy więcej"? Czy wieszacie nowe piękne bombki czy też własnoręcznie robione różne ozdoby?
Ja uwielbiam oglądać choinki i przyznam się, że lubię bardzo widzieć na nich 'historię' danej rodziny, np. bombki robione przez dzieci, ozdoby, których zakup lub otrzymanie wiąże się z jakimś specjalnym wydarzeniem, lekko obtłuczone, ale wciąż darzone sentymentem bombki po babci, prababci ...



Tekst opracowano na podst.:
"Polskie tradycje świąteczne" Hanna Szymanderska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, rozdział "WIGILIA I BOŻE NARODZENIE" strony 69-71.
 "Święta w polskim domu" J. Łagoda, M. Łagoda- Marciniak, A. Gotowiec, wyd. Publicat, Poznań 2006, rozdział "Boże Narodzenie", str. 17.
 
Zdjęcie pochodzi ze strony: