czwartek, 27 stycznia 2011

Skromne podsumowanie

I co tu podsumowywać... Wstyd i tyle. Przeczytałam dwie książki, z czego tę drugą skończyłam trzy dni temu. Filmy, hmm... Ale od początku.

Moje plany książkowe zrealizowałam w minimalnym stopniu, tzn przeczytałam dwie wypisane przez mnie książki:

1. "Tajemnica Bożego Narodzenia" J. Gaardera (4)
2. "Nie zabija się świętego Mikołaja" J. Siewierskiego (4)
Obie opinie na temat tych książek przeczytacie, klikając na tytuły :)

Filmy - nie miałam konkretnych planów więc skończyło się najgorzej jak mogło. Nie obejrzałam nic godnego polecenia. A jeśli już coś obejrzałam, to zapomniałam tytułu lub zapomniałam, o czym w ogóle był. Prawda jest taka, że najciekawsze filmy "leciały" w telewizji podczas Świąt Bożego Narodzenia. W mojej rodzinie tradycją jest raczej słuchanie kolęd niż oglądanie telewizji w te trzy cudowne dni. Gdyby nawet komuś zachciało się coś obejrzeć, telewizor zostałby zakrzyczany przez biesiadujących gości. Natomiast to, co leciało przed i po świętach nie nadaje się do opisania, ponieważ były to albo tanie romansidła, albo głupawe komedie. 

Koniec podsumowania. Miejmy nadzieję, że przyszły rok będzie obfitował w ciekawsze doznania filmowe i książkowe :) 

Chwila prawdy

Czas zmierzyć się z podsumowaniem, a nie będzie to miłe, oj nie... Przekonuję się, że wyzwania czytelnicze nie są dla mnie. Nie przeczytałam NIC z planowanych książek, nawet Noelki, którą czytam co roku. W Musierowicz na Gwiazdkę zatrzymałam się na pieczeniu pierniczków. Sama też upiekłam, a jakże. Jedyną okołogwiazdkową pozycją była "Krystyna, córka Lawransa", jest w niej opisane Boże Narodzenie. Zaczęłam Ominąć święta Grishama i przerwałam na 17 stronie, bo "rzuciłam" się na prezenty, m. in. Mankella.
Nie obejrzałam też żadnego filmu-zaczęłam Hanię w Wigilię, ale potem rodzinka przełączyła na Pada Shrek. Mam więc na swoim koncie dwa razy po pół filmu.
Miałam wreszcie napisać recenzje tego, co już wcześniej czytałam/widziałam. Nie wyszło. Cienias ze mnie:(
Wyzwanie dla siebie uważam więc za ciągle otwarte, może do przyszłej Gwiazdki uda się nadrobić zaległości. Pierwszy raz brałam udział w takiej zabawie i widzę, że moja dusza czytelnicza jest nieokiełznana-nie znosi terminów, nakazów, ciśnienia...

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Jesienna miłość - Nicholas Sparks

Tytuł oryginału: A Walk to Remember
Tłumaczenie: Andrzej Szulc
Wydawnictwo: Słówko we współpracy z Wydawnictwem Albatros
Rok wydania: 2001
Seria: Pi
ISBN: 83-87834-03-3
Ilość stron: 208
***************
Mimo że akcja książki Nicholasa Sparksa Jesienna miłość obejmuje okres dłuższy niż okres okołoświąteczny, zostawiam tu po niej ślad. A to dlatego, że wydarzenia, które miały miejsce tuż przed świętami Bożego Narodzenia mają kluczowe znaczenie dla bohaterów. Są lekcją dawania i odczuwania radości z radości innych.

Bardzo lubię książki, których bohater przechodzi przemianę - oczywiście na lepsze :-) Lubię czytać o tym, jak człowiek odkrywa, co jest dla niego w życiu ważne. A ta książka jest właśnie o tym.
Głównymi bohaterami są Landon Carter i Jamie Sullivan, nastolatkowie powoli wkraczający w dorosłość i szukający swojej drogi życiowej. Oboje chodzą do szkoły w miejscowości Beaufort w Karolinie Północnej. Jest rok 1958. Landona poznajemy chwilę wcześniej, bo to on jest narratorem opowieści, którą snuje jako najlepsze wspomnienie swojego życia. Jamie jest postrzegana przez kolegów i koleżanki jako dziwadło - ciągle nosi ze sobą Biblię, ubiera się skromnie, nie maluje się, nie chodzi do baru "U Cecila", nie otacza jej grono koleżanek, ani tym bardziej kolegów. Jest nadzwyczaj miła, dla każdego znajduje dobre słowo, chętnie pomaga innym. Czasem w tej swojej dobroci wydaje się nudna. Los łączy jednak Landona i Jamie, dostarczając obojgu doświadczeń, które decydują o ich przyszłości.

Dodam jeszcze tylko, że głównym przesłaniem tej powieści jest myśl, że we wszystkim, co niesie los, dobrze jest znaleźć coś pozytywnego. Nawet najtrudniejsze doświadczenia nie dzieją się w naszym życiu na darmo. Musimy tylko umieć obrócić je w dobro.
*************************

Autor obrazu Jesienna miłość: Elżbieta Mozyro

*******************
Najmniej odpowiadało mi tłumaczenie książki. W paru miejscach zostały użyte frazeologizmy, które moim zdaniem nie pasują do kontekstu, bo są zbyt kolokwialne. Na przykład na samym początku książki, kiedy autor buduje nastrój, pisze o swoich emocjach - smutku i radości, kiedy nadaje tajemniczości, wkrada się w tłumaczenie zwrot "z całym dobrodziejstwem inwentarza"... A dokładnie:
"Są chwile, kiedy chciałbym cofnąć wskazówki zegara i wyzbyć się smutku, mam jednak wrażenie, że gdybym to uczynił, ulotniłaby się również cała radość. Przyjmuję więc wspomnienia z całym dobrodziejstwem inwentarza, dając im się porwać, gdy tylko mogę." (str. 10)

I jeszcze jeden przykład, choć tu trzeba by zacytować więcej, bo w tym pojedynczym zdaniu tak bardzo nie widać, że takie wyrażenia po prostu nie pasują do tej książki. 
"Być może udawanie pogody ducha przy Jamie zmęczyło go nawet bardziej niż mnie i gonił resztkami sił." (str. 198)
Moja ocena: 5+/6

sobota, 22 stycznia 2011

Podsumowanie Eireann


Wyzwanie zakończone, nadszedł zatem czas podsumowań. Wiedziałam, że jeśli chodzi o filmy, wykonam zaledwie plan minimum, i tak też się stało. Obejrzałam i opisałam jedynie „Opowieść wigilijną”. Oczywiście „To właśnie miłość” znam na pamięć, ale o tym filmie celnie wypowiadało się tyle osób, że już nie potrafiłabym napisać o nim nic nowego, ani tym bardziej odkrywczego. Zamierzałam skupić się na książkach, jednak nie poszło zbyt łatwo. Potwierdziło się moje przypuszczenie, że przy ograniczonym czasowo wyzwaniu i uzależnieniu od biblioteki, planowanie nie ma większego sensu. Po cichu liczyłam na przeczytanie „Nad dalekim, cichym fjordem” A. Gjems–Selmer i „Święta z Anią i inne opowiadania” L.M. Montgomerry, tymczasem udało mi się dostać jedynie „Przybieżeli pasterze” Jan Karon. Wcześniej przeczytałam też „Noc przed Bożym Narodzeniem” Alice Taylor. Notki o obu książkach zamieściłam na blogu wyzwaniowym, a także na własnym.
Dziękuję Maniiczytania za zorganizowanie tak przyjemnego wyzwania, i za zaproszenie do współtworzenia bloga. Serdecznie pozdrawiam Współblogowiczki! Jeśli w listopadzie nastąpi reaktywacja, z radością przyłączę się znowu :-)

czwartek, 20 stycznia 2011

Podsumowanie Bozonarodzeniowego czytania i ogladania u karto_flanej.

Na wstepie chce napisac, ze to wyzwanie bardzo milutkie i bardzo mi sie podobalo. Przeczytalam 1 ksiazke:

9 wigilii

Obejrzalam 3 filmy:

Male kobietki
The Holiday
Igraszki losu

Oraz przecyztalam z wami 2 wiersze:

Powitalny wiersz
Wieczor wigilijny

Zegnam sie na rok i mam nadzieje na ponowne spotkanie pod choinka. :)

wtorek, 18 stycznia 2011

Święta i po świętach- podsumowanie.

W naszym wspólnym wyzwaniu świątecznym zrealizowałam tylko połowę swych planów- z czterech narzuconych sobie książek przeczytałam tylko dwie:
-"Dom sióstr" Charlotte Link
-"Zasada trzech dni" Josie Lloyd i Emlyn Reesktóre to okazały się niezłym czytadłami, ale niezbyt dobra literaturą. Z obiecywanych sobie czterech filmów również obejrzałam tylko dwa:
-"Love actually"
-"The Family Stone"
które to oglądane były któryś rok z rzędu, niemniej jednak sprawiły mi jak zwykle dużą przyjemność.
Przed świętami słuchałam też głównie dwóch albumów:
- muzyki z filmu "Love, actually" - piosenek świątecznych w wykonaniu Elli Fitzgerladktóre naturalnie polecam :)
Mogę więc uznać, że sprostałam wyzwaniu i cieszę się, że w ferworze świątecznych przygotowań udało nam się wspólnie zastanowić się, nad tym, co przeżywamy i "znaleźć coś po choinką" ;) Współ-przeżywaczkom dziękuję i pozdrawiam :)


Podsumowanie

Oj, chyba nie do końca poszło mi to wyzwanie. Miałam przeczytać kilka książek i miałam obejrzeć któryś z moich świątecznych klasyków. A wyszło słabiutko. Przeczytałam tylko jedną książkę, W tym roku będzie inaczej M. Binchy, niestety filmu w tym roku nie obejrzałam żadnego... Za to słuchałam moich trzech ulubionych albumów świąteczno-zimowych i o nich napisałam (Let It Snow Michael Bublé, A Midwinter Night's Dream Loreena McKennitt, And Winter Came... Enya). W przyszłym roku moze będzie lepiej.

Dzięki za zorganizowanie tego fajnego wyzwania!

niedziela, 16 stycznia 2011

Podsumowanie Ysabell

Wyzwanie skończyło się wczoraj, najwyższy czas zatem sprawdzić, czy udało mi się wypełnić podstawowe założenia. Pogrzebmy trochę i zobaczmy o co tak naprawdę chodziło w całej zabawie.
Celem wyzwania jest przeczytanie minimum jednej książki i obejrzenie minimum jednego filmu o tematyce związanej z Bożym Narodzeniem (ale bardzo szeroko rozumianej) i zamieszczenie ich recenzji (...).
Wyzwanie trwa od 28 listopada do 15 stycznia.
Na blogu można zamieścić całą recenzję lub link do niej na własnym blogu. [źródło]
Minimum jedna książka i jeden film do 15 stycznia — są. Recenzje na blogu — są (dowody znajdują się tutaj i tutaj). Co prawda w planach było trochę co innego, ale zadanie wykonane. Oprócz tych dwóch recenzji zamieściłam na blogu wyzwaniowym mój ulubiony świąteczny wiersz i wpis o piosenkach, które mi się ze świętami kojarzą (zamieściłam go również na swoim nieksiążkowym blogu).
Tyle, jeśli idzie o blog wyzwaniowy i spełnienie warunków uczestnictwa w wyzwaniu.Jak natomiast wygląda moje podsumowanie świątecznych lektur i filmów?
Przeczytałam oczywiście Tajemnicę świątecznego puddingu (zrecenzowana). Poza nią podczytywałam kilka świątecznych książek, ale żadnej nie przeczytałam w całości. Z Noelki przeczytałam sobie o Bożym Narodzeniu u Borejków, z Małych kobietek o ich świętach, a za Świąt z Anią o Bożym Narodzeniu na Zielonym Wzgórzu (tym z Ani z Zielonego Wzgórza i tym z Ani z Szumiących Topoli).
Filmów obejrzałam więcej niż się spodziewałam, większość już po świętach. Były wśród nich zrecenzowane Love Actually, Cud na 34. Ulicy i The Family Stone, a poza nimi jeszcze Boże Narodzenie Herculesa Poirota (z Davidem Suchetem w roli Poirota). Poza tym, zgodnie z planami obejrzałam sceny wycięte z Love Actually, a do tego komentarz audio do tego samego filmu (komentowali Richard Curtis, Hugh Grant, Bill Nighy i Thomas Brodie-Sangster), który okazał się być niemal tak samo zabawny jak sam film. Bardzo polecam zwłaszcza tym, którzy Love Actually znają już na pamięć, a ciągle mają go ochotę obejrzeć.
I na koniec o tym, czego nie obejrzałam i nie przeczytałam. Żałuję, że nie udało mi się wrócić do Wiedźmikołaja ani w wersji książkowej, ani filmowej. Chciałabym też zobaczyć Cud na 34. Ulicy w wersji oryginalnej (tej z lat 40.), a także kilka filmów recenzowanych przez uczestniczki wyzwania (ze Świętami Last Minute na czele, chociaż mogę też przeczytać książkę).
Ogólnie czuję się zadowolona ze swoich wyników i swoich okołogwiazdkowych lektur i filmów. Mam też trochę przemyśleń ogólniejszych. To było moje pierwsze wyzwanie czytelnicze w ogóle i przekoanałam się, że jestem w stanie brać w nich udział, ale z drugiej strony zobaczyłam też, że kiedy zobowiążę się do czytania czy oglądania czegoś, zupełnie przestaję mieć na to ochotę. Nie chce mi się do tego brać, a pisanie recenzji to prawdziwa męczarnia. W związku z powyższym przemyślę dobrze zapisywanie się do kolejnych wyzwań, chociaż kilka mnie kusi. A propos wyzwań, u Mooly trwa dyskusja na ich temat, zapraszam do przyłączenia się. No i do zobaczenia (jeśli nie jako uczestniczka, to jako czytelniczka) za rok.

Najgłupszy anioł - Christopher Moore



Najgłupszego anioła zdecydowałam się przeczytać w związku z wyzwaniem. Wiem, że właśnie wczoraj dobiegło ono końca, ale mam nadzieję, że ani organizatorka ani pozostali uczestnicy nie pogniewają się na mnie za małe spóźnienie.
Moje wrażenia z lektury można przeczytać tutaj.

Patrycja Antonina - podsumowanie.

W wyniku wyzwania świątecznego obejrzałam 7 filmów, których recenzję można przeczytać:


Książek przeczytałam tylko dwie:
A.Christie - Boże narodzenie Herkulesa Poirota
A.Christie - Tajemnica Gwiazdkowego Puddingu

Podsumowanie

Podsumowanie krótkie i na temat:

Przeczytałam: Stokrotki w śniegu Richarda Paula Evansa (niestety niczego innego o tematyce świątecznej nie znalazłam)

Oglądnęłam:
Kevin sam w domu
Kevin sam w Nowym Jorku
Świąteczna kartka
To właśnie miłość
(dziwne, ale nie dodałam tu recenzji, więc teraz daję link: http://zaczytana-w-chmurach.blogspot.com/2010/12/to-wasnie-miosc-love-actually-2003.html)

Wyzwanie uważam za udane, oglądnęłam i przeczytałam to co sobie postanowiłam, wprawdzie nie nadrobiłam ogólnych zaległości w oglądaniu filmów, ale i program w tym roku wydawał mi się jakiś ubogi.

Podsumowanie z nadzieją

W ramach wprowadzania się w nastrój bożonarodzeniowy przeczytałam:

Jeffrey Archer. Pierwszy cud.
Maeve Binchy. W tym roku będzie inaczej.
Eric Malpass. Od siódmej rano.
John Grisham. Ominąć święta.
Małgorzata Gutowska-Adamczyk. Niebieskie nitki.

Obejrzałam, przeczytałam, pośpiewałam:
Joanna Papuzińska. Wędrowcy.
Opowiadania wigilijne.
Wanda Chotomska. Kolędy i pastorałki.
Grzegorz Kasdepke. Rózga.


Obejrzałam:
Świąteczna historia
Czekając na cud
Holiday
To własnie miłość

Bardzo dziękuję Manii czytania za zorganizowanie wyzwania. Spotkamy się na wyzwaniowej stronie w grudniu?

Podsumowanie - sabinka.t1

Skończyło się wyzwanie,widzę ,że robicie podsumowanie :O) skoro jest wymagane to i ja się przyłączyłam :O)



Przeczytałam : 


Obejrzałam :


Dziękuję organizatorce za świetne wyzwanie, za to ,że mogłam wziąć udział i liczę ,że spotkamy się znowu w listopadzie :O)

sobota, 15 stycznia 2011

Następne Boże Narodzenie w Alabamie


Może jeszcze przed zakończeniem terminu wyzwania „Znalezione pod choinką” uda mi się zamieścić krótką notatkę o „Bożym Narodzeniu w Lost River”, bo warto. Jest to kolejne czytadło z serii: w Boże Narodzenie zdarzają się cuda. Tym razem taki cud zdarzył się niemłodemu, niepięknemu i niezdrowemu Oswaldowi Campbellowi.
Po szczegóły zapraszam na mój blog.

Podsumowanie Bujaczka ;)

No to naszedł ten czas. Kończy się wyzwanie. Mam nadzieje, że za parę miesięcy znowu się zacznie ;)



Założenia wypełniłam czytając i oglądając :)
Przeczytałam:

- Pierwszy cud- Jeffrey Acher
- Ominąć swięta- John Grisham
- Najgłupszy anioł- Christopher Moore.

Obejrzałam:

- To właśnie miłość,
- Holiday,
- Elf.

Wieczór Trzch Króli?


„Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie” Williama Shakespeare'a, to komedia, która ze świętem Trzech Króli ma tyle wspólnego, że być może (a to wersja romantyczna) 6 stycznia 1601 roku miała premierę. Ale nie ma się co czepiać, bo sztuka jest genialna. Choć napisana dobre czterysta lat temu do dziś trudno nie dostrzec mistrzostwa autora. Mi trafiła się wersja „Wieczoru...” w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka, mogłam więc podziwiać również najwyższy kunszt tłumacza.

Więcej o sztuce na moim blogu.

Bożonarodzeniowe filmy Ysabell

Obejrzałam trzy i jakiś czas zastanawiałam się o którym tu napisać. Ale w sumie po co się zastanawiać? Napiszę po prostu po trochu o wszystkich i nie będę miała kłopotu z wyborem.

Tradycyjnie w okolicy tych świąt oglądam Love Actually (polski tytuł, który niby nie jest zły, ale jakoś nie trzyma mi się pamięci to To właśnie miłość). W tym roku było podobnie. Bardzo lubię tę komedię romantyczną, która troszeczkę wyrasta ponad swój gatunek. Wyrasta, bo nie cały czas jest komedią, zahaczając miejscami o komediodramat, a nawet po prostu dramat. Troszeczkę, bo te wątki nie są esencją filmu tylko wisienką na torcie.

Przeplatają się w tym filmie historie różnych ludzi: mamy premiera, portugalską sprzątaczkę, wdowca z pasierbem, młodą mężatkę, starego rockmana i wielu innych. Z początku oddzielne, wątki powoli może nie łączą się, co splatają. Bohaterowie spotykają się w pracy, szkole, na lotnisku. Mieszkają obok siebie, przyjaźnią się albo razem pracują. A cały film mówi o tym, że miłość jest wszędzie wokół nas. I rzeczywiście, kiedy się go obejrzy (najlepiej zakąszając dodatkowymi scenami z DVD) można w to uwierzyć i przez jakiś czas chodząc po mieście rozglądać się za nią i ją dostrzegać.

Ja mam w tym roku jeszcze przed sobą komentarze twórców (bonus z DVD), ale na pewno sobie ich nie odmówię. To właśnie miłość to film, który spokojnie można ten raz w roku obejrzeć i stale zauważać w nim coś nowego. Wady? Niewiele, a tylko jedna rzucająca się bardzo w oczy: wszyscy bohaterowie są piękni. Dziewczyna która gra tą "grubą" nosi pewnie ciuchy nr 40, a Emm Thompson narzeka na swoją figurę beż praktycznie żadnych powodów wizualnych. Brzydkie kaczątko z Portugalii zmienia się w pięknego łabędzia i nawet ci starsi — weźmy parę Emma Thompson (52 lata) i Alan Rickman (65 lat) — są przepiękni. Czyli brzydcy ludzie raczej nie mają szansy na miłość (również z tego powodu naprawdę polecam wycięte sceny i wątek dyrektorki szkoły. Jest chyba najlepszy z całego filmu).

Taki sam zarzut (wszyscy piękni) można by wysunąć wobec mojej drugiej filmowej świątecznej miłości — Cudu na 34. Ulicy (znaczy, przepraszam, w Polsce ta wersja nazywa się Cud w Nowym Jorku). Na szczęście tutaj wątek romantyczny jest niejako na doczepkę, a główną rolę gra wiara w Świętego Mikołaja i ludzka dobroć. Natomiast rolę Świętego Mikołaja, czyli Krissa Kringle gra niesamowity Richard Attenborough (rocznik 1923), starszy brat Davida, tego od zwierzątek. Attenborough w chwili kręcenia tego filmu był już po siedemdziesiątce, ale i tak ukradł cały film pozostałym wykonawcom. Druga moja ulubiona postać to Susan, sześciolatka która nie wierzy w Mikołaja... do czasu, oczywiście.

Film jest staroświecki (w końcu to remake filmu z lat czterdziestych), całkowicie nieprawdopodobny i niesamowicie uroczy. O co w nim chodzi? Dom handlowy zatrudnia przypadkiem jako Mikołaja... prawdziwego Mikołaja (albo człowieka, który się za niego uważa) i od tego momentu jego notowania rosną. Konkurencja posunie się do najbardziej brudnych sztuczek, żeby tylko wygrać walkę o klienta. A w tym wszystkim pani menedżer wysokiego stopnia, jej córka (obie w Mikołaja nie wierzą) i sąsiad prawnik (wierzy, a do tego jest chodzącym ideałem każdej kobiety). I tyle. Trochę cukierkowo, trochę bajkowo i w sumie klimat tego filmu kojarzy mi się trochę z Mary Poppins. Ale warto sobie czasem obejrzeć na święta takie cudo. Zwłaszcza w powodzi głupawych współczesnych komedii świątecznych. Cud na 34. Ulicy ma urok starego kina. Bardzo polecam, a ja sama koniecznie muszę sięgnąć po wersję z roku 47, bo widziałam ją już tak dawno, ze nic nie pamiętam...

Trzeci film świąteczny, który widziałam w tym roku to The Family Stone, czyli po polsku (paskudnie!) Rodzinny dom wariatów. Podobał mi się dużo mniej niż mój żelazny świąteczny repertuar. To taka zwariowana komedyjka o rodzinie, która jest wyluzowana, ale nie do tego stopnia, żeby zrozumieć, że jeden z synów może zechcieć ożenić się z kobietą niewyluzowaną. Syn przywozi dziewczyną na Święta, rodzina rzuca głupie uwagi, dziewczyna bardzo się stara, nic jej nie wychodzi, czuje się nielubiana (słusznie), sprowadza siostrę, która dużo lepiej pasuje do zwariowanej rodzinki... a dalej sprawy rozwijają się z grubsza tak jak można to przewidzieć. Nic nowatorskiego, śmiesznie bywa, owszem. Plus za to, ze nie wszyscy są piękni, duży plus za wprowadzenie wątku choroby (śmiertelnej) i kolejny duży za wprowadzenie wątku kalectwa i odmiennej orientacji seksualnej. Dla tych dwóch ostatnich warto ten film obejrzeć, choć ostatecznie oceniam go jako średni.

I tyle jeśli idzie o moje święta na filmowo. Wszystkie filmy warto zobaczyć, dwa pierwsze warto pokochać i do nich wracać. I żeby nie były to tylko suche polecanki oddalam się teraz obejrzeć Love Actually z komentarzami twórców. Co z tego, że już po świętach? To naprawdę sympatyczny film.

Podsumowanie z bombką

Dzisiaj kończy się pierwsza edycja wyzwania, więc czas na podsumowanie.
Założenia wyzwania wypełniłam, gdyż:
  • przeczytałam literaturę o świętach. Zrecenzowałam "Morderstwo w Boże Narodzenie" Agathy Christe oraz opowiadanie Katarzyny Grocholi "Wigilia" zamieszczone w "Bluszczu". Wrzuciłam też swoją starszą recenzję z blogu: "Stokrotki w śniegu"Richarda Paula Evansa.
  • obejrzałam filmy ze świętami w tle i napisałam o nich na blogu. Były to filmy europejskie: polska "Hania" i włoskie "Zakochane święta".
  • napisałam o swojej muzycznej fascynacji świątecznej, czyli płycie Zbigniewa Preisnera.
Dziękuję Manii czytania za organizację wyzwania, a uczestnikom za ciekawe wpisy. Do przeczytania się za rok :-)

PS. Stwierdziłam, że w mojej bibliotece nie ma dużo książek ze świętami w tle. Proponuję, by w przyszłym roku każdy uczestnik wyzwania sfotografował swoją choinkę lub stroik - to może być taka prezentacja aktywnych uczestników wyzwania przed Wigilią lub w święta.

"Tajemnica gwiazdkowego puddingu"

Książka zaczyna się przedmową, dosyć krótką, ale bardzo osobistą od samego autora. Znajdziemy tam wspomnienia Agathy Christie o świętach i trochę o charakterze książki, którą trzymamy w ręku.

Książka składa się z sześciu opowiadań. Pierwsze ma taki sam tytuł, jak książka. Delikatną sprawę prowadzi Herkules Poirot, w której sednem jest sprawa narodowa. Wszystko musiało być rozwiązane po cichu, by nie wybuchł wielki skandal. Zakończenie w tym jednym opowiadaniu jest...do przewidzenia. Na szczęście Poirot dużo bardziej nas zaskakuje w pozostałych pięciu opowiadaniach. Ostatnie jest poświęcone Pannie Marple, która prowadzi w swój wyrafinowany, kobiecy sposób. Szaleństwo Greeshawa zamyka cykl opowiadań, wielką kropną. Zdecydowanie najlepsze z całej szóstki.

Agatha Christie jest moją ulubioną autorką kryminałów. Potrafi stworzyć niesamowity klimat. To wyzwanie było tylko pretekstem, by kupić tą książkę.

czwartek, 13 stycznia 2011

Święta Last Minute


Podczas świąt obejrzałam wiele ciekawych filmów- zwłaszcza tych o tematyce noworoczno- bożonarodzeniowej. Niektóre z nich mnie zachwyciły, inne zanudziły na śmierć. Postanowiłam wię, że zrecenzuję jeden z filmów, który przypadł mi do gudtu- Święta Last Minute. Do recenzji wybrałam akurat tą pozycję, dlatego, że oglądałam ją po raz pierwszy i strasznie mi się spodobała. 

Święta Last Minute to pozycja wyreżyserowana przez Joea Rotha a to 98 minut przezabawnej sytuacji z życia pewnego małżeństwa. Wszystko dzieje się wciągu tygodnia przed Bożym Narodzeniem. Główni bohaterowie - Luther i Nora Krank, gdy ich córka Blair opuściła rodzinne gniazdo, decydują się wykupić wycieczkę na Karaiby i spędzić słoneczny urlop, zamiast obchodzić święta Bożego Narodzenia w domu. Ich decyzja o "bojkocie tradycji" wprawia w stan wrzenia całe sąsiedztwo. Gdy jednak w Wigilię, Blair niespodziewanie dzwoni do rodziców, by zapowiedzieć się z wizytą ze swoim nowym narzeczonym, państwo Krank mają 12 godzin na dokonanie cudu i pogodzenie się z sąsiadami, tak by były to najwspanialsze święta, niezapomniane dla wszystkich. Należy również wspomnieć, że film jest adaptacją bestsellerowej powieści Johna Grishama "Ominąć święta".

Produkcja ta zachwyca nie tylko swą zabawnością i przewrotnością sytuacji, ale również doborową obsadą. W Luthera wcielił się Tim Allen, zaś odtwórcą roli Nory była Jamie Lee Curtis. W adaptacji wystąpił również Dan Aykroyd, Elizabeth Franz, Tom Poston i wiele innych osobistości. Aktorzy świetnie wcielali się w swoje role i z wielką ekspresją i komizmem odtwarzali swoje postaci. Najbardziej polubiłam Norę, gdyż Luter wydawał mi się człowiekiem, który nigdy nie odchodzi od swojego zdania. Mimo to, jego postać również mnie ujęła swoją rehabilitacją w końcowych scenach filmu.

Myślę, że pozycja należy do jednych z ciekawszych, pomimo to nie jest tak dobra jak którakolwiek z części Kevina . Stwierdzam jednak, że zasługuje ona na chwilę każdego z nas. Z pewnością nie jedna rodzina uśmieje się oglądając wspólnie film. Nie tylko w święta ;)

------------------------------------------------

W ramach wyzwania, obejrzałam kilka filmów, jednak żadnego innego nie będę już recenzować. Jeśli chodzi o książki było ich 2 – „Opowieść wigilijna” i „Wieści”. Tą pierwszą już zrecenzowałam, a drugą zrecenzuję. Jeżeli uda mi się to zrobić przed końcem wyzwania wstawię recenzję i tu, a jeśli nie, to jedynie na moim blogu ;)

Świąteczne filmy do świątecznego wyzwania

Kończy się już niedługo nasze wyzwanie świąteczne, z żalem pewnie przyjdzie mi je owinąć w jakiś ładny papier opakowaniowy, pozostały po innych prezentach świątecznych i schować na jakąś górną półkę biblioteczki. Ale tylko po to, żeby pod koniec listopada wyciągnąć je z wielką radością, zdmuchnąć kurz i czekać na nowe inspiracje :) - czyż nie?

Tymczasem pozostała mi do napisania recenzja filmowa. Obejrzałam sporo świątecznych filmów i długo się zastanawiałam, który wybrać do zaprezentowania. Ostatecznie wybrałam dwa - zupełnie z dwóch różnych biegunów. Chociaż, czy na pewno?

Pierwszy to "W krzywym zwierciadle: Witaj Święty Mikołaju!". To nasz absolutny numer jeden wśród filmów świątecznych i nasza mała tradycja bożonarodzeniowa - bez tego filmu święta byłyby nieważne :)


Film ten to komedia o rodzinie Griswoldów. Clark ( w tej roli Chevy Chase) wymarzył sobie prawdziwe rodzinne święta, zaprosił więc rodziców i teściów, z czego nie do końca zadowolona jest reszta rodziny - żona i dwoje dzieci. Przygotowania do idealnych świąt idą pełną parą, Clark cieszy się na świąteczny prezent od firmy i nawet nowocześni sąsiedzi ( którzy nie obchodzą świąt) nie są w stanie popsuć mu humoru. Ale jak to w typowej komedii opartej na gagach słownych i sytuacyjnych nie wszystko idzie zgodnie z planem, a właściwie to zupełnie na odwrót. W filmie wyśmiane zostają praktycznie wszystkie elementy kojarzące się ze świętami, ale na końcu i tak sprawdza się stara prawda: w święta najważniejsza jest rodzina!
Polecam bardzo do obejrzenia, humor co prawda balansuje czasami na granicy dobrego smaku, ale żarty są "z życia wzięte" ;) Moja ulubiona scena to ta, kiedy Clarkowi udaje się wreszcie zapalić te sto milionów pieczołowicie przytwierdzanych wokół domu lampek :))) i komentarze rodziny!


Drugi film jest zupełnie inny - to ciepła, delikatna opowieść o wartościach w święta najważniejszych - rodzinie, przyjaźni, miłości, wybaczaniu. "Świąteczne dzwonki" to bardzo miły film na świąteczne leniwe przedpołudnie lub wieczór po świątecznym spacerze.


Film opowiada historię Catherine (Anne Heche) i Chrisa (Tate Donovan). Obydwoje stracili swoich małżonków. Catherine oddała się całkiem pracy w muzeum i nie myśli o nowych znajomościach. Chris po śmierci żony próbuje dojść do siebie i opiekuje się dziećmi - synem i córką. Niestety Danny, nie chcąc utknąć na rodzinnej farmie choinek (a taką karierę przewidział dla niego ojciec), ucieka do Nowego Jorku i próbuje dostać się na studia. Ojciec przyjeżdża więc do miasta i przy okazji sprzedaży choinek próbuje go znaleźć. Niedługo losy Chrisa i Catherine się połączą. Danny robi bowiem piękne zdjęcia, które kupuje od niego Catherine. Czy dojdzie do zgody ojca i syna? Jaką rolę w tym spełnią tytułowe "srebrne dzwonki"*? Czy uda się przezwyciężyć smutek, żal i wzajemne pretensje? Obejrzyjcie sami! :)
Ja daję dodatkowego plusa za przepiękną nowojorską ślizgawkę (od zeszłego roku jeździmy rodzinnie na łyżwach - jest super!) :)



*tytuł angielski to "Silver bells"

"Dom sióstr" Charlotte Link

Jakiś czas przed Świętami wpadła mi w bibliotece książka z przyjemnie zimową okładką, a że gdzieś coś o niej czytałam-chwyciłam i wypożyczyłam:) I okazuje się, że osiąga ona na allegro jakieś nierzeczywiste kwoty, jest niemalże białym krukiem. Pozostało mi tylko zacierać ręce z radości.
Sama historia zapowiada się ciekawie: pewne małżeństwo, próbując radzić sobie z kryzysem związku, postanawia Boże Narodzenie spędzić zakopane w północnej Anglii, w wynajętym na tę okazję domu. Sama myśl wydaje się przyjemna- sama chętnie wyjechałabym gdzieś daleko ze swym mężem, byle tylko być z nim sam na sam i przy okazji w spokoju sobie poczytać;) Bohaterom jednak nie jest tak miło- w chwili przyjazdu dopada ich śnieżyca, która skutecznie odcina dom od świata, pozostawiając ich-o zgrozo!- bez ogrzewania, ciepłej wody, pożywienia i kontaktu ze światem.
Zawsze uważałam, że sytuacje kryzysowe sprawdzają charakter czy jakość związku. Z tym przedstawionym w książce nie jest najlepiej, a bohaterowie usilnie starają się zejść sobie z drogi. Główna bohaterka- Barbara, wygłaszając wiele dramatycznych kwestii o rozwoju kobiet i samorealizacji, usuwa się z drogi mężowi, który cały swój czas przeznacza na zapewnienie jej ciepłej wody i drewna do pieca, i przypadkiem odnajduje ukryty w domu pamiętnik jego byłej właścicielki, Frances Gray. Spisała ona pod koniec życia swoją historię, z którą zapoznaje się teraz Barbara.
A historia ta, że tak powiem, dość burzliwa: z narowistej panienki Frances przemienia się w bojowniczkę o prawa kobiet, pielęgniarkę na europejskich polach bitwy, zarządcę rodzinnego majątku, opiekunkę sierot i pomocnicę niemieckiego szpiega. Jest też przy tym tak denerwującą i pozbawioną odrobiny samokrytyki jak pierwsza z bohaterek-Barbara. Tandem ten tak skutecznie i nieustannie mnie denerwował, że nie zważałam na lekki absurd i melodramatyczność fabuły: do momentu, w którym pani Link zaczęła "lecieć" "Przeminęło z wiatrem". Tutaj już moje możliwości były na wyczerpaniu, ale na szczęście padł trup- a nic tak nie ożywia akcji.
Samo zakończenie rozciągnięte było do granic możliwości, pozostawiając mnie w stanie, który określę, jako Epicki Facepalm . I w zasadzie tak zwykle wygląda moja lektura książek pani Link: fajnie, fajnie, czyta się przyjemnie, główna bohaterka strasznie mnie wkurza, potem wydarzenia się kumulują, aż następuje kompletnie naciągane, wyssane z palca zakończenie. Tyle w tym temacie.
Ps. Ale połowę książki czytało się przyjemnie.

środa, 12 stycznia 2011

"To właśnie miłość"


„To właśnie miłość” opowiada o 10 różnych historiach miłosnych. Choć przypomina to niezrozumiałą miłosną plątaninę, jest to całkiem przyjemne i łatwe do rozwikłania ;)
Film obejrzałam ze względu na ciekawą obsadę. Szczególnie mam na myśli tą męską część. Choć i aktorki nie zawiodły. I bardzo dobrze, że zasiadłem przed telewizorem.
W filmie spotykamy różne rodzaje miłości. Bo przecież miłość niejedno ma imię. Każdy kocha inaczej, każdy tą miłość inaczej okazuje. A święta pomagają naszym bohaterom w okazaniu tych uczuć.
Film obfituje w sceny mniej i bardziej poważne. Do tych pierwszych z pewnością należy tańczący Hugh Grant (jedna z moich ulubionych scen) oraz ciekawe rozmowy Jamie’ego i Aurelii.
„To właśnie miłość” jest sympatycznym, zabawnym filmem, który pomoże nam spędzić świetny wieczór na kanapie przed TV ;) Warto go obejrzeć. Dzięki niemu spotykamy miłość, niby taką samą, ale inną. A jeśli nie chce się filozofować nad istotą miłości to też nie trzeba. Film od nas tego nie wymaga ;)

Meet me in St.Louis (1944)


Film o pewnym prawniku, choć jego osoba ma tu najmniejszy wpływ na film, jego awans sprawia, że rodzina musi się przenieść do Nowego Yorku. To prawdziwa rozpacz dla jego żony, czterech córek: dwóch dziewczynek, dwóch dorodnych dam oraz pomocy domowej i dziadka. Niesamowicie radosny, pełen zachwycających strojów, fryzur, och, coś zdecydowanie dla fanek lat 40stych, 50siątych. Motyw świąt pojawia się tu w postaci bałwanów, choinek i balu, ale poza tym nie omija nas Halloween, czy przyjemny lipiec. Rodzina wariuje na samą myśl opuszczenia domu w St.Louis, z niezrozumiałych dla mnie powodów.

A tak z naszych czasów? Film jest o popłakujących damach, balach... Osobiście płakałam na scenie zakładania gorsetu. W mojej głowie nie mieści się ten bajkowy świat. To chyba dobre określenie. Taka bajka dla dorosłych. O mamusi, o pomocy domowych, o siostrzanej miłościbez iskry nieporozumienia, o kochającym niezrzędzącym dziadku, o pracującym, surowym ojcu. Pomijajam to, że wszyscy śpiewają. W filmie panuje drażniąca radość, ale gdy jesteśmy obwładnięci świątecznym nastrojem, radośnie przysiądziemy do tego radosnego filmu i radośnie od niego odejdziemy.

Jak każdy relikt, najlepsze w nim jest to, że jest reliktem.

6/10

wtorek, 11 stycznia 2011

"Czekając na cud" reż.Chazz Palminteri


Rose Collins jest samotną kobietą, rozwódką, opiekującą się matką, ma siostrę, która w wigilię woli zostać z buddystami, a jej były mąż ma dwójkę pięknych dzieci z piękną żoną. To wszystko uderza z podwójną mocą w święta. Nina Vasquez pracuje w kancelarii adwokackiej, jest piękną, kochająca tańczyć kobietą, pewnego dnia podrywa ją policjant i chyba się zakochują. Niestety potem pojawia się problem. Rose i Nina to tylko dwoje bohaterów, a w tym filmie jest ich bardzo dużo i są sobie równorzędni. Bo... w sumie komu oceniać, czyje święta są gorsze, czy lepsze, lub czyj problem jest ważniejszy.

Wierzycie w cuda? W zdarzenia irracjonalne, które są małe, jak pył, ale zmieniają postać rzeczy? Takie właściwie pyłki są najważniejsze w tym filmie. Może, jest to rozprawa o szczęściu? Do którego, drogę sami sobie mur tworzymy. Mijamy je celowo, czy tylko podświadomie? Obsada filmu jest zachwycająca, muzyka mogłaby być lepsza, jest taka bez wyrazu, co jest dość sporym minusem. Dobry film. Wzruszający. Dla kogoś kto chce dobrego zakończenia. Bo w końcu, czy nie o takie chodzi?

8/10

poniedziałek, 10 stycznia 2011

"And Winter Came..." Enya

Któż nie zna Enyi? Ręka w górę: nie widzę. Bo taka zdaje się jest prawda, każdy słyszał choć raz jakąś jej piosenkę (najpewniej była to Orinoco Flow). Ta irlandzka piosenkarka ma swój specyficzny styl i głos, który pozwala od razu ją rozpoznać.

Gdy myślę o jej muzyce przychodzą mi do głowy takie określenia jak delikatna, spokojna, mistyczna, tajemnicza, może nawet eteryczna. I taka właśnie jest jej zimowa płyta, wydana w roku 2008, And Winter Came.... Album ten zawiera dwanaście utworów, z których większość jest nowymi kompozycjami, specjalnie napisanymi na ten album. Są to bardzo dobre piosenki, ale płyta ta ma jedną wyjątkową moim zdaniem perełkę, hymn pochodzący z XII wieku: Oh Come, Oh Come Emmanuel zaśpiewany w języku angielskim i po łacinie. W wykonaniu Enyi brzmi on po prostu przepięknie.

I to właśnie jest moja trzecia ulubiona świąteczno-zimowa płyta.



Podarunek - Cecelia Ahern



Co można podarować osobie, która ma już wszystko: wspaniały dom, wymarzoną pracę, ustalone cele i rodzinę, jakiej niejeden człowiek mógłby jej zazdrościć? Wydawałoby się, że nic. A jednak…

Na ciąg dalszy zapraszam na mój blog.

Tajemnica gwiazdkowego puddingu

Tytuł: Tajemnica gwiazdkowego puddingu
Autor: Agatha Christie
Tytuł oryginalny: The Adventure of the Christmas PuddingJęzyk oryginału: angielski
Tłumacz: Krystyna Bockenheim
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2004
Ilość stron: 260
Kiedy myślę o książkach Agathy Christie kojarzących się z Gwiazdką, na myśl przychodzi mi przede wszystkim Boże Narodzenie Herkulesa Poirot (znane też jako Morderstwo w Boże Narodzenie). A niesłusznie, ponieważ najbardziej świątecznym jej dziełem, utworem w którym czuje się atmosferę porządnych staroświeckich angielskich świąt, jest opowiadanie Tajemnica gwiazdkowego puddingu. Ten krótki (niecałe 60 stron) tekst użyczył swojej nazwy całemu zbiorkowi opowiadań Christie. Sześć opowiadań, jedno z panną Marple, pięć z Poirotem tworzą razem jeden z lepszych (jeżeli nie najlepszy) zbiorów Agathy Christie. Jeśli ktoś ma ochotę poznać Herkulesa Poirot, a obawia się tracić czas na powieść, Tajemnica gwiazdkowego puddingu będzie doskonałym wyborem.
Lubię opowiadania. W przeciwieństwie do wielu osób, których opinie czytuję w Internecie, nie mam zamiaru pisać, że "co prawda nie lubię opowiadań, ale...". Przeciwnie — w wielu wypadkach wolę opowiadania niż powieści. Ogromnie cenię u pisarzy zwięzłość, precyzję i umiejętność zmieszczenia się z fabułą w tej krótkiej formie. I takie właśnie są te teksty. Z czytanych ostatnio Sekretnych zapisków Agaty Christie wyczytałam, ze z czasem autorka coraz mniej pisała krótkich tekstów, skupiając się na powieściach (często opartych na tym samym pomyśle, co wcześniejsze opowiadania). Wielka szkoda, bo teksty takie jak w Tajemnicy gwiazdkowego puddingu są lepsze od wielu jej powieści.
W większości opowiadań spotkamy Herkulesa Poirot. Czy jest ktoś, kto nigdy o tym detektywie nie słyszał? Pewnie tak, ale mam nadzieję, że nie jest takich osób zbyt wiele. Mały Belg o nienagannym wyglądzie, głowie w kształcie jajka i niesamowicie zadbanych wąsach wielu czytelników denerwuje swoim zadufaniem i, co tu dużo mówić, bucowatością. Mnie ostatnio wnerwia jakoś mniej niż kiedyś. Może to dlatego, że kiedy czytam kryminał po raz piąty powoli zaczynam być równie mądra co Poirot? Widać i moje "małe szare komórki" stają się coraz mądrzejsze.
Wracając jednak do Tajemnicy gwiazdkowego puddingu. Opowiadania naprawdę bardzo mi się podobały. W porównaniu z Dwunastoma pracami Herkulesa, które czytałam trochę wcześniej są wręcz genialne. Oczywiście, mamy tu do czynienia z porządnym staroświeckim kryminałem, w którym detektyw przepytuje podejrzanych, ogląda miejsce zbrodni, a przede wszystkim siedzi i myśli. Nie uświadczymy tu wstawek sensacyjnych, pościgów, strzelanin czy mrocznych skandynawskich detektywów. Wszystko jest eleganckie i bardzo angielskie, na czele z nienagannym lokajem Poirota — Georgem (George to chyba mój ulubiony bohater cyklu o Poirocie) i sekretarką — panną Lemon.
Jeśli tylko nie odstrasza Was ta spokojna angielskość, sięgnijcie po opowiadania, w których Poirot zmierzy się ze złodziejem rubinu radży (Tajemnica gwiazdkowego puddingu), mordercą antypatycznego bogacza (Popychadło), śmiałym mordercą, który popełnił niemal zbrodnię doskonałą (Zagadka hiszpańskiej skrzyni), a także dwoma dziwnymi przypadkami: najprawdopodobniej wypadkiem (Dwadzieścia cztery kosy) i samobójstwem (Sen). Na koniec zaś panna Marple odkryje przed Wami tajniki kolejnej paskudnej zbrodni (Szaleństwo Greenshawa).
W króciutkiej przedmowie autorka pisze, że Zagadka hiszpańskiej skrzyni to ulubiona sprawa Poirota, natomiast panna Marple jest niezwykle zadowolona ze swojej przenikliwości w sprawie Szaleństwa Greenshawa. Sama Agatha Christie największą sympatią darzyła opowiadanie tytułowe:
Moją słabostką jest "Tajemnica gwiazdkowego puddingu", ponieważ przywołuje na pamięć bardzo przyjemne święta mojej młodości...
To naprawdę sympatyczne opowiadania. Sięgnijcie po nie jeśli będziecie mieli okazję.
Moja ocena: 7,5/10
PS. Recenzję opublikowałam również na swoim blogu.

niedziela, 9 stycznia 2011

Glenn Beck, Świąteczny sweter.

Wydawnictwo Nowa Proza
Data wydania: 2009
ISBN: 978-83-7534-068-6
Ilość stron: 288

Święta Bożego Narodzenia to czas radości i cudów. Tak jest nie inaczej jak w książce Glenna, Becka, który korzystając z własnych wspomnień napisał wzruszającą opowieść świąteczną. Mimo, że historia wydaje się prosta i naiwna, niesie ze sobą kilka życiowych mądrości.

Narratorem jest dwunastoletni chłopiec, osierocony przez ojca, wychowywany samotnie przez matkę. Chłopak jest rozkapryszony i nie docenia poświęceń matki, która pracuje w czterech miejscach i tak układa grafik, aby jak najwięcej czasu spędzać z dzieckiem. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia i chłopiec marzy o nowiutkim czerwonym rowerze. Swoje pragnienia wypowiada wielokrotnie głośno i stara się być grzeczny. Wobec tego jest bardzo rozczarowany, gdy od mamy dostaje sweter zrobiony przez nią własnoręcznie. Eddie ze łzami w oczach rzuca go na podłogę w swoim pokoju. Jeszcze gorzej było u dziadków. Wściekły chłopiec nie widząc zmęczenia matki po fatalnym dla niego wieczorze zmusza ją do powrotnej podróży do domu. Tylko, że dochodzi do wypadku, w którym matka Eddiego ginie. Chłopiec zamieszkuje u dziadków. Jest zły na Boga, na dziadków, na rodziców, którzy odeszli. Gniew wyładowuje na staruszkach. Zazdrości nowo poznanemu koledze, Taylorowi, że jego rodziców stać jest na wszystko. Czy zostanie mu dana jeszcze jedna szansa na poprawę?

To świąteczna opowieść opowiadająca o zagubieniu i możliwości odnalezienia właściwej drogi, o tym, co naprawdę się liczy w życiu, o wartości podarków zrobionych własnoręcznie a tych gotowych kupionych w sklepie. Wszystkie podróże ku dobru lub złu zaczynają się od małego kroku, należy, zatem obrać właściwą drogę. W okresie świąt Bożego Narodzenia chodzi przecież również o drugą szansę, o przebaczeniu win. Na poprawę nastroju i ku odnowie duchowej polecana.

piątek, 7 stycznia 2011

Nieśmiertelna Opowieść wigilijna

Święta przeminęły ... znów musimy czekać, następnych dwanaście miesięcy, na okres magii, rodzinności, cudów, a czasem tego co ukrywamy sami przed sobą ... naszego drugiego ja. Ale książki, filmy zawsze pozostaną. Nie musimy czekać, by do nich sięgnąć, przeczytać, obejrzeć... Możemy sięgnąć po nie nawet w letni dzień, kiedy słońce niemiłosiernie praży, a my marzymy o chwili ochłody. Filmy i książki są ponadczasowe, nie znają zasad pór roku. Faktem jest jednak, że pewne czynniki wokół nas, pewne warunki, wszystko to, na co składa się tak zwana atmosfera, wpływają na naszą potrzebę czytania lub oglądania takich, a nie innych książek i filmów.Bo jeśli ktoś siedzi opatulony w koc, z kubkiem ciepłego napoju, a za oknami szaleje zamieć, to lubimy sięgnąć po to co w zimę ma swój urok czyli po bożonarodzeniowe zapiski. Jak zwykle rozgadałam się ...
Jedną z moich najukochańszych książek jest oczywiście "Opowieść Wigilijna" Karola Dickens'a.  Sięgam po nią tradycyjnie w okresie świątecznym od ... 13 lat. W tym roku po raz pierwszy przeczytałam fragmenty moim dwóm synkom. Książkę tę czytam nie tylko w okresie Bożego Narodzenia ... Wartości, które pisarz przedstawił w swej powieści są tak uniwersalne, prawdziwe i pożądane, że powinniśmy sięgać po tę lekturę, kiedy tylko przestaniemy wierzyć w dobroć ludzką. W tym roku uczyniłam też coś na co miałam ochotę już od bardzo wielu lat - moją własną opowieść wigilijna. Zapraszam i was drogie czytelniczki na miłe mam nadzieje zakończenie sezonu bożonarodzeniową. Może i moja wariacja dickensowskiego dzieła trąci myszką i pozostawia wiele do życzenia ale myślę, że dostarczy odrobiny rozrywki i pozwoli chociażby na chwilę przenieść się do naszych wspomnień świątecznych. Zapraszam tu.

czwartek, 6 stycznia 2011

Mickey - Bajkowe święta

Bajki Walta Disney'a kochałam zawsze. Była to miłość mojego dzieciństwa, pełna krzyków, że wreszcie puszczają Kaczora Donalda. I owszem, były inne bajki, już mniej nacechowane taką dobrocią i bezinteresownością, ale Disney zawsze jakoś się tam przemieszczał.

Natchniona tym świątecznym wyzwaniem, chociaż już grubo po świętach, postanowiłam sobie obejrzeć coś mało wymagającego (oczywiście ładowania, bo internet mam straszny) i wybrałam "Bajkowe święta". Liczyłam na trochę umoralnienia mojej osoby, lecz przede wszystkim na przywrócenie wiary w święta. W trakcie tej bajki uroniłam nawet kilka łez...

W animacji występują trzy prezenty. Każdy oznacza inną sytuację. Znajdują się one pod choinką, jest to statek, zapowiedź Kaczora Donalda, miś, zapowiedź Goofy'ego oraz sanki, zapowiedź Miszki Miki. Każdy prezent opowiada inną historię, która wydarzy się w dniu 25 grudnia. Różnych bohaterów spotykają odmienne sytuacje, które bardzo ich przewartościowują i wzmocnią.

Cieszę się, że obejrzałam tą bajkę. Radość i miłość płynąca z czynów bohaterów jest bardzo motywująca i pokazuje, że tak można. W postaciach zachodzą przemiany, muszą odkrywać, że święta to nie tylko prezenty. To czas spędzony z rodziną. Nie ważne co się daje, ważne ile serca się w to wkłada.

Piękna bajka przypominająca nie tylko czasy triumfu Disneya, lecz także ukazująca prawdziwego ducha świąt. Polecam każdemu, by przypomnieć sobie co to znaczą Święta.

środa, 5 stycznia 2011

Cicha noc - Mary Higgins Clark

Tytuł oryginału: Silent Night
Tłumaczenie: Ewa Grządek
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 1996
Seria z diamentem
ISBN: 83-7180-136-X
**********
Czas akcji: Wigilia Bożego Narodzenia

Miejsce akcji: Nowy Jork - Manhattan

Bohaterowie: Catherine Dornan - mama; Tom Dornan - ciężko chory ojciec, Micheal i Brian - dwaj bracia; Barbara - babcia chłopców;
Cally, jej córeczka Gigi, Jimmy - brat Cally, zbiegły więzień;
detektyw Mort Levy; Chris McNally

Znaczące przedmioty: portfel Catherine, medalion ze świętym Krzysztofem, prezent dla świętego Mikołaja, brązowa toyota

*******

Wigilijny wieczór. Dla jednych miły i spokojny, dla innych pełen zmartwień. Catherine Dornan przyjeżdża z synkami - Michaelem i Brianem - na Piątą Aleję na Manhattanie. Idą przed Rockefeller Centre, aby choć na chwilę zapomnieć, co tak naprawdę ich tu sprowadza i aby poczuć magię świąt, patrząc na przeogromną choinkę. Wystarczyła chwila nieuwagi, aby stało się coś, co zadecydowało o reszcie wieczoru. A co - to najlepiej sprawdzić samemu.

Dalszy ciąg notki w moim bukowniczku.

Morderstwo w Boże Narodzenie - Agatha Christie

Tytuł oryginału: Hercule Poirot's Christmas
Tłumaczenie: Andrzej Milcarz
Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania:1995
Ilość stron: 228
ISBN: 83-7023-486-0

*********
Miejsce akcji: rezydencja Gorston Hall, Longdale, Addlesield;

*********

Czas akcji: 22-27 grudnia

 *********

Główni bohaterowie:
rodzina Lee: Simeon Lee - ojciec; Alfred Lee + Lydia; David Lee + Hilda; George Lee + Magdalena; Harry Lee;
służba - Horbury, Tressilian;
Stephen Farr (Brytyjczyk z Afryki Południowej), Pilar Estravados (Hiszpanka, wnuczka);
policjant Sugden;
Hercules Poirot

**********

Najciekawsza postać: Pilar, Harry

*************

Oprócz tego, że akcja książki rozgrywa się na przestrzeni kilku dni, a dokładnie od 22 do 27 grudnia, i tego, że w tutule jest Boże Narodzenie, to świąt jako takich ów kryminał nie dotyczy. Jak to w kryminałach, fabuła krąży wokół zamordowanego, detektywów i potencjalnych potencjalnych morderców. Jest to klasyka w swoim rodzaju - klasyczny twór kryminalny Agathy Christie. Jest tu ojciec-staruszek, którego ktoś morduje i jego rodzina zebrana w ogromnym domu z okazji Świąt Bożego Narodzenia.

Ciąg dalszy na MOIM BLOGU. Zapraszam :-)

Fannie Flagg, Boże Narodzenie w Lost River.

oprawa miękka
Przełożyła Małgorzta Hesko-Kołodzińska
wydanie I
stron 232


Pewnego dnia około pięćdziesięcioletni Oswald, mieszkaniec Chicago, anonimowy alkoholik i zatwardziały palacz, dowiaduje się od lekarza, że zostało mu parę miesięcy życia i to o ile zmieni jak najszybciej klimat. Lekarz poleca mu sanatorium w Lost River. Oswaldowi udaje się dodzwonić do miasteczka w Alabamie i dowiedzieć się, że sanatorium już nie istnieje, ale może wynająć przecież pokój. Oswald zamyka wszystkie swoje sprawy w Chicago i wyjeżdża przekonany, że ma przed sobą ostatnie swoje Boże Narodzenie. 

Lost River okazuje się malutkim, niemal zapomnianym miasteczkiem na południu Stanów Zjednoczonych. Poczta dopływa do mieszkańców łodzią, ukazuje się miasteczkowy biuletyn, wszyscy się znają, wspierają w trudnych chwilach i jest tylko jeden sklep Roya. Pewnego dnia dzięki jego opiece i wytrwałości w sklepie zamieszkuje ulubieniec mieszkańców – ptak kardynał . Oswald po wielu zakrętach życiowych w końcu zaznał mnóstwo serca od ludzi i życzliwości, znalazł nowych przyjaciół. Co więcej nigdy nie zapraszany na randki, teraz tych zaproszeń ma w nadmiarze. Z czasem zostaje wtajemniczony w historie mieszkańców: o niedoszłym małżeństwie, o Kreolach mieszkających na drugiej stronie rzeki, o miłości, o nienawiści. Pewnego dnia w miasteczku pojawia się dziewczynka o imieniu Patsy, która będzie miała wpływ na życie mieszkańców.

Książka jest pełna ciepła, magicznego czaru i uroku. Z drugiej strony to wzruszająca i pełna humoru opowieść o przyjaźni, wierze i miłości. Cuda się zdarzają, należy tylko wierzyć. Książka, która wprawia czytelnika w optymistyczny nastój i niesamowicie dobre samopoczucie.

Polecam serdecznie.

wtorek, 4 stycznia 2011

"The Family Stone".

Jako że koniec wyzwania coraz bliżej, wypadałoby nieco intensywniej się do niego przyłożyć, ale skoro Święta już za nami, nic dziwnego, że entuzjazm opadł. Ale jeszcze w ferworze świątecznych przygotowań obejrzałam drugi z moich ulubionych, bożonarodzeniowych filmów.
"The Family Stone" (tytuł w zasadzie to gra słów- bo i rodzina Stone, i Kamień Stonów czyli pierścionek zaręczynowy) to uroczy film o pewnej wielodzietnej (naprawdę wielodzietnej i wciąż się rozrastającej) rodzinie, której członkowie zjeżdżają się do domu rodziców, by spędzić razem Święta. Rodzina jest może nieco zwariowana, a jej model nie jest do końca standardowy, ale sama chętnie spędziłabym z nimi Święta- może dlatego, że przypomina mi nieco własną.
Nie będę streszczać fabuły, bo w zasadzie dotyczy tego, o czym zwykle opowiadają filmy obyczajowe: radości i smutki życia, związki miłosne, problemy małżeńskie i tragedia, która kładzie się już cieniem nad szczęściem bardzo kochającej się rodziny. Powiem za to, że miło jest obejrzeć sobie ten film, bo nie dość, że aktorzy graja w nim świetnie ( scenki, w której szturcha i rozpycha się między sobą tak dorosłe przecież rodzeństwo, wygląda jak z życia mego rodzeństwa wzięta:)), to rodzina, o której film opowiada, składa się z naprawdę bliskich sobie, kochających się ludzi. Widać to zwłaszcza w zderzeniu z zapiętą na ostatni guzik, pozbawioną poczucia humoru Meredith, z którą chce się ożenić jeden z synów państwa Stone.
To co najbardziej podoba mi się w tym filmie, obywa się w zasadzie bez słów. Czy jest to widok śniegu, który zaczyna padać dokładnie w świąteczny wieczór, czy spojrzenie, jakim obdarza swoje hałaśliwe dzieci ich ojciec- wszystko obraca się w kręgu emocji, które są mi bliskie w te święta. Zachęcam i polecam.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Zapukał listonosz...

... i przyniósł zupełnie niewirtualną kartkę od Maniiczytania!
Bardzo , bardzo dziękuję za tę niespodziankę. I przepraszam, że dopiero teraz:(.

A ponieważ dziś dopiero 3 stycznia, wiec przy okazji składam wszystkim życzenia jak najlepszego Nowego Roku, spełnienia marzeń a do tego wielu ciekawych lektur i wyzwań czytelniczych:).

niedziela, 2 stycznia 2011

Wigilie i... po wigiliach

Jak na kogoś, kto nie lubi opowiadań, zadziwiająco dużo ich ostatnio czytam. Może pomoże mi to w końcu docenić tę formę.

9 Wigilii to jedna z niewielu książek ze świętami w tytule, które udało mi się w okresie bożonarodzeniowym zastać w bibliotece. Na pierwszy rzut oka wydawnictwo wyglądało zachęcająco, więc przygarnęłam je na święta.
Do przeczytania recenzji zapraszam na mój blog.

sobota, 1 stycznia 2011

listopad 2010
ISBN: 978-83-7672-090-6
oprawa twarda
stron 96
ilustracje: Olga Reszelska

Rodzeństwo starsza Agnieszka i młodszy ośmioletni Antek rodziców Wigilię Bożego Narodzenia pod nieobecność rodziców sprzątają mieszkanie. Nie było to zbyt wielkie pomieszczenie, ale wymyślnie przez tatę dzieciaków podzielone regałami na dwa. Agnieszka wycierała podłogę, a Antek schowany za szafą czytał. Dziewczynka nie mogła znieść bezczynności chłopca i szybko doszło do kłótni. W ferworze waśni zbiła się doniczka z paprotką. Tam znajdują tajemniczy kluczyk. Paprotce nic się nie stało toteż dzieci szybko przesadziły ją do wolnej doniczki. Po powrocie rodziców, mama wysyła dzieciaki do sklepu po migdały. Antek oczywiście zapomina o kluczyku schowanym w kieszeni. Dzieciaki przechodzą podziemnym przejściem i znajdują się w niezbyt znanym dla nich miejscu. Trafiają do pewnej starszej pani, sklepu zoologicznego, obserwują cud narodzin. Podróż jest magiczna, a jej przesłanie niezwykle wartościowe.

Wspaniałe ilustracje zarówno te czarno – białe jak i barwne w wykonaniu Olgi Reszelskiej dodają uroku powieści. Polecam serdecznie, książka bowiem należy do ...

KANON LITERATURY DLA DZIECI I MŁODZIEŻYKANON LITERATURY DLA DZIECI I MŁODZIEŻY


słowem malowane