W dziecięcych książeczkach widać, jak bardzo zmienił się świat. Jeszcze za czasów mojego dzieciństwa Boże Narodzenie nie oderwało się od swoich
chrześcijańskich korzeni. Obowiązkowa była cho
ćby szopka ze Świętą Rodziną pod choinką i kolędy, traktujące o narodzinach Pana Jezusa.
W dzisiejszych dziecięcych książeczki (
pomijając może te zakupione w sklepiku parafialnym przez kochające babcie), pomijają milczeniem te postaci,
koncentrując się na podstarzałym facecie w czerwonym kubraku, spełniającym
konsumpcyjne zachcianki maluchów czyli - Santa Clausie.
Specjalnie nie nazywam tej (wymyślonej na
początku 20 wieku przez
marketingowców Coca Coli) postaci Świętym Mikołajem. Niewiele ma ona bowiem wspólnego z biskupem z
wczesnośredniowiecznej Lidii. Coraz częściej zresztą
książeczkowy "Mikołaj" traci swój tytuł świętego.
Większość pozycji "
bożonarodzeniowych " oferowanych
przedszkolakom jest zupełnie świecka. Jenak w niektórych, z trudem , bo z trudem, m
ożna wypatrzeć choćby odrobinę
bożonarodzeniowego ducha. Pozytywnym przykładem jest tutaj "Boże Narodzenie
Tupcia Chrupcia".
Akcja tej 30- paro stronicowej książeczki jest prosta- mama małej myszki imieniem
Tupcio wykorzystuje Boże Narodzenie do kształtowania charakteru swojego synka. Uczy go, że należy się dzielić, nie można być egoistą, a jeśli zrobiło się błąd, można go zawsze naprawić. Proste, krzepiące i
niewywołujące skrętu kiszek u czytającego rodzica. Nawet jeśli w charakterze
Wszystkowiedzącego występuje Santa Claus
Nieco inaczej jest niestety w innym świątecznym hicie- "
Paddington i świąteczna
niespodzianka". Spróbuję przytoczyć z pamięci początek:
Paddington postanowił zrobić rodzinie Brown
niespodziankę i zaprosić rodzinę Brown DO SKLEPU
BARKRIDGES na spotkanie ze Świętym Mikołajem.
- To bardzo dobra okazja- mówi
Paddington- oprócz spotkania z PANEM Mikołajem, w cenie biletu jest darmowa przejażdżka saniami..."
Święty
Mikołaj został już zatem
zupełnie cywilnym panem Mikołajem, a spotkać go można w SKLEPIE. Najlepiej, żeby towarzyszył mu od razu rodzic z wypchanym portfelem. Sami oceńcie, czy chcielibyście tę książkę podarować
swojemu/znajomemu dziecku.
Jednak ostrzegam- jeśli już do tego dojdzie, zapewne rodzice dziecka będą zmuszeni, do odczytywania tego
niefortunnego początku jeszcze z kilkaset razy (póki pociechy
nie dorosną do starszych
Paddingtonów, już w pełnej wersji, gdyż książka, traktująca dalej o serii katastrof i demolce, którą urządza
Paddington w sklepie, jest niestety bardzo zabawna i dzieci z pewnością ją pokochają). Nie wiem tylko , co właściwie ma ta książka wspólnego z Bożym
Narodzeniem.
Wydaje mi się, że problem z tymi książkami wynika z faktu, że wydawane są metodą kopiuj-
przetłumacz- wklej z wydań zachodnich. te, które przytoczyłam powyżej, to nadal, mi mimo moich narzekań jednak POZYTYWNE przykłady. W zeszłym roku widziałam taką, która przybliżała świat tradycji
bożonarodzeniowych- tyle, że brytyjskich, niespecjalnie zrozumiałych dla Polaka.
Obiecuję informować o kolejnych książkach dla najmłodszych, które trafią
się w tym roku pod choinką:).
*obrazki znalezione w sieci.