czwartek, 13 grudnia 2012

"Stokrotki w śniegu" Richard Paul Evans


Autor "Stokrotek w śniegu" pisze w przedmowie do książki: "Kiedy zaczynałem pisać tę książkę, myślałem o dwóch kwestiach. Po pierwsze, chciałem się zastanowić się nad tym, co by się stało, gdyby ktoś miał okazję przeczytać własny nekrolog i dowiedzieć się, co też świat tak naprawdę o nim myśli i jak go ocenia.
Po drugie, zaprzęgnąłem napisać prawdziwą bożonarodzeniową opowieść o odkupieniu. (...) To właśnie tym uczuciem chciałbym się z wami, Drodzy Czytelnicy, podzielić w ten wyjątkowy Czas - bożonarodzeniową baśnią, która sprawi, że Wasze Święta upłyną w pełnej ciepła atmosferze. Historia, która ogrzeje Wasze domy, a przede wszystkim Wasze serca".


Książkę przechowywałam specjalnie na ten przedświąteczny czas. Święta tuż tuż, pomyślałam więc, że warto pokrzepić serce miłą, ciepłą opowieścią. Richard Paul Evans daje nam dokładnie to, co obiecuje – wzorowaną na Dickensie baśń dla dorosłych, osadzoną we współczesnych realiach. Obrzydliwie bogaty biznesman James Kier jest człowiekiem o sercu skutym lodem, który poświeci wszystko i wszystkich dla zdobycia fortuny.  Nie oszczędzi nawet swojej chorej żony. Pewnego dnia znajduje w gazecie swój nekrolog, a na stronie internetowej mnóstwo komentarzy wyrażających radość pod informacją o jego śmierci. Ilość i ton wypowiedzi wstrząsa Jamesem, który postanawia zrobić coś, co może wynagrodzić, niektóre przynajmniej, wyrządzone krzywdy... Każdy, kto czytał „Opowieść wigilijna” wie jak to się skończy, prawda?


Gdyby nie to, że czuję już prawie smak pierników i wigilijnych potraw, to nie strawiłabym tej przesłodzonej, ulepnej historii. W okresie świątecznym tolerancja na cukier zdecydowanie mi wzrasta, więc jakoś łyknęłam tą opowieść. Owszem, skłania ona nas do refleksji o tym, co po nas zostanie, jak będą nas pamiętać oraz niesie przesłanie, że nie jest nigdy za późno na czynienie dobra. Dla mnie to jednak za mało. Brak jej świeżości, oryginalności, polotu, czegoś, co naprawdę mogłoby człowieka chwycić za serce. To taka wielokrotnie już odtwarzana i przerabiana emocjonalna papka.
Cóż, będąc z natury sceptyczna, nie wierzę w cudowne ludzkie przemiany, a poza tym zdecydowanie wolę oryginalną „Opowieść wigilijną” Dickensa. Nie podobała mi się ta książka za bardzo, nie udało się też ogrzać Evansowi mojego serca, pewnie też jestem w mniejszości. Trudno. 



Richard Paul Evans, Stokrotki w śniegu, przeł. Ewa Bolińska-Gostkowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, s. 297.

2 komentarze:

  1. Może to nie najlepsza książka tego autora, ale w sumie podobała mi się ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka w planach na przyszły rok.

    OdpowiedzUsuń