Jakiś czas przed Świętami wpadła mi w bibliotece książka z przyjemnie zimową okładką, a że gdzieś coś o niej czytałam-chwyciłam i wypożyczyłam:) I okazuje się, że osiąga ona na allegro jakieś nierzeczywiste kwoty, jest niemalże białym krukiem. Pozostało mi tylko zacierać ręce z radości.
Sama historia zapowiada się ciekawie: pewne małżeństwo, próbując radzić sobie z kryzysem związku, postanawia Boże Narodzenie spędzić zakopane w północnej Anglii, w wynajętym na tę okazję domu. Sama myśl wydaje się przyjemna- sama chętnie wyjechałabym gdzieś daleko ze swym mężem, byle tylko być z nim sam na sam i przy okazji w spokoju sobie poczytać;) Bohaterom jednak nie jest tak miło- w chwili przyjazdu dopada ich śnieżyca, która skutecznie odcina dom od świata, pozostawiając ich-o zgrozo!- bez ogrzewania, ciepłej wody, pożywienia i kontaktu ze światem.
Zawsze uważałam, że sytuacje kryzysowe sprawdzają charakter czy jakość związku. Z tym przedstawionym w książce nie jest najlepiej, a bohaterowie usilnie starają się zejść sobie z drogi. Główna bohaterka- Barbara, wygłaszając wiele dramatycznych kwestii o rozwoju kobiet i samorealizacji, usuwa się z drogi mężowi, który cały swój czas przeznacza na zapewnienie jej ciepłej wody i drewna do pieca, i przypadkiem odnajduje ukryty w domu pamiętnik jego byłej właścicielki, Frances Gray. Spisała ona pod koniec życia swoją historię, z którą zapoznaje się teraz Barbara.
A historia ta, że tak powiem, dość burzliwa: z narowistej panienki Frances przemienia się w bojowniczkę o prawa kobiet, pielęgniarkę na europejskich polach bitwy, zarządcę rodzinnego majątku, opiekunkę sierot i pomocnicę niemieckiego szpiega. Jest też przy tym tak denerwującą i pozbawioną odrobiny samokrytyki jak pierwsza z bohaterek-Barbara. Tandem ten tak skutecznie i nieustannie mnie denerwował, że nie zważałam na lekki absurd i melodramatyczność fabuły: do momentu, w którym pani Link zaczęła "lecieć" "Przeminęło z wiatrem". Tutaj już moje możliwości były na wyczerpaniu, ale na szczęście padł trup- a nic tak nie ożywia akcji.
Samo zakończenie rozciągnięte było do granic możliwości, pozostawiając mnie w stanie, który określę, jako Epicki Facepalm . I w zasadzie tak zwykle wygląda moja lektura książek pani Link: fajnie, fajnie, czyta się przyjemnie, główna bohaterka strasznie mnie wkurza, potem wydarzenia się kumulują, aż następuje kompletnie naciągane, wyssane z palca zakończenie. Tyle w tym temacie.
Ps. Ale połowę książki czytało się przyjemnie.
Czytałam tylko "Przerwane milczenie" tej autorki i nie podeszło mi- takie flaki z olejem 2 razy za długie.
OdpowiedzUsuńWięc tych 90 zeta na alle gro na "Dom sióstr" też pewnie nie wydam:).
Te 90 złotych to jakiś absurd, chociaż autorka cieszy się dużą popularnością!!! Mnie rozbawiła ;)
OdpowiedzUsuń