Wyzwanie skończyło się wczoraj, najwyższy czas zatem sprawdzić, czy udało mi się wypełnić podstawowe założenia. Pogrzebmy trochę i zobaczmy o co tak naprawdę chodziło w całej zabawie.
Celem wyzwania jest przeczytanie minimum jednej książki i obejrzenie minimum jednego filmu o tematyce związanej z Bożym Narodzeniem (ale bardzo szeroko rozumianej) i zamieszczenie ich recenzji (...).
Wyzwanie trwa od 28 listopada do 15 stycznia.
Na blogu można zamieścić całą recenzję lub link do niej na własnym blogu. [źródło]
Minimum jedna książka i jeden film do 15 stycznia — są. Recenzje na blogu — są (dowody znajdują się tutaj i tutaj). Co prawda w planach było trochę co innego, ale zadanie wykonane. Oprócz tych dwóch recenzji zamieściłam na blogu wyzwaniowym mój ulubiony świąteczny wiersz i wpis o piosenkach, które mi się ze świętami kojarzą (zamieściłam go również na swoim nieksiążkowym blogu).
Tyle, jeśli idzie o blog wyzwaniowy i spełnienie warunków uczestnictwa w wyzwaniu.Jak natomiast wygląda moje podsumowanie świątecznych lektur i filmów?
Przeczytałam oczywiście Tajemnicę świątecznego puddingu (zrecenzowana). Poza nią podczytywałam kilka świątecznych książek, ale żadnej nie przeczytałam w całości. Z Noelki przeczytałam sobie o Bożym Narodzeniu u Borejków, z Małych kobietek o ich świętach, a za Świąt z Anią o Bożym Narodzeniu na Zielonym Wzgórzu (tym z Ani z Zielonego Wzgórza i tym z Ani z Szumiących Topoli).
Filmów obejrzałam więcej niż się spodziewałam, większość już po świętach. Były wśród nich zrecenzowane Love Actually, Cud na 34. Ulicy i The Family Stone, a poza nimi jeszcze Boże Narodzenie Herculesa Poirota (z Davidem Suchetem w roli Poirota). Poza tym, zgodnie z planami obejrzałam sceny wycięte z Love Actually, a do tego komentarz audio do tego samego filmu (komentowali Richard Curtis, Hugh Grant, Bill Nighy i Thomas Brodie-Sangster), który okazał się być niemal tak samo zabawny jak sam film. Bardzo polecam zwłaszcza tym, którzy Love Actually znają już na pamięć, a ciągle mają go ochotę obejrzeć.
I na koniec o tym, czego nie obejrzałam i nie przeczytałam. Żałuję, że nie udało mi się wrócić do Wiedźmikołaja ani w wersji książkowej, ani filmowej. Chciałabym też zobaczyć Cud na 34. Ulicy w wersji oryginalnej (tej z lat 40.), a także kilka filmów recenzowanych przez uczestniczki wyzwania (ze Świętami Last Minute na czele, chociaż mogę też przeczytać książkę).
Ogólnie czuję się zadowolona ze swoich wyników i swoich okołogwiazdkowych lektur i filmów. Mam też trochę przemyśleń ogólniejszych. To było moje pierwsze wyzwanie czytelnicze w ogóle i przekoanałam się, że jestem w stanie brać w nich udział, ale z drugiej strony zobaczyłam też, że kiedy zobowiążę się do czytania czy oglądania czegoś, zupełnie przestaję mieć na to ochotę. Nie chce mi się do tego brać, a pisanie recenzji to prawdziwa męczarnia. W związku z powyższym przemyślę dobrze zapisywanie się do kolejnych wyzwań, chociaż kilka mnie kusi. A propos wyzwań, u Mooly trwa dyskusja na ich temat, zapraszam do przyłączenia się. No i do zobaczenia (jeśli nie jako uczestniczka, to jako czytelniczka) za rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz