Jako że koniec wyzwania coraz bliżej, wypadałoby nieco intensywniej się do niego przyłożyć, ale skoro Święta już za nami, nic dziwnego, że entuzjazm opadł. Ale jeszcze w ferworze świątecznych przygotowań obejrzałam drugi z moich ulubionych, bożonarodzeniowych filmów.
"The Family Stone" (tytuł w zasadzie to gra słów- bo i rodzina Stone, i Kamień Stonów czyli pierścionek zaręczynowy) to uroczy film o pewnej wielodzietnej (naprawdę wielodzietnej i wciąż się rozrastającej) rodzinie, której członkowie zjeżdżają się do domu rodziców, by spędzić razem Święta. Rodzina jest może nieco zwariowana, a jej model nie jest do końca standardowy, ale sama chętnie spędziłabym z nimi Święta- może dlatego, że przypomina mi nieco własną.
Nie będę streszczać fabuły, bo w zasadzie dotyczy tego, o czym zwykle opowiadają filmy obyczajowe: radości i smutki życia, związki miłosne, problemy małżeńskie i tragedia, która kładzie się już cieniem nad szczęściem bardzo kochającej się rodziny. Powiem za to, że miło jest obejrzeć sobie ten film, bo nie dość, że aktorzy graja w nim świetnie ( scenki, w której szturcha i rozpycha się między sobą tak dorosłe przecież rodzeństwo, wygląda jak z życia mego rodzeństwa wzięta:)), to rodzina, o której film opowiada, składa się z naprawdę bliskich sobie, kochających się ludzi. Widać to zwłaszcza w zderzeniu z zapiętą na ostatni guzik, pozbawioną poczucia humoru Meredith, z którą chce się ożenić jeden z synów państwa Stone.
To co najbardziej podoba mi się w tym filmie, obywa się w zasadzie bez słów. Czy jest to widok śniegu, który zaczyna padać dokładnie w świąteczny wieczór, czy spojrzenie, jakim obdarza swoje hałaśliwe dzieci ich ojciec- wszystko obraca się w kręgu emocji, które są mi bliskie w te święta. Zachęcam i polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz