Kiedy karty książki mają w sobie zapach świąt, to znaczy, że autor popełnił mistrzostwo. Kiedy przy każdym słowie się uśmiechasz - to znaczy, że jest to wielkie dzieło. Kiedy słyszysz trzask ognia w kominku i czujesz zapach starego młyna i śniegu - wiesz, że trafiłeś na coś wyjątkowego... Taką książką są właśnie "Wieści" Williama Whartona.
Bez wątpienia ta wspaniała, zabawna i pełna ciepła opowieść zasługuje na drugie miejsce. William Wharton już dawno podbił moje serce, a „Wieści” były pierwszą powieścią autora jaka wpadła mi w ręce. Stało się to przypadkowo, a czytałam ją leżąc w łóżku i cierpiąc na grypę. Idealne warunki do wczucia się w klimat!
Will Kelly wraz z rodziną przybywa do starego młyna w pięknej, francuskiej miejscowości, aby w tym niezwykłym miejscu spędzić Boże Narodzenie.
Trzeba przyznać, że sceneria jest jak z bajki! Spada śnieg, wszystko paraliżuje srogi mróz, a w samym młynie zimno jak diabli. Trzeba rozpalić w komiku wielki ogień, aby móc przetrwać:
W piwnicy unosi się żywiczna woń trocin, zalegających na posadzce od rana, kiedy piłowałem tutaj brzozowe bierwiona. Całą stertę pociętych polan ułożyłem przy kominku na górze, choć ogrzanie tego mauzoleum na święta Bożego Narodzenia to zaiste trud Syzyfa.
Will, choć boryka się w książce z wieloma problemami rodzinnymi, ma w sobie wspaniałego ducha świąt. Podążając za jego narracją natychmiast przenosimy się do starego młyna, czujemy ciepło kominka i mróz na zewnątrz, wyczuwamy radość bohatera, która się nam udziela, co jest niezwykłe, bo to uczucie nas nie opuszcza! Nic dziwnego, Will potrafi być zabawny i nie jest to wymuszony humor:
Później zamierzam naciąć trochę sosnowych gałęzi w pobliskim lesie. Poczekam jednak, aż zapadnie mrok. Przez dwanaście lat kradliśmy choinki z lasu. Za dnia szukaliśmy najzgrabniejszego drzewka, a kiedy wybraliśmy, znakowaliśmy je po swojemu. W nocy przemykaliśmy chyłkiem do lasu, wycinaliśmy piłą choinkę tuż przy samej ziemi, przysypywaliśmy piaskiem świeży pniak i wracaliśmy z drzewkiem przez uśpione miasteczko do naszego młyna. Nic tak bardzo nie raduje duszy w Boże Narodzenie jak ukradziona z lasu choinka.
Rodzina zdaje się być odcięta od całego świata, a w tym magicznym miejscu Will krok po kroku wyczarowuje świąteczny nastrój. Wkłada w to całe swoje serce, choć ma problemy z żoną i dorosłymi córkami. Jednak, chwała Bogu, święta to czas pojednania i miłości, dlatego ten nastrój optymizmu utrzymuje się w fabule - czy raczej nastrój gwiazdki, niepowtarzalny!!
Nie powstrzymam się także przed zacytowaniem sceny, która rozbawiła mnie do łez i wzruszyła równocześnie:
- Okay, Will. Tego już za wiele! To zabawne odgrywać świętego Mikołaja i całą tę szopkę, ale ty zawsze przesadzasz. Co roku wychodzisz w nocy na dwór, żujesz marchew i rozrzucasz ją na śniegu, żebyśmy myśleli, że jadł ją renifer z sań świętego Mikołaja. Potem chodzisz w tych butach, pod którymi osadziłeś reniferowe kopytka, które sam wystrugałeś z drewna i chowasz na poddaszu przez cały rok. A jeszcze kupiłeś ten duży czarny pas i pozostawiłeś pewnego razu na stole, po tym jak opchałeś się pierniczkami i opiłeś mlekiem, które dzieci pozostawiły dla świętego Mikołaja. Gdyby prawdziwy święty Mikołaj wypił tyle mleka i zjadł tyle pierniczków, z pewnością nie mógłby przecisnąć się przez komin.
Zagłębiając się w „Wieści” dochodzę do wniosku, że Wharton to prawdziwy czarodziej. Zazwyczaj w powieściach z motywem świąt twórcom nie udaje się uchwycić „tego czegoś”, zaś Wharton dosłownie na każdej stronie sprawia, że czuję Boże Narodzenie tak bardzo, jakbym piekła pierniczki i piła gorącą czekoladę w zimowy wieczór… Jego święta w starym młynie są namacalne, bliskie, znajome… Ta książka to wspaniały podarunek pisarza dla nas – daje ciepło i radość, ale równocześnie każe nam się zastanowić nad istotą więzi rodzinnych i problemów dnia codziennego.
Na zakończenie wpuszczam trochę magii:
Wstaję z klęczek, podchodzę do kominka i dokładam polano do ognia. Choinka stoi blisko niego, ale nie obawiam się, że może zapalić się od iskry. Drzewko jest zielone, a iskry nie wylatują z głębokiego paleniska. (…) Lor zaczyna śpiewać, jakby była zaniepokojona czymś, ale wtórują jej wszyscy. To Cicha noc. Śpiewamy spokojnie, zgodnie. Nikt nie próbuje grać gwiazdy. Nawet Ben przyłączył się do naszego chóru. Kończymy kolędę Nad Dzieciątka snem, nad Dzieciątka snem - i zapada cisza. (…) A śnieg sypie jak nigdy.
Proszę mi wybaczyć grad cytatów, ale one najlepiej świadczą o magii tej książki. Obowiązkowa w święta!
Z bloga www.ksiazkizbojeckie.blox.pl
Nie przepadam za książkami pisanymi w pierwszej osobie... Ale w niektórych przypadkach można to jakoś przetrawić. Jakoś nie mogę przekonać się do przeczytania tej książki, wydaje mi się zbyt świąteczna :)
OdpowiedzUsuńWieści to moja obowiązkowa lektura świąteczna. Czytam zawsze podczas świąt (tuż przed). Niedługo zamieszczę swoją recenzję. Bardzo lubię tę książkę
OdpowiedzUsuń