niedziela, 25 grudnia 2011

"Boże Narodzenie w Lost River" Fannie Flagg

tytuł oryginału: Redbird Christmas
tłumaczenie: Anna Kołyszko
wydawnictwo: Reader's Digest
data wydania: 2006 (data przybliżona)
liczba stron: 102
ocena: 2/6
opis:
"Oswald T. Campbell ze względu na zły stan zdrowia musi opuścić Chicago i przenieść się w cieplejsze okolice. Nie stać go na Florydę ani Kalifornię. W grę wchodzi jedynie wyjazd do Lost River w stanie Alabama. I choć miasteczko jest zabitą deskami dziurą, a jego mieszkańcy to banda ekscentryków, Oswald znajduje tam wszystko, czego dotąd brakowało mu w życiu."


Z twórczością Fannie Flagg spotkałam się wcześniej czytając Smażone zielone pomidory. Książka niezbyt przypadła mi do gustu, ale miała szczególny klimat. Po kolejnej powieści jej autorki wiem już dlaczego nieszczególnie lubię jej dzieła: to takie przyjemne opowiastki o niczym. Pewnie polubię je dopiero za jakieś 30-40 lat :P
Póki co jednak niespecjalnie na mnie działają, nie wzruszają mnie. Wprawdzie czytałam okrojoną o ponad połowę wersję Reader's Digest, ale wątpię, żebym wiele straciła. Może jedynie końcówka nie była taka "pospieszna" i ogólnikowa. 
Książka ma klimat z rodzaju tych jakie można spotkać w Smażonych zielonych pomidorach, ale niestety klimatu świąt ani trochę nie poczułam.
 
Niewiele mogę napisać na temat Bożego Narodzenia w Lost River. Może tyle, że jakimś dziwnym trafem wyobraziłam sobie historię osadzoną w jakiejś wiejskiej posiadłości/domku w górach, może jakiś romans, może zwykła obyczajówka, a wszystko to okraszone przyjemną świąteczną atmosferą i oprószone śniegiem. Co otrzymałam? Opowieść o starszym panu, małej dziewczynce i mieszkańcach niewielkiego miasteczka w stanie Alabama. A wszystko okraszone... Rzeką bogatą w faunę nadwodną i podwodną oraz upały...
Co mnie bardzo zdenerwowało to fabuła prosta jak drut (ŻADNYCH przeciwności losu, wszystko idzie tak jak sobie bohaterowie wymarzą) i zakończenie mdłe, ckliwe i do bólu naiwne. Przez chwilę myślałam, że to jakiś żart. A może ja nie jestem za młoda tylko za stara na takie opowiastki?

Nie chcę zniechęcać do tej książki. Mnie się nie spodobała, ale może komuś szczególnie przypadnie do gustu. W sumie warto sprawdzić, bo książeczka jest niewielkich rozmiarów.

10 komentarzy:

  1. Gdzieś już widziałam ten tytuł, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie... Myślę jednak, że nie sięgnę po tę książkę. Dzięki za recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehhh, poprzednim razem się potrzymałam, ale teraz powiem, że książka tej autorki to był jeden z największych gniotów jakie czytałam w życiu. Fabuła tak naiwna i kiczowata, że aż mnie bolało. No i do tego tytuł, który jest chwytem marketingowym! Książka mało ma wspólnego z Bożym Narodzeniem, rozczarowuje pod tym względem... :(
    Cieszę się, że ktoś dostrzegł płaskość tej książki!!! Gratuluję, bo inni są zachwyceni, nie wiem czym...?

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się bardzo podobała, zresztą wczoraj o tym pisałąm: http://ksiazkowo.wordpress.com/2011/12/25/swieta-z-kardynalem-fannie-flagg/.

    Może już osiągnęłam poziom staruszki i dlatego, a może życie dało mi popalić dosyć, by docenić takie fajne bajki, a może zwyczajnie mamy inny gust. Sprawiła mi dużo frajdy, ale też przypomniała o paru sprawach, o których warto pamiętać. Zresztą ja uwielbiam wszystkie książki Flagg, które do tej pory czytałam (ale nie w wersji RD), więc pewnie się różnimy właśnie gustem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapewne tak, przecież każdy ma prawo inaczej postrzegać literaturę. Mimo wszystko pisarka ma jak dla mnie kiepski styl :( Ja też czasem lubię bajkowe opowieści, lubię się w nich zatracać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ano, inaczej, zresztą tak jak mówią - de gustibus..., ja strasznie lubię jej książki, jej styl, ciepło i dobro. Dobrze, że nie musimy czytać książek autorów, którzy nam nie przypadli do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, na końcu zdania zabrakło mi emotikonka, miał być ten: ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Avo_lusion no niestety tytuł książki bardzo mylący. Niektórym podobają się takie książki i się w nich zaczytują. Ja nigdy ich nie lubiłam :P

    ksiazkowo to chyba jednak sprawa gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, czytamy co kochamy:) Choć pamiętam, że miałam taki apetyt na książkę o świętach... Wypożyczyłam tę, a tam prawie nic o gwiazdce, ehh. No ale nic;) Wesołego wieczoru życzę ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja akurat zakochałam się w tej książce i w innych jej autorstwa, bo za smażonymi pomidorami. No, ale to kwestia gustu :)

    OdpowiedzUsuń