Akcja dzieje się w Boże Narodzenie, ale o samym święcie nie dowiadujemy się wiele. Stanowi ono raczej pretekst do zorganizowania wielkiego spotkania rodzinnego, zjazdu krewnych, którzy nie widzieli się od lat i raczej nie czuli palącej potrzeby zacieśniania rozrastającego się dystansu. Posunięty w latach (i złośliwości) Simeon Lee zapragnął zgromadzić przy sobie dzieci wraz z małżonkami wcale nie po to, by naprawić krzywdy i odbudować więzi, lecz po to, by pobawić się w wyrafinowaną grę. Znał słabe punkty bliźnich, więc potrafił celnie w nie trafiać, a to sprawiało mu radość przeogromną. Nikomu serce nie pękło, gdy zginął. Wszystkie serca zadrżały jednak pod naporem pytania, kto zabił. Starca znaleziono pośród poprzewracanych mebli w zamkniętym pokoju. Nikogo (żywego) w pomieszczeniu nie było. Ucieczka oknem nie wchodzi w rachubę. To prowadzi do wniosku, że mordercą jest ktoś z domowników. Szczęściem w okolicy znajduje się pan Poirot, który świąteczne dni spędzi na rozwikływaniu zagadki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz