niedziela, 5 grudnia 2010

Love, actually (is all around).

Mam taką świecką tradycję, że rok w rok, kiedy zaczyna padać śnieg, a w mieście pojawiają się świąteczne dekoracje, siadam wieczorem przed ekranem i oglądam "Love, actually". Rok w rok film ten ewokuje u mnie świąteczny nastrój. Ten film jest dla mnie, jak ciepłe kapcie i rozciągnięty dres. Któż nie zna tego filmu? Kto go chociaż raz nie oglądał? Nawet na fejsbuku istnieje grupa "zawsze przed Gwiazdką oglądam Love, actually" ;)Akcja filmu toczy się głównie w Londynie, w ciągu kilku przedświątecznych tygodni i jest historią miłosnych perypetii gromady osób, połączonych z sobą ściśle lub nieco luźniej. Miłość i jej okolice to główny temat filmu i mamy okazję obserwować różne typowe jej wcielenia. Mamy idealną historię romantycznej miłości, której nie przeszkodzi nawet brak wspólnego języka. Jest pierwsza miłość małego chłopca i miłosny trójkąt. Miłość bez wzajemności i miłość Kopciuszka i Księcia ;) Miłość pojmowana wyłącznie jako seks i miłość do przyjaciół. Młode, zakochane małżeństwo i stare, znudzone. Fabuła nie jest zbyt odkrywcza, ale też nie o to w tym filmie chodzi.

Oglądałam ten film tak niezliczoną ilość razy, że nie potrafię już ocenić go obiektywnie, oglądanie go, to jak spotkanie z bliskim przyjacielem, który owszem- humor ma niewybredny (bo też film ten jest produktem europejskim, a nie ocenzurowanym do kiczu produktem z Usa) i czasem rzuci słowem mało parlamentarnym, ale też za to go lubię. I wspominam nasze najlepsze momenty. Uroczo nieśmiałą parę, która poznała się na planie filmu erotycznego. Hugh Grant tańczący do przebojów z radia, będąc przy tym błyskotliwym brytyjskim premierem. Tradycyjne szkolne jasełka i mała dziewczynka śpiewającą tak, że dorosłym opadają szczęki. Przepiękna buzia Keiry Knightley, która stwierdza, że wyglądała "całkiem ładnie". Scena z Emmą Thompson, która usiłuje powstrzymać płacz, bo za ścianą są jej dzieci, a Joni Mitchell śpiewa "i look at love from both sides now". I nieskończenie wiele innych scen. Wszystko to ujęte lekko, zabawnie i bez zadęcia- ho ho ho my tu mamy poważny film o świętach. Sympatycznie.

Aktorzy, zwłaszcza męscy, to olbrzymia zaleta tego filmu. Nawet postaci drugorzędne są pierwszorzędnymi aktorami. Cudowne aktorki-od bardzo zapadającej w serce Laury Linney po genialna Emmę Thompson. Cudowni aktorzy dobrani w myśl zasady "dla każdego coś miłego": od budzącego westchnienia Colina Firtha, poprzez obdarzonego chłopięcym urokiem Hugh Granta, na topiącym kobiece serca głosie Alana Rickmana kończąc :)
Ponadto niezmiernie podoba mi się muzyka z tego filmu, która składa się z kilku świątecznych piosenek, od sparodiowanego przeboju z "Czterech weseli i pogrzebu" Richarda Curtisa zaczynając. Ale są też piosenki, które zapadły mi w ucho i teraz słucham ich stale, czy śpiewa je Eva Cassidy czy Norah Jones. Polecam. Warto czekać cały rok na ten film :)

7 komentarzy:

  1. O tak, to też mój ulubiony film świąteczny, bezapelacyjnie. Uwielbiam wątek "portugalski" :),
    bardzo podoba mi się życiowo pokazany wątek Emmy Thompson, ale dla mnie sceną naj, naj, naj z tego filmu na zawsze będzie scena "to kolędnicy, kochanie" - wyznawania miłości na kartkach i późniejsza scena pocałunku i do tego ta piosenka w podkłądzie :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dołączam się do grona miłośników "Love actually". Mam dwa ulubione filmy okołoświąteczne: właśnie ten i "Cud na 34. Ulicy" (ten stary). :)

    Uwielbiam oglądać materiały dodatkowe z wydania DVD i z nimi najbardziej podoba mi się wątek dyrektorki szkoły. A bez nich chyba Emma Thompson i Alan Rickman... Ale cały film jest cudownie ciepły, chociaż nie przesłodzony. I dlatego go lubię. Bo ja chyba najbardziej lubię w komediach te smutne momenty...

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam ten film. I też oglądam go co roku w okresie przedświątecznym.
    Moim ulubionymi wątkami są ten portugalski i premiera :) :)
    Strasznie mi się podoba, jak te wszystkie watki się przeplatają i tworzą taki słodko-kwaśny sos.

    Caitri

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi najbardziej zapadł w serce ten wątek z Emmą. Ale moja ulubiona bohaterka jest ta ukochana Premiera która w najważniejszych momentach rzuca mięsem :)) Urocza jest.

    OdpowiedzUsuń
  5. już wyżej napisałam, ale tu jeszcze powtórze, że uwieblbiam ten film
    I też o nim chciałam napisać
    Znowu się spóźniłam
    Notatki Coolturalne

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasiu - ale to nic nie szkodzi, napisz, napisz. Ja jestem ciekawa Twoich odczuć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, ja bym bardzo chciała również przeczytać opinie innych, bardzo Cię proszę, napisz i Ty :)

    OdpowiedzUsuń