poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rosamunde Pilcher "Meine schönsten Weihnachtsgeschichten"


 W ramach wyzwania "Znalezione pod choinka" przeczytalam ten niewielki tomik opowiadan roznych autorow zwizanych tematycznie ze Swietami Bozego Narodzenia. Wyboru dokonala Rosamunde Pilcher. Mamy tutaj opowiadanie samej tworczyni zbiorku, Sophie Kinsella, Daphne de Murier oraz innych, nawet, jak dla mnie perelke autorstwa Charlsa Dickensa. Czytalo sie tak, jak sie powinno czytac na swieta- niespiesznie, z zaduma i refleksja. Z ta swiateczna atmosfera i nastrojem. Bardzo dobry wybor opowiadan :)


niedziela, 12 stycznia 2014

Boże Narodzenie - dwie skrajne historie - "Rodzinnych ciepłych świąt" i "Szczęście w cichą noc"

Powoli nadchodzi koniec tej edycji wyzwania, czas na zapisanie wrażeń. Filmów obejrzałam sporo, również ze względu na to, że dość aktywnie starałam się działać na specjalnie dla naszego wyzwania utworzonym profilu na FB i sama polecałam tam filmy świąteczne :) Ale o filmie lub filmach jeszcze napiszę. Tymczasem chciałabym opisać dwie lektury, które przeczytałam.



Pierwsza z nich to "Rodzinnych ciepłych świąt" Magdy Parus. Zapamiętałam ją z recenzji Bujaczka i Prowincjonalnej Nauczycielki z którejś z poprzednich edycji wyzwania. To króciutka książeczka, ale tak wiele dająca do myślenia.
To historia kilku wigilii w domu Leny, spięta klamrą Wielkanocy w domu jej siostry Kamili. Historia pokazująca, skupiająca się na relacjach między ludźmi. Nad tym, jak nadmierne skupienie na sobie, brak rozmowy, to, że nie mówi się głośno o swoich potrzebach, wątpliwościach, niechęciach, tylko tłumi gdzieś w sobie może doprowadzić do wielkiej tragedii. Jak powoli, prawie niezauważalnie, ze szczęśliwej zwyczajnej rodziny powstaje rodzina patologiczna, w której rodzice stają się swoimi wrogami, a dzieci służą jako jedna z broni w tej walce. A najsmutniejsze jest to, że jak widać na początku, tam nikt nie miał złych intencji, wystarczyłaby szczera rozmowa i można było temu zaradzić. Inna sprawa to Kamila - i te dwie Wielkanoce - nadmierne przywiązanie do rytuałów, kompletna ignorancja dla tego, czego być może chcieliby mąż i syn - tu nie ma tragedii (jeszcze?), ale jest dramat rozpadu więzi, czego Kamila zdaje się nie zauważać.
Naprawdę świetna to opowieść, z genialnym, moim zdaniem, zabiegiem stylistycznym - każda z siedmiu wigilii zaczyna się dokładnie takim samym akapitem. Nie jest może przyjemna do czytania w okresie przedświątecznym, nie wprowadza miłego nastroju, ale gorąco polecam - przeczytajcie koniecznie!





Na przeciwległym biegunie jest, również niezbyt gruba, książka - "Szczęście w cichą noc" Anny Ficner-Ogonowskiej. Nawiązuje ona wprost do wcześniejszych części opowieści o Hance i Mikołaju, ale można ją również przeczytać oddzielnie.
To opowieść o takiej wigilii, jaką chyba każdy chciałby mieć. Z osobami, z którymi chce i lubi się spędzać czas, bez niepotrzebnych kłótni, niesnasek, polegającej na budowaniu własnych tradycji, które chce się kultywować. Hanka postanawia bowiem wyprawić wieczerzę wigilijną u siebie w domu i zebrać na niej wszystkie osoby, które są jej bliskie. Przeciwstawia się temu Dominika, twierdząc, że  z pewnych względów zbyt wiele Hanka na siebie bierze. Ostatecznie wszyscy dzielą się pracą i wymarzona wieczerza dochodzi do skutku. Ważnym elementem staje się też wybaczenie - jedna z wartości, która w tym specjalnym okresie w roku nabiera wyjątkowego większego znaczenia.
Na końcu autorka dodała również sporo przepisów na świąteczne potrawy - można więc samemu spróbować wyczarować za ich pomocą magiczny aromat świąt.

Polecam obydwie - pierwsza każe nam zastanowić się nad własnym postępowaniem, czy my tez nie popełniamy jakichś błędów, druga idealnie wprowadza w świąteczny nastrój i może zainspirować do zmiany niektórych zwyczajów :)




sobota, 4 stycznia 2014

Najpierw musi być źle, aby później było dobrze... (Zimowe sny Richard Paul Evan)

„Nieraz się zastanawiałem, jak to się dzieje, że nasze największe triumfy mają swój początek w chwilach naszej największej niedoli. Może tak musi być, ponieważ z natury jesteśmy niechętni zmianom w życiu i ruszamy się z miejsca dopiero w tedy, kiedy zrobi się ono zbyt gorące, byśmy dali radę dłużej w nim pozostać”*   

Bycie członkiem dużej rodziny ma swoje plusy i minusy i ty dobrze o tym wiesz. Jako jedno z dzieci swojego ojca, do tego młodsze i faworyzowane przez niego musisz znosić niechęć reszty rodzeństwa, które czuje się odepchnięte i zagrożone. Czasem takie emocje mogą popchnąć do niezbyt chwalebnych czynów, których konsekwencje są niezbyt przyjemne i to pod wieloma względami. Ty padłeś ofiarą zazdrości braci, musisz zrobić czego żądają, musisz odejść – bez pożegnania, bez… niczego. 

Joseph Jacobson jest jednym z młodszych synów swojego ojca, mężczyzny, który ogólnie miał cztery żony, jedenastu synów i córkę. Posiadał również znaną i cenioną agencję reklamową, która była jego oczkiem w głowie, dlatego też bardzo doceniał i faworyzował Josepha, który miał wiele pomysłów, a ostatnio uratował nawet firmę przed utratą jednego z najlepszych klientów. Z tej też okazji zostało wydane na jego cześć przyjęcie, które nie spotkało się ze zbyt dużą przychylnością reszty rodzeństwa. Za sprawą ojca na imprezie dochodzi do pewnych wydarzeń mających miejsce jakiś czas później. Joseph musi podjąć ważną decyzję, która może zaważyć nie tylko na jego losie. Jakiego wyboru dokona mężczyzna i jaki będzie to miało wpływ na jego dalsze życie?

Książki Richarda Paula Evansa są zawsze wzruszające oraz pełne ciepła, refleksyjne no i zawsze ze szczęśliwym zakończeniem. Szczerze przyznać muszę, że lubię to w jego twórczości, ten przekaz emocji, przypominanie o tym co zapominamy w biegu życia. Na „Zimowe sny” nie mogłam się doczekać, liczyłam na to, że po raz kolejny spędzę kilka godzin odłączona od świata. Czy tak było?


Richard Paul Evansa ma już na swoim koncie kilkanaście powieści i z tego co wyczytałam w opiniach o tych wydanych niedawno, poziom jego twórczości podobno się obniżył. Piszę podobno ponieważ „Zimowe sny” posiadają pewne niedociągnięcia, ale nie były one na tyle widoczne by zaważyły na całokształcie powieści. Amerykański powieściopisarz po raz kolejny pokazał, że w sposób prosty, ze zwyczajnej historii stworzyć coś pięknego, coś co zapada w serca i zmusza do przemyśleń. Tym razem swoją historię oparł na biblijnej przypowieści o Józefie, uwspółcześnił ją, dopasował do naszych realiów życia. I zrobił to naprawdę bardzo dobrze. Zadbał o detale, o zobrazowanie losów głównego bohatera oraz o ubranie jej w emocje. Nie szczędził też wplatania w między zdania prawd i rzeczy, o których zapominamy, może nawet czasem nie chcemy pamiętać. Miłym gestem ze strony autora w stronę czytelników było umieszczenie w książce dużo swojskich zwyczajów, potraw, jaki komplementów dla płci pięknej.


Bardzo polubiłam Josepha, jest jednym z tych osób, których nie sposób nie obdarzyć sympatią. Empatyczny, spokojny, ale za razem gotowy bronić za wszelką cenę tego co dla niego ważne. Szczery i gotowy na poświęcenie, uczuciowy, wyrozumiały. No ideał po prostu. Wiem, wiem. Ideałów nie ma, ale czy nie można chociaż pomarzyć, że ktoś taki istnieje? Oczywiście w powieści występują również inni bohaterowie, tylko, że o nich zbyt wiele powiedzieć nie mogę. Niby bardzo istotni i często się pojawiają to tak naprawdę zbyt wiele o nich nie jest napisane. W ich przypadku zostało raczej zastosowane zarysowanie ich charakterystyk, a resztę indywidualnie dopowiedzieć może sobie indywidualnie czytelnik.


„Zimowe sny” pochłonęłam w jeden wieczór i było mi mało po zakończeniu, czułam niedosyt. Fakt, da się wyczuć, że ta powieść jest słabsza od poprzednich, ale uważam, że każdy może mieć gorszy czas, a ta powieść nie jest zła. Okazała się być bardzo dobra, pod względem fabuły, jak i samej akcji. Wsiąkłam w tę historię i nic nie było wstanie mnie od niej oderwać dopóki nie przeczytałam ostatniego zdania. Zżyłam się z głównym bohaterem i przeżywałam to co się działo i wiernie mu kibicowałam. Tak, książki Evansa są przewidywalne, słodkie, może nawet infantylne, ale czasem tego potrzebuję, takiej odskoczni, potrzeby uwierzenia w happy end. I właśnie proza Evansa doskonale w takim momencie się sprawdza.


Opinie o „Zimowych snach” trzeba wyrobić sobie samemu, jednym się podobają, a drugim nie. Książka ta zbiera skrajne oceny, ale mi się podobała, sprawiła się idealnie w ten świąteczny czas, a Richard Paul Evans nadal zachwyca mnie tym jak pisze. Z mojej strony duży plus, nawet mimo kilku niedociągnięć.


*cytat pochodzi z książki