Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2012/2013 - inne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2012/2013 - inne. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 grudnia 2012

"Choinka" Hans Christian Andersen

W te swieta chcialabym wam przypomniec przepiekna bajke H.Ch.Andersena. Kilka dni temu uslyszalam ja na plycie.

Choinka


Daleko w lesie rosła śliczna mała choinka; wybrała sobie piękne miejsce, 
słońce miało do niej dostęp, powietrza było dużo i wszędzie dookoła niej 
rosło wielu jej starszych towarzyszy: sosny i świerki; ale mała choinka 
chciała tylko rosnąć, nie myślała o gorącym słońcu ani o świeżym 
powietrzu, nie zwracała uwagi na wiejskie dzieci, które biegały rozmawiając 
i zbierając poziomki czy maliny; dzieci przychodziły z pełnym dzbankiem, 
układały jagody na trawie, a potem siadały obok choinki i mówiły: 

- Jakie to śliczne, maleńkie drzewko! - choinka nie lubiła tego. 
Następnego roku była już znacznie wyższa, a gdy znowu upłynął rok, 
urosła jeszcze bardziej; sądząc po ilości słojów, można było wiedzieć, ile 
ma lat. 

- Ach, gdybym już była taka duża jak inne drzewa! - wzdychała mała 
choinka. - Mogłabym wtedy rozpostrzeć szeroko gałęzie i patrzeć w daleki 
świat. Ptaki wiłyby gniazda pośród moich gałęzi, a wiatrowi, gdyby zawiał, 
kłaniałabym się wytwornie głową, zupełnie tak samo jak inne drzewa! 

Nie cieszyło jej słońce ani ptaki, ani różowe obłoki, które przepływały 
wysoko nad nią co rano i co wieczór. 

Kiedy nadchodziła zima i wszystko wokoło przykryte było iskrzącym się, 
białym śniegiem, zdarzało się, że zając przeskakiwał przez choinkę (o, 
jakież to było irytujące!). Ale przeszły dwie zimy i na trzecią zimę drzewo 
zrobiło się takie duże, że zając musiał je okrążać. 

"Ach, rosnąć, rosnąć, być dużą, dorosłą to jedyne szczęście na świecie!" - 
myślała choinka. 

Na jesieni przychodzili zawsze drwale i ścinali niektóre z dużych drzew, 
zdarzało się to co roku i młoda choinka, która była teraz zupełnie duża, 
drżała, bo wielkie, wspaniale drzewa padały na ziemię z trzaskiem i 
hukiem. Odrąbywano gałęzie i drzewa leżały teraz nagie, wąskie i długie; 
trudno je było poznać, a potem ładowano je na wóz i konie wywoziły je z 
lasu. 

Dokąd je wieźli? Co je czekało? 

Na wiosnę, kiedy przylatywały jaskółki i bocian, choinka pytała: 

- Czy wiecie, dokąd je zabrano? Czy nie spotkałyście ich? Jaskółka nic nie 
wiedziała, ale bocian słuchał w zamyśleniu, kiwał głową i mówił: 

- Tak, wydaje mi się, że wiem; kiedy leciałem z Egiptu, spotkałem wiele 
nowych okrętów; na okrętach były wspaniałe maszty, wydaje mi się, że to 
były one, pachniały sosną; pozdrawiałem je wielokrotnie, ale one stały 
tak dumnie, takie wyprostowane! 

- Ach, gdybym to ja już była dość duża na to, aby jeździć po morzach! 
Jakie ono właściwie jest, to morze, i jak wygląda? 

- To za trudne do wytłumaczenia! - powiedział bocian i odleciał. 

- Raduj się twoją młodością! - mówiły promienie słoneczne. - Ciesz się z 
tego, że jesteś młoda, że rośniesz! 

Wiatr całował choinkę, rosa płakała nad nią łzami, ale drzewo nie 
rozumiało tego wcale. 

Kiedy nadeszło Boże Narodzenie, ścięto dwa młode drzewka, może 
mniejsze, a może w tym samym wieku co choinka, ale ona nie miała ani 
chwili spokoju, tylko ciągle chciała w świat. Tym młodym drzewkom, a były 
to najpiękniejsze, nie odrąbano gałęzi, położono je na wozie i konie 
wywiozły je z lasu. 

- Dokąd je zabierają? - pytała choinka. - Nie są większe ode mnie, jedna 
była nawet o wiele ode mnie mniejsza. Dlaczego zostawiono im wszystkie 
gałęzie? Dokąd je wiozą? 

- Wiemy, wiemy! - ćwierkały wróble. - Zaglądaliśmy w mieście do okien! 
Wiemy, dokąd one jadą! Wiozą je do największych wspaniałości, jakie 
sobie można wyobrazić! Zaglądałyśmy do okien i widziałyśmy, że 
zasadzono je pośrodku ciepłego pokoju i ozdobiono najpiękniejszymi 
przedmiotami, złoconymi jabłkami, piernikami, zabawkami i tysiącem 
świeczek! 

- A potem? - pyta choinka i drżała wszystkimi gałązkami. - A potem? Co 
się dzieje potem? 

- Więcej nie widziałyśmy. Ale to było cudowne! 

"Czy i ja jestem stworzona, aby pójść tą promienną drogą? - myślała 
choinka. - To jeszcze lepiej niż pływać po morzu! Jakże cierpię z tęsknoty! 
Żeby już nadeszło Boże Narodzenie! Oto jestem już duża i rozrośnięta, 
tak jak te, które wywieziono zeszłego roku! Ach, gdybym już była na 
wozie! Gdybym już była w tym ciepłym pokoju wśród przepychu i 
wspaniałości. A potem? Tak, potem będzie coś jeszcze piękniejszego, po 
co by mnie tak stroili? Potem musi się stać coś wspanialszego, 
większego - ale co? Ach, jakże cierpię, jakże tęsknię, nie wiem sama, co 
się ze mną dzieje!" 

- Ciesz się ze mnie! - mówiło powietrze i światło słoneczne. - Ciesz się, że 
jesteś młoda, świeża i stoisz na wolności. 

Ale choinka nie cieszyła się wcale; rosła i rosła, latem i zimą była zielona, 
ciemnozielona; ludzie, którzy ją widzieli, mówili: "To piękne drzewo!" A na 
Boże Narodzenie ścięto ją pierwszą. Siekiera przecięła ją głęboko aż do 
szpiku, choinka upadła z jękiem na ziemię, czuła ból, omdlenie i nie 
mogła wcale myśleć o swoim szczęściu; była zmartwiona, że musi porzucić 
miejsce rodzinne, rozłączyć się z pniem, z którego wyrosła: wiedziała, że 
już nigdy nie zobaczy swych drogich, starych towarzyszy, małych 
krzaczków i kwiatów, które dookoła niej rosły, może nawet i ptaków. 
Odjazd wcale nie był przyjemny. 

Choinka ocknęła się, kiedy wypakowano ją razem z innymi drzewami na 
podwórzu i kiedy usłyszała, jak jakiś człowiek powiedział: 

- Ta jest wspaniała, tylko ta nam się przyda. 

Potem przyszło dwóch służących w pięknej liberii i zaniosło choinkę do 
wielkiej, pięknej sali. Naokoło na ścianach wisiały portrety, a obok 
wielkich, kaflowych pieców stały wielkie chińskie wazy z lwami na 
pokrywach; stały tam bujające fotele, sofy kryte jedwabiem, wielkie stoły 
pokryte albumami i zabawki, które kosztowały sto razy po sto talarów 
(tak przynajmniej mówiły dzieci). Wstawiono choinkę w skrzynię do 
śmieci, napełnioną piaskiem, którą dla niepoznaki pokryto dookoła 
zielonym suknem, i postawiono ją na dużym barwnym dywanie. Ach, 
jakże drzewko drżało! Co się teraz stanie? Przyszli lokaje i pokojówki i 
zaczęto przystrajać choinkę. Powiesili na jej gałązkach małe siateczki, 
wycięte z kolorowego papieru; każda napełniona była cukierkami; złocone 
jabłka i orzechy zwieszały się jak przyrośnięte, a do gałęzi przymocowano 
przeszło sto czerwonych, niebieskich i białych świeczek. Lalki, które 
wyglądały jak żywi ludzie (choinka nie widziała takich nigdy przedtem), 
kołysały się wśród zieleni, a na szczycie drzewa umocowano wielką, złotą 
gwiazdę - to było wspaniałe, niewypowiedzianie wspaniałe! 

- Dzisiaj wieczór - mówili wszyscy - dzisiaj wieczór zabłyśnie! 

"Ach - myślała choinka - żeby to już był wieczór! Kiedyż już zapalają się 
choinki? A co potem będzie? Czy przyjdą drzewa z lasu, aby mnie 
oglądać? Czy wróble przylecą do okien? Czy wrosnę tu na zawsze i będę 
stała zimą i latem, wystrojona?" 

Tak, czekała z upragnieniem, ale bolała ją bardzo kora z niecierpliwości, 
a bóle kory są tak przykre dla choinki jak bóle głowy dla nas. 

Wreszcie zapalono świeczki. Jaki blask! Jak cudownie! Gałęzie choinki 
drżały, tak że od jednej ze świeczek zapaliła się zielona gałązka; 
porządnie ją zabolało. 

- Boże święty! - zawołały pokojówki i ugasiły prędko ogień. Teraz choinka 
nie odważyła się już drżeć! O, jakie to było przykre! Bała się, że zgubi coś 
ze swoich ozdób, była zupełnie oszołomiona tym całym blaskiem - oto 
otworzyły się szeroko drzwi i do pokoju wtargnęła cała gromada dzieci tak 
gwałtownie, jak gdyby miały przewrócić drzewko; dorośli wchodzili 
spokojniej; dzieci stały oniemiałe, ale trwało to tylko chwilkę, potem 
zaczęły się znowu cieszyć, aż rozbrzmiewało, tańczyły dookoła drzewka i 
zrywały jeden podarek po drugim. 

"Co one robią? - myślało drzewko. - Co się jeszcze teraz stanie?" Świeczki 
wypaliły się do końca, a gdy tylko która się wypaliła, gaszono ją 
natychmiast, a potem pozwolono dzieciom zrywać wszystko, co było na 
choince. Rzuciły się na nią, tak że aż trzeszczały wszystkie gałęzie; gdyby 
jej szczyt ze złotą gwiazdą nie był przywiązany do sufitu, przewróciłaby się 
na pewno. 

Dzieci tańczyły ze swymi pięknymi zabawkami, nikt nie patrzył już na 
choinkę z wyjątkiem starej niani, która podeszła i zaglądała pomiędzy 
gałązki, ale tylko po to, aby zobaczyć, czy nie zapomniano tam jeszcze 
jakiejś figi lub jabłka. 

- Bajkę, bajkę! - wołały dzieci i ciągnęły małego, grubego człowieczka do 
choinki, człowieczek usiadł akurat pod samą choinką. 

- Będzie nam miło wśród zieleni - powiedział - choinka także posłucha 
bajki, ale opowiem wam tylko jedną historię. Czy chcecie posłuchać bajki 
o Ivede-Avede, czy o Klumpe-Dumpe, który spadł ze schodów, ale mimo 
to spotkały go zaszczyty i zdobył rękę księżniczki? 

- Ivede-Avede! - krzyczały jedne dzieci. - Klumpe-Dumpe! - wołały inne; 
było tyle hałasu i krzyku, tylko choinka milczała i myślała sobie: 

"Czyż dla mnie nie ma tu nic do roboty, zupełnie nic?!" Ale przecież 
spełniła już swe zadanie. 

Mały człowieczek opowiedział bajkę o Klumpe-Dumpe, który spadł ze 
schodów i w końcu zdobył rękę księżniczki. A dzieci klaskały w ręce i 
wołały: - Jeszcze! Jeszcze! - Chciały także usłyszeć drugą bajkę, ale 
usłyszały tylko tę jedną o Klumpe-Dumpe. Choinka stała cicha i 
zamyślona, ptaszki w lesie nigdy nie opowiadały jej nic podobnego o 
Klumpe-Dumpe, który spadł ze schodów, a jednak zdobył 
księżniczkę. "Więc to tak, tak dzieje się na świecie - myślała choinka i 
wierzyła, że tak było naprawdę, opowiadał to przecież taki miły pan. - 
Tak, tak, któż to może wiedzieć. Może i ja spadnę ze schodów, a potem 
dostanę księcia za męża." I myślała z radością o tym, że na drugi dzień 
ubiorą ją w świeczki, zabawki, złoto i owoce. 

"Jutro już nie będę drżała - myślała choinka - będę się cieszyła całym 
sercem z mego szczęścia. Jutro usłyszę znowu bajkę o Klumpe-Dumpe, 
może także tę drugą o Ivede-Avede." 

I przez noc całą drzewko stało ciche i zamyślone. 

Rano przyszli służący i pokojówka. 

"Zaraz zaczną mnie na nowo stroić" - myślało drzewko. Ale wyciągnięto je 
z pokoju na strych, gdzie nie zaglądał ani jeden promyk słońca. "Co to 
ma znaczyć? - myślała choinka. - Co mam tu robić? Co ja tu usłyszę?" 
Oparła się o ścianę i rozmyślała... A miała dość czasu, bo upływały dni i 
noce, nikt do niej nie wchodził, a kiedy nareszcie ktoś przyszedł, to 
jedynie po to, aby wstawić do kąta parę wielkich skrzyń; drzewko stało 
ukryte: pewnie wszyscy o nim zapomnieli. 

"Teraz tam na dworze jest zima - myślała choinka. - Ziemia jest twarda i 
przykryta śniegiem, ludzie nie mogą mnie zasadzić i dlatego muszę tu 
czekać aż do wiosny w tym schronieniu. Jakże to świetnie obmyślone! Jacy 
ludzie są dobrzy! Gdyby tu tylko nie było tak ciemno i tak strasznie 
samotnie! Gdyby tu się zjawił przynajmniej jakiś mały zajączek. Jakże 
tam było przyjemnie w lesie, kiedy leżał śnieg i przelatywał zając; tak, 
nawet kiedy przeskakiwał przeze mnie, ale wówczas nie lubiłam tego. Tu 
na strychu jest tak strasznie samotnie". 

- Pip! pip! - pisnęła w tej chwili mała myszka i wyskoczyła z kąta, a za nią 
biegła druga. Obwąchały drzewko i wsunęły się pomiędzy gałęzie. 

- Jakże tu okropnie zimno - powiedziały obie małe myszki. - Gdyby nie 
to, byłoby tu dobrze, prawda, stara choinko? 

- Nie jestem wcale stara - powiedziała choinka. - Znam dużo, dużo drzew 
o wiele starszych ode mnie! 

- Skąd się tu wzięłaś i co potrafisz? - pytały myszy. Były takie strasznie 
ciekawe. - Opowiedz nam o najpiękniejszym miejscu na świecie. Czy byłaś 
tam? Czy byłaś w spiżarni, gdzie leżą na półkach sery, gdzie spod sufitu 
zwisają szynki, gdzie się tańczy na świecach łojowych i gdzie się wchodzi 
chudym, a wychodzi tłustym? 

- Nie znam tego miejsca - powiedziała choinka. - Ale znam las, gdzie 
świeci słońce i śpiewają ptaki! - I potem opowiedziała wszystko o swojej 
młodości, a małe myszki jeszcze nigdy niczego podobnego nie słyszały, 
więc słuchały uważnie i mówiły: 

- Jakże ty dużo widziałaś. Jakże byłaś szczęśliwa! 

- Ja? - śmiała choinka i myślała o tym, co sama opowiedziała. - Tak, były 
to w istocie szczęśliwe czasy. - A potem opowiedziała o wieczorze 
wigilijnym, kiedy ozdobiono ją piernikami i świeczkami. 

- O - powiedziały małe myszki - jakże byłaś szczęśliwa, stara choino! 

- Nie jestem wcale stara - powiedziała choinka. - Dopiero tej zimy 
przybyłam z lasu. Jestem w najlepszych latach. Przestałam tylko dalej 
rosnąć. 

- Jak ślicznie opowiadasz! - powiedziały myszki i następnej nocy przyszły 
z czterema innymi myszami, które także chciały słuchać, co drzewo 
opowiada, a im więcej choinka opowiadała, tym wyraźniej przypominała 
sobie sama wszystko i rozmyślała: "Były to jednak wesołe czasy. Ale 
mogą jeszcze wrócić, mogą wrócić. Klumpe-Dumpe spadł ze schodów, a 
pomimo to ożenił się z księżniczką, a może i ja dostanę księcia." 

A potem pomyślała o małym, ślicznym dębie w lesie, który mógłby jej 
zastąpić pięknego księcia. 

- Kto to jest Klumpe-Dumpe? - pytały małe myszki. Więc choinka 
opowiedziała im całą bajkę, pamiętała każde słowo, a małe myszki miały 
ochotę skakać z radości aż pod sam wierzchołek choinki. Następnej nocy 
przyszło o wiele więcej myszy, a w niedzielę nawet dwa szczury, ale te 
powiedziały, że bajka nie jest zajmująca, co bardzo zmartwiło małe 
myszki, bo wobec tego bajka przestała im się podobać. 

- Czy pani umie tylko tę jedną bajkę? - pytały szczury. 

- Tylko tę jedną - odpowiedziała choinka. - Usłyszałam ją tego 
najszczęśliwszego wieczora, ale wtedy nie myślałam o tym, jaka jestem 
szczęśliwa! 

- To bardzo nudne opowiadanie. Czy pani nie umie opowiedzieć jakiejś 
bajki o słoninie lub o łojowych świecach? Żadnej bajki spiżarnianej? 

- Nie - powiedziało drzewko. 

- Wobec tego dziękujemy - oświadczyły szczury i wróciły do swego 
towarzystwa. 

Małe myszki odeszły w końcu także i choinka westchnęła: 

- Było jednak bardzo przyjemnie, kiedy te wesołe małe myszki siedziały 
dookoła mnie i słuchały, co im opowiadam. I to przeszło! Ale będę o tym 
myślała i będę się cieszyła myślą, że mnie stąd zabiorą. 

Kiedyż to się stało? Tak, pewnego ranka przyszli jacyś ludzie i zaczęli 
porządkować strych. Odstawili skrzynie, wyciągnęli choinkę i rzucili ją co 
prawda dość ostro na ziemię, ale służący ściągnął ją natychmiast po 
schodach, tam gdzie był jasny dzień. 

"Teraz znowu zaczyna się życie" - pomyślała choinka, czuła świeże 
powietrze, pierwszy promień słońca, i oto była na podwórzu. Wszystko 
odbyło się tak szybko, choinka zapomniała zupełnie spojrzeć na siebie 
samą, było tyle do oglądania wokoło niej. Podwórze przylegało do 
ogrodu, gdzie wszystko kwitło; róże pięły się na niskich sztachetach i były 
takie świeże i pachnące; kwitły lipy, a wokoło fruwały jaskółki i ćwierkały: 

- Ćwir, ćwir, przyjechała nasza ukochana! - ale nie miała na myśli choinki. 

"Teraz będę żyła" - cieszyła się choinka i rozpostarła swoje gałęzie 
szeroko, gałęzie były zeschłe i żółte, a ona sama leżała w kącie 
pomiędzy chwastami i pokrzywami. Na jej wierzchołku tkwiła gwiazda ze 
złotego papieru i błyszczała w jasnym blasku słońca. 

Na podwórzu bawiło się kilkoro dzieci spośród tej wesołej gromadki, która 
na Boże Narodzenie tańczyła wokoło drzewka i tak się nim cieszyła. Jedno 
z najmniejszych podbiegło i zerwało złotą gwiazdę. 

- Patrzcie, co tam zostało jeszcze na tej szkaradnej, starej choinie! - 
powiedział chłopiec i zaczął deptać gałęzie, aż trzeszczały pod jego 
butami. 

A choinka spojrzała na piękne, pachnące kwiaty w ogrodzie, spojrzała na 
siebie samą i zatęskniła do ciemnego kąta na strychu; myślała o swojej 
młodości w lesie, o wesołym wieczorze wigilijnym i o małych myszkach, 
które tak chętnie słuchały bajki o Klumpe-Dumpe. 

- Skończyło się, skończyło! - powiedziała biedna choinka. - Dlaczego nie 
cieszyłam się wtedy, kiedy jeszcze było z czego? Skończyło się! 
Skończyło! 

Przyszedł parobek i porąbał drzewo na małe kawałki, leżała ich już cała 
wiązka. Paliła się jasnym płomieniem pod wielkim kotłem do warzenia 
piwa i choinka wzdychała głęboko, każde westchnienie brzmiało niby 
krótki wystrzał i zwabiło dzieci bawiące się na podwórzu; usadowiły się 
przed ogniem, patrzały w płomień i wołały: - Piff! Paff! - Przy każdym 
trzasku, który był głębokim westchnieniem, myślała choinka o letnim dniu 
w lesie i zimowej nocy, kiedy błyszczały gwiazdy, myślała o wieczorze 
wigilijnym i o Klumpe-Dumpe, jedynej bajce, którą usłyszała i którą 
potrafiła opowiedzieć, a potem spaliła się do reszty. 

Chłopcy bawili się na podwórzu, a najmniejszy z nich miał na piersi złotą 
gwiazdę, która zdobiła choinkę owego najszczęśliwszego wieczoru. 

Teraz się to skończyło i drzewka już nie ma, cała bajka się skończyła, 
skończyła tak, jak się kończą wszystkie bajki na świecie.
 
Tekst bajki z portalu: www.poema.pl
 
 
zdjecie: http://poradniaonline.wordpress.com/cytaty/

niedziela, 16 grudnia 2012

Bombkowe damy

Skoro choinka została wprowadzona przez Alzatczyków, by ruszyć w głąb Niemiec i dalej w inne rejony Europy i świata, trzeba było również pomyśleć nad sposobami strojenia drzewka, które stało się symbolem świąt. Ozdoby do zjedzenia po jakimś czasie zostały uzupełniane przez pierwsze szklane bombki, które również przebojem wkroczyły do świątecznych przestrzeni. Znawcy datują początek produkcji na 1847 rok i wskazują Lauscha w Niemczech oraz wykonawcę, czyli Hansa Greinera.

Bombki mogą być również prawdziwymi dziełami sztuki. Łatwo się o tym przekonać, gdy ujrzymy te delikatne, kruche unikaty projektowane przez artystów. Ostatnio miałam przyjemność obejrzeć ponad 140 bombek robionych ręcznie przez nieżyjącą już krakowiankę Izabelę Rapf-Sławikowską (1920 - 2010). Prace pochodzą z kolekcji Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze, a eksponaty muzeum otrzymało od córki artystki. Szklane zwierzęta, a przede wszystkim bombkowe damy królują  na niewielkiej przestrzeni wystawy czasowej Muzeum Śląska Opolskiego i to one są bohaterkami spotkania. Każda inaczej mieni się kolorami, skrzy brokatem. Taka balowa choinka byłaby nie lada gratką w mieszkaniu. Damy prezentują różne epoki, różne kraje i tylko z gablot i owalnych okienek spoglądają na oglądającego. Niezwykłe kształty ubiorów podkreślone są odpowiednio dobranym kolorem, misterną pracą oddającą piękno szczegółu. Stoi się, patrzy i myśli o zabraniu ich do domu. Aż chce się zawołać: Precz z tandetą i wyruszyć na poszukiwanie dostępnych bombek, które będą podkreślały indywidualność projektanta i wykonawcy.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

O kalendarzach adwentowych

Niedawno byłam na wystawie kalendarzy adwentowych. Opowiem Wam o tym trochę. Ich ojczyzną są Niemcy. W 1902 roku ukazał się tam wydrukowany techniką chromolitografii “Zegar bożonarodzeniowy dla dzieci”.
Za wynalazcę kalendarza adwentowego uchodzi jednak Gerhard Lang, współwłaściciel wydawnictwa w Monachium, który wymyślił w 1903 roku kalendarz bożonarodzeniowy “W krainie Dzieciątka Jezus”. Nad nadrukowanymi cytatami dzieci mogły naklejać obrazki.
Natomiast pierwszym kalendarzem z otwieranymi okienkami był “Domek Dzieciątka Jezus”. Rozpoczynał się 6 grudnia, dlatego nazywano go też “Kalendarzem św. Mikołaja”.
Lang wykorzystał pewien pomysł z dzieciństwa — w przeszłości mama naszywała mu na karton 24 ciasteczka, aby osłodzić czas oczekiwania na święta; on z kolei w latach 20. XX wieku wypełnił tworzone przez siebie kalendarze czekoladkami. Kalendarze upowszechniały się stopniowo, ale wybuchła pierwsza wojna światowa, potem druga, więc wstrzymano druk (ze względu na ograniczenia papieru i małą przydatność do celów wojskowych). Tuż po wojnie wznowiono ich wydawanie — wszystkie strefy okupacyjne otrzymały licencje i rozpoczęły produkcję. Kalendarze wydawane od 1946 roku w wydawnictwie Sellmer w Stuttgarcie-Rohr często wysyłali amerykańscy żołnierze swoim rodzinom. W ten sposób trafiły do Ameryki. Na kalendarze z Niemiec Zachodnich naklejano brokat. W NRD nie stosowano tej ozdoby, ponieważ swoim blaskiem mogłaby nawiązywać do chrześcijańskiego rodowodu święta. Kalendarze o symbolice religijnej wydawano w małych nakładach na przykład w wydawnictwie Wartburg Verlag Max Kessler w Jenie.
Trochę więcej o wystawie i kalendarzach - na moim blogu.

niedziela, 2 grudnia 2012

O wieńcu i niemieckich kalendarzach adwentowych

Sposoby oczekiwania na święta poprzez dekorację i rytuał wymyślili luteranie. Mam na myśli wieniec adwentowy i kalendarz adwentowy.
Pastor Johann Hinrich Wichern słynął z wielu akcji dobroczynnych, a w adwencie 1839 roku wpadł na pomysł zmiany wystroju świetlicy w przytułku-szkole dla sierot, by nastrój sprzyjał modlitwie. Wymyślił wieniec o średnicy koła 2 metrów i umieścił na nim 24 małe świeczki, które po kolei miały być zapalane. Wokół niego wychowankowie gromadzili się na wspólną modlitwę i śpiewy. Nie od razu ów wieniec był przystrajany, gdyż początkowo dbano o przyozdobienie ścian zielenią. Zwyczaj poszedł w lud, który dokonywał kolejnych zmian, a Kościół nadał mu symbolikę.(W kościele katolickim istnieje tzw. roratka, świeca jest koloru białego, bądź jasno-żółtego. Przewiązuje się ją białą wstążką i dekoruje zielenią i zapala w kolejne niedziele.)
Czy pastor zainspirował się starym żydowskim świętem Chanuka, który przypada w okolicach święta Bożego Narodzenia? - nie wiadomo. Tam również na ośmioramiennym świeczniku zapala się światło. Inni tłumaczą, że inspiracją mógł być starogermański zwyczaj zapalania ognia w okręgu z zielonych gałęzi na znak nadziei, że wiosna nadejdzie. Czy to teraz ważne, skoro symbol oczekiwania może być sposobem wydobycia inwencji twórczych?
Niemieccy luteranie wymyślili i stworzyli również kalendarz adwentowy, który pozwalał im na odliczanie dni adwentowych do samej Wigilii. 24 okienka sprawiają, że zniecierpliwionym dzieciom  czas oczekiwania na prezenty się nie dłuży. Nasuwa się tu refleksja, iż dawniej słodycze były wydzielane. Cóż, jedna czekoladka dziennie, a teraz - można codziennie zjadać parę tabliczek czekolad lub kilogram cukierków.
Jednak prototypem kalendarza adwentowego było drzewko adwentowe stawiane od XIX wieku w domach sierot i zakonach. Każdego dnia czytano jedną z obietnic Starego Testamentu napisaną na papierze, by potem zawiesić ją na drzewku. Od 1880 roku można już było zakupić gotowe "obietnice" drukowane w wydawnictwie Luisenstift k. Drezna. W 1902 r. został wydrukowany "Zegar bożonarodzeniowy dla dzieci", który składał się na razie z 12 pól, po jednym na każdy dzień (13XII-24XII). W 1903 roku w Berlinie wydano kartonik z powiedzeniami adwentowymi, który po raz pierwszy nazwano kalendarzem adwentowym.
Za wynalazcę kalendarza adwentowego uchodzi syn pastora z Maulbronn, Gerhard Lang, który był współwłaścicielem wydawnictwa w Monachium. "W krainie dzieciątka Jezus" z ilustracjami Richarda E. Keplera z 1903 roku składał się z obrazków, które mogły być każdego dnia naklejane nad nadrukowanymi cytatami. (Trochę to przypomina obrazki z rorat, bo katolicy nie chcieli być gorsi i też pracowali nad umileniem dzieciom czasu oczekiwania, dodając jeszcze efektowne lampiony.) Gerhard Lang korzystał z usług znanych artystów, toteż jego kalendarze do tanich nie należały, a były nawet małymi dziełami sztuki.

Pierwsze kalendarze nie miały jeszcze otwieranych okienek, które znamy dzisiaj. Przyniosły je dopiero lata 20. XX wieku. Z czasem oprócz wydawnictw chrześcijańskich kalendarze zaczęły wydawać inne oficyny, które wprowadzały nową tematykę związaną z zimą, wizerunkami miast, zabawami. Najpopularniejsze kalendarze doczekały się wielu wznowień. Okresem zastoju w ich wydawaniu były dwie wojny światowe. Z czasów nazistowskich pochodzą nieliczne kalendarze promujące narodowosocjalistyczną rodzinę niemiecką i symbolikę słońca na wzór hakenkreuza (wydawnictwo NSDAP - kalendarz "Przed świętami"). Popularne kalendarze wznowiono po 1945 roku, a potem zawędrowały do Ameryki, gdyż amerykańscy żołnierze chętnie wysyłali je w prezencie swoim rodzinom. W naszym obszarze kulturowym podjęto próby ich popularyzacji w latach 90-tych i od tej pory są stale obecne w sklepach, lecz nie zaobserwowałam prób ich "oswojenia".
Ciekawostką jest fakt, iż kalendarze przedświąteczne, jak je nazywano, wydawano również na terenie NRD, ale tu unikano akcentów religijnych oraz w przeciwieństwie do sąsiada z NRF unikano brokatu jako ozdoby.

Z czasem w kalendarzach pojawiła się nowa tematyka, np. wynalzki, lot w kosmos, upadek muru berlińskiego oraz tematyka neutralna pozbawiona religijnego podłoża.
Kalendarze, nie tylko dla dzieci, pełnią również funkcję reklamową, są prezentami znanych firm.
Adwentowe kartoniki przekroczyły granice Niemiec i stały się popularne w innych krajach niemieckojęzycznych (w Szwajcarii około 1930r.), ale i w Skandynawii, a Anglicy zaczęli wydawać własne kalendarze już w latach 50 XX wieku. Wiele z nich chętnie się kolekcjonuje.
W ostatnich latach w Polsce, podobnie jak w innych krajach, kalendarze są wykonywane własnoręcznie przez kobiety interesujące się rękodziełem.
Na koniec ciekawostka z mediów - w niemieckim miasteczku Gengenbach w oknach ratusza można oglądać w dni adwentu 24 świąteczne obrazy.
____________

Wpis o kalendarzu adwentowym na podstawie publikacji Tiny Peschel 100 lat kalendarzy adwentowych, tłum. Moniki Wójcik-Bednarz, z okazji trwającej wystawy w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej im. Emanuela Smolki w Opolu. Kalendarze z wystawy pochodzą ze zbiorów Muzeum Kultur Europejskich - Państwowe Muzea w Berlinie.
Zdjęcia również pochodzą z wystawy.

Christmas Jazz



Marzyliście kiedyś o stacji radiowej, która w okresie świątecznych i podczas Świąt Bożego Narodzenia muzyką wprowadzi Was w nastrój świąteczny? Gdzie nie będzie zbędnego gadania, tylko same świąteczne melodie, te mnie i bardziej znane? Ktoś, kto stworzył Christmas Jazz podzielał chyba Wasze marzenia. I oto jest... 

wtorek, 27 listopada 2012

Święta wśród pencjonarek cz.I

Girl reading - Franz Eybl

Sięgamy po wszelakie reportaże, powieści, fantastykę, czy książki popularnonaukowe, jednak chyba każda z nas pamięta jeszcze te dni, gdy zatapiała się w świecie trochę naiwnym, wtedy przyprawiającym o dreszcze czy rumieńce. Pamiętacie czasy, gdy przy łóżku leżała Ania z Zielonego Wzgórza, Mała księżniczka, czy Panna z mokrą głową? Ja bardzo dobrze. A że w dodatku idą święta, a ja na święta staję się sentymentalna, to proponuję w tym roku małą podróż w świat nastolatek i ich wspomnienia świąteczne. Jako pierwsza powróci do nas... zobaczcie same:

-To gwiazdka dla ciebie, Aniu - rzekł Mateusz nieśmiało. - Ależ Aniu... czy ci się podoba?... Cóż to!...
Bo oczy Ani nagle napełniły się łzami.

-Czy mi się podoba? O, Mateuszu!
Ania przewiesiła sukienkę na krześle i złożyła dłonie.
-Mateuszu, jest zachwycająca! O, nigdy nie potrafię dostatecznie za nią podziękować. Spójrzcie tylko na te rękawy! Ach, wydaje mi się, że to uroczy sen.
-Dobrze, dobrze, ale teraz zabierzemy się do śniadania - przerwała Maryla. - Muszę dodać, Aniu, iż nie uważam wcale, aby ta sukienka była ci istotnie potrzebna. Lecz wobec tego, że Mateusz ci ja podarował, szanujże ją. Tu jest wstążka, którą pani Linde ofiarowuje ci do warkoczy. Jest brązowego koloru, odpowiednia do sukienki. A teraz chodź i siadaj do stołu.
-Nie wiem, czy będę mogła jeść śniadanie  - rzekła uszczęśliwiona Ania. - W tak niezwykłej chwili śniadanie wydaje się rzeczą zbyt prozaiczną. Wolę nasycić mój wzrok tą sukienką. Cieszę się tak bardzo, że bufiaste rękawy są jeszcze modne. Czuję że nie potrafiłabym przeżyć tego, gdyby wyszły z mody, zanim doczekałabym się sukni z takimi rękawami. Nie umiałabym być zupełnie zadowolona. Pani Linde postąpiła bardzo ładnie, ofiarowując mi tę wstążkę. Czuję, że powinnam stać się w końcu dobrą! Bywają chwile, że z przykrością myślę o tym, iż nie jestem wzorowa, ale przecież ciągle zostać nią w przyszłości. Nieraz trudno jest dotrzymać postanowień, bo zdarza się, że nawiedzają nas nieprzezwyciężone pokusy, ale teraz postaram się zrobić jeszcze większy wysiłek.
    W chwili gdy "prozaiczne" śniadanie dobiegło końca, w dolince, na ośnieżonym moście, ukazała się drobna figurka Diany w czerwonym, luźnym płaszczyku.

    Ania wybiegła naprzeciw jej.
    - Wesołej Gwiazdki, Diano! Ach, jakież cudne Boże Narodzenie! Pokażę ci coś wspaniałego! Mateusz podarował mi prześliczną sukienkę z t a k i m i rękawami! Nie umiałabym nawet wyobrazić sobie piękniejszej!
   - I ja ci coś przynoszę! - zawołała Diana bez tchu. - Oto masz... to pudełko. Ciotka Józefina przysłała nam skrzynkę z wieloma drobiazgami... a to dla ciebie... Powinnam była przynieść ci je wczoraj, ale przesyłka nadeszła o zmierzchu, a nie lubię przechodzić Lasem Duchów po zapadnięciu nocy.
    Ania otworzyła pudełko i zajrzała. Na wierzchu spoczywała kartka z napisem "Dla Ani - Wesołej Gwiazdki", a dalej para prześlicznych, skórkowych pantofelków o okrągłych noskach z atłasowymi kokardkami i błyszczącymi klamerkami.
    -Ach, Diano! To zbyt wiele! Ja chyba śnię!
    -A ja to nazywam zrządzeniem losu! - rzekła Diana. - Nie będziesz zmuszona pożyczać pantofelków od Ruby; doskonale się składa, bo i tak byłyby za duże dla ciebie o całe dwa numery. Ładnie by to wyglądało: elf człapiący w zbyt obszernych pantoflach! Józia Pye triumfowałaby z pewnością! Czy wiesz, że Rob Wright wrócił wieczorem z przedostatniej próby razem z Gretie Pye? Słyszałaś kiedyś coś podobnego?
    Cała młodzież szkolna Avonlea żyła tego dnia w gorączkowym podnieceniu, gdyż należało ostatecznie udekorować wielką salę i urządzić ostatnią generalną próbę.
    Wieczorem odbył się koncert. Powodzenie było niewątpliwe, sala przepełniona, a wszyscy występujący spisali się znakomicie. Jednakże gwiazdą wieczoru okazała się Ania, czemu nawet nie odważyła się zaprzeczyć zazdrosna Józia Pye.
    -Ach, jakiż to był rozkoszny wieczór! - westchnęła Ania, gdy po skończonym przedstawieniu wracała z Dianą do domu, zapatrzona w ciemne, gwiazdami usiane niebo.


"Ania z Zielonego Wzgórza" L.M.Montgomery, Nasza Księgarnia, 1990, tł.Rozalia Bernsteinowa

piątek, 23 listopada 2012

Dziadek do Orzechów w dwóch odsłonach

"Dziadek do Orzechów"
E.T.A. Hoffmanna


"Baśń o „Dziadku do Orzechów i Królu Myszy” napisał dawno temu, w roku 1816, Ernest Teodor Amadeusz Hoffmann. E.T.A. Hoffmann (tak podpisywał swoje utwory) miał nie tylko trzy imiona, a nawet jeszcze czwarte – Wilhelm, którego nie używał, ale miał również trzy talenty: był pisarzem, muzykiem i malarzem, a ponadto jeszcze prawnikiem."*
W okresie przedświątecznym można wybrać się na gościnne występy Russian National Ballet. I właśnie na taki taneczny spektakl „Dziadka do orzechów” z muzyką Piotra Czajkowskiego dzisiaj się wybrałam.

Balet w dużej mierze odbiega od fabuły bajki. W książce Hoffamanna dzieje się więcej, poznajemy historię Dziadka do Orzechów oraz czytamy o miłości znalezionej pod choinką. Książeczka choć niedługa i skierowana do młodszego odbiorcy była dla mnie dość nudnawa. Wydanie które czytałam nadrabiało pięknymi ilustracjami Jana Marcina Szancera.
Kraina lalek - ilustracja Jana Marcina Szancera 
Balet och cudo! Rozpoczyna się przyjęciem świątecznym, wszyscy tańczą, dzieci obdarowywane są prezentami a ojciec chrzestny w roli magika ożywia niektóre zabawki by rozbawiły towarzystwo. A gdy wszyscy idą spać rozgrywa się bitwa pomiędzy ołowianymi żołnierzykami, którymi dowodzi sam Dziadek do Orzechów a armią myszy. Ale prawdziwe cuda dzieją się dopiero w drugim akcie! Gdy Król Myszy zostaje już zabity i mała Klara wraz z Dziadkiem do Orzechów odwiedzają Krainę Słodyczy. W całej krainie trwa święto na cześć właśnie przybyłych. Ach jaki urzekający był ten akt. Był przepięknie zatańczony do cudownej muzyki Czajkowskiego (która jest o wiele lepsza niż w poprzednim akcie).

"Dziadek do orzechów" w wykonaniu Russian National Ballet  
Muzycznie najbardziej do gusty przypadł mi „Walc kwiatów” i „Trepak” zatańczone przez postacie spotkane w magicznej krainie. Całość nasuwała mi na myśl przepiękny bal lalek.

Balet ten to opowieść o pięknym świątecznym śnie dziewczynki, która w tę jedną bożonarodzeniową noc staje się księżniczką królestwa bajek. W książce sen okazuje się prawdą. Dziadek do orzechów pod wpływem miłości Klary znów staje się pięknym młodzieńcem i po latach poślubia swoją ukochaną oraz zabiera ją do swojego królestwa.


------------
* O autorze z "Dziadka do Orzechów" wyd. Nasza Księgarnia 1978 Warszawa

Wpis znajduje się również na moim blogu TUTAJ