„Nieraz się zastanawiałem, jak to się dzieje, że nasze największe
triumfy mają swój początek w chwilach naszej największej niedoli. Może
tak musi być, ponieważ z natury jesteśmy niechętni zmianom w życiu i
ruszamy się z miejsca dopiero w tedy, kiedy zrobi się ono zbyt gorące,
byśmy dali radę dłużej w nim pozostać”*
Bycie członkiem dużej rodziny ma swoje plusy i minusy i ty dobrze o tym
wiesz. Jako jedno z dzieci swojego ojca, do tego młodsze i faworyzowane
przez niego musisz znosić niechęć reszty rodzeństwa, które czuje się
odepchnięte i zagrożone. Czasem takie emocje mogą popchnąć do niezbyt
chwalebnych czynów, których konsekwencje są niezbyt przyjemne i to pod
wieloma względami. Ty padłeś ofiarą zazdrości braci, musisz zrobić czego
żądają, musisz odejść – bez pożegnania, bez… niczego.
Joseph Jacobson jest jednym z młodszych synów swojego ojca, mężczyzny,
który ogólnie miał cztery żony, jedenastu synów i córkę. Posiadał
również znaną i cenioną agencję reklamową, która była jego oczkiem w
głowie, dlatego też bardzo doceniał i faworyzował Josepha, który miał
wiele pomysłów, a ostatnio uratował nawet firmę przed utratą jednego z
najlepszych klientów. Z tej też okazji zostało wydane na jego cześć
przyjęcie, które nie spotkało się ze zbyt dużą przychylnością reszty
rodzeństwa. Za sprawą ojca na imprezie dochodzi do pewnych wydarzeń
mających miejsce jakiś czas później. Joseph musi podjąć ważną decyzję,
która może zaważyć nie tylko na jego losie. Jakiego wyboru dokona
mężczyzna i jaki będzie to miało wpływ na jego dalsze życie?
Książki Richarda Paula Evansa są zawsze wzruszające oraz pełne ciepła,
refleksyjne no i zawsze ze szczęśliwym zakończeniem. Szczerze przyznać
muszę, że lubię to w jego twórczości, ten przekaz emocji, przypominanie o
tym co zapominamy w biegu życia. Na „Zimowe sny” nie mogłam się
doczekać, liczyłam na to, że po raz kolejny spędzę kilka godzin
odłączona od świata. Czy tak było?
Richard Paul Evansa ma już na swoim koncie kilkanaście powieści i z
tego co wyczytałam w opiniach o tych wydanych niedawno, poziom jego
twórczości podobno się obniżył. Piszę podobno ponieważ „Zimowe sny”
posiadają pewne niedociągnięcia, ale nie były one na tyle widoczne by
zaważyły na całokształcie powieści. Amerykański powieściopisarz po raz
kolejny pokazał, że w sposób prosty, ze zwyczajnej historii stworzyć coś
pięknego, coś co zapada w serca i zmusza do przemyśleń. Tym razem swoją
historię oparł na biblijnej przypowieści o Józefie, uwspółcześnił ją,
dopasował do naszych realiów życia. I zrobił to naprawdę bardzo dobrze.
Zadbał o detale, o zobrazowanie losów głównego bohatera oraz o ubranie
jej w emocje. Nie szczędził też wplatania w między zdania prawd i
rzeczy, o których zapominamy, może nawet czasem nie chcemy pamiętać.
Miłym gestem ze strony autora w stronę czytelników było umieszczenie w
książce dużo swojskich zwyczajów, potraw, jaki komplementów dla płci
pięknej.
Bardzo polubiłam Josepha, jest jednym z tych osób, których nie sposób
nie obdarzyć sympatią. Empatyczny, spokojny, ale za razem gotowy bronić
za wszelką cenę tego co dla niego ważne. Szczery i gotowy na
poświęcenie, uczuciowy, wyrozumiały. No ideał po prostu. Wiem, wiem.
Ideałów nie ma, ale czy nie można chociaż pomarzyć, że ktoś taki
istnieje? Oczywiście w powieści występują również inni bohaterowie,
tylko, że o nich zbyt wiele powiedzieć nie mogę. Niby bardzo istotni i
często się pojawiają to tak naprawdę zbyt wiele o nich nie jest
napisane. W ich przypadku zostało raczej zastosowane zarysowanie ich
charakterystyk, a resztę indywidualnie dopowiedzieć może sobie
indywidualnie czytelnik.
„Zimowe sny” pochłonęłam w jeden wieczór i było mi mało po zakończeniu,
czułam niedosyt. Fakt, da się wyczuć, że ta powieść jest słabsza od
poprzednich, ale uważam, że każdy może mieć gorszy czas, a ta powieść
nie jest zła. Okazała się być bardzo dobra, pod względem fabuły, jak i
samej akcji. Wsiąkłam w tę historię i nic nie było wstanie mnie od niej
oderwać dopóki nie przeczytałam ostatniego zdania. Zżyłam się z głównym
bohaterem i przeżywałam to co się działo i wiernie mu kibicowałam. Tak,
książki Evansa są przewidywalne, słodkie, może nawet infantylne, ale
czasem tego potrzebuję, takiej odskoczni, potrzeby uwierzenia w happy
end. I właśnie proza Evansa doskonale w takim momencie się sprawdza.
Opinie o „Zimowych snach” trzeba wyrobić sobie samemu, jednym się
podobają, a drugim nie. Książka ta zbiera skrajne oceny, ale mi się
podobała, sprawiła się idealnie w ten świąteczny czas, a Richard Paul
Evans nadal zachwyca mnie tym jak pisze. Z mojej strony duży plus, nawet
mimo kilku niedociągnięć.
*cytat pochodzi z książki
Mam wielką ochotę zapoznać się z dziełami tego autora. Na mojej półce znalazła się książka ,,Szukając Noel" ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :>
Polecam, na prawdę warto ;)
Usuń