piątek, 31 grudnia 2010

Igraszki losu (2001)

Kolejna romatyczna komedia rozgrywajaca sie w swiatecznych kulisach. Oto streszczenie (z filmweb.pl):

Zbliża się Boże Narodzenie i w sklepach trwa wyścig o gwiazdkowe prezenty. W jednym z nowojorskich magazynów po ostatnią parę czarnych rękawiczek sięga dwoje klientów: Jonathan Trager i Sara Thomas. Rozbawieni komiczną sytuacją wymieniają uprzejmości, a w końcu idą na lody. Za kilka dni spotykają się ponownie na popularnej wśród mieszkańców Nowego Jorku ślizgawce. Wymieniają się numerami telefonu, ale oboje je gubią, powierzają więc wszystko losowi. Mija kilka lat. Jonathan i Sara jeszcze się nie spotkali, choć nie mogą o sobie zapomnieć. Obydwoje starają ułożyć sobie życie, mają stałych partnerów, planują wstąpić w związki małżeńskie. Na dwa dni przed ślubem Jonathan uświadamia sobie, że jego przeznaczeniem i prawdziwą miłością jest Sara. Rozpoczyna poszukiwanie dziewczyny. Dręczące myśli ogarniają również Sarę. Dziewczyna zastanawia się, jak odnaleźć Jonathana, który całkowicie zawładnął jej sercem.

Pomysl sam w sobie dosc ciekawy- proba spojrzenia na banalne przekonania, ze komus tam jest przeznaczony ten ktos jedyny, ze istnieje milosc od pierwszego wejrzenia, ze mozna sie odnalezc jesli sie chce... Film ma w podtekscie ironie i ja widzialam w nim drugie dno, odbiegajace od banalnej fabuly. Warto zobaczyc, zeby zweryfikowac swoje spojrzenie na te potoczne opinie.


PS: Zycze wam wielu czytelniczych i filmowych wrazen w nowym roku! :)

Poświątecznie

Kusiło mnie to wyzwanie, kusiło... Aż w końcu skusiło :-)

Nie przyłączyłam się wcześniej z dwóch powodów: raz - że nie chciałam, żeby się okazało, że zbyt dużo na siebie wzięłam, a dwa - że wiedziałam, że recenzji filmu nie umieszczę, bo nie wiem, czy mi się będzie chciało coś oglądać - wolę poczytać :-) A tu proszę - blog zrobił się otwarty na dużo więcej niż tylko film i książka. Bardzo mi się podoba pomysł tworzenia "bożonarodzeniowej bazy". Bezpośrednio o moim przyłączeniu się do wyzwania zdecydował tzw. przypadek - wypożyczyłam z biblioteki dwie książki, których tytuł sugeruje związek z naszym tematem: "Cicha noc" Mary Higgins Clark oraz recenzowane już przez kilka osób "Morderstwo w Boże Narodzenie" Agathy Christie.








Co ciekawe, książki te - choć całkiem różne - mają coś wspólnego oprócz tytułu, mimo że każda z nich dzieje się gdzie indziej, ma innych bohaterów, zawiera inne wątki i wydarzenia. Dla obu tych książek prawdziwe jest stwierdzenie, że możemy robić nie wiem co, żeby zaplanować Wigilię i Święta, a one i tak potoczą się swoim torem. Nie da się w życiu wszystkiego zaplanować. Życie bowiem ma dla nas niezliczone niespodzianki. Co prawda, w obu tych książkach niespodziewane sytuacje to takie sytuacje, jakich nikomu nie życzę i w jakich nikt z nas nie chciałby się znaleźć - zwłaszcza w Boże Narodzenie. I mimo tego że są Święta, bohaterowie muszą zmienić priorytety i poradzić sobie w niewyobrażalnie trudnych sytuacjach. Jednak trudne wydarzenia życiowe nie są bezowocne - bardzo zbliżają bohaterów do siebie. Prowadzą do wybaczenia, zjednoczenia, odnowienia, dojrzałości; uczą troski o drugiego człowieka i wzajemnej pomocy czyli pokazują to, o czym powinno nam wszystkim przypominać Boże Narodzenie. A oprócz tego wszystkiego obie książki trzymają w napięciu - ja nie mogłam się od nich oderwać i musiałam przeczytać każdą z nich całą od razu :-) Polecam gorąco niekoniecznie w okresie świątecznym.

Zamieszczam również LINK z życzeniami na wesoło - dostałam je od znajomej i bardzo, bardzo mi się spodobały, więc się nimi dzielę :-)

Pozdrawiam sylwestrowo i noworocznie :-)

Joyeux Noël z Noelką


24 grudnia 1991 roku jest dla mnie pamiętną datą i to wcale nie dlatego, że tego dnia coś ważnego się w moim życiu wydarzyło, a dlatego, że to właśnie wtedy rozgrywa się akcja Noelki Małgorzaty Musierowicz. Od razu muszę zastrzec, że nie będę zbyt dobrą recenzentką tej książki, bo absolutnie uwielbiam Jeżycjadę i jej autorkę. Jej książki wyłączają we mnie jakikolwiek krytycyzm i czytając chłonę każde słowo i żywo przeżywam wszystkie wydarzenia, angażując się emocjonalnie jak dziecko.

Ale z drugiej strony spokojnie mogę pozwolić sobie na wypunktowanie, za co najbardziej lubię Noelkę i można to przeczytać tutaj.

"Opowieść wigilijna"


"Opowieść wigilijna" to książka zaliczana do klasyki. Z zawstydzeniem przyznaję, że gdyby nie wyzwanie świąteczne, w ogóle bym się tą pozycją nie zainteresowała. Zapewne dlatego, że widziałam kilka filmowych uwspółcześnionych adaptacji tej powieści i żadna z nich mi się nie podobała. Ale! Wyzwania są po to, by sięgać po coś, po co normalnie nie sięgnęlibyśmy. Tak więc zmierzyłam się z tą książką. I żałuję poświęconego na nią czasu.

Więcej u mnie na blogu.

Klasyka pod choinką

Opowieść wigilijną Charlesa Dickensa
i czytałam i oglądałam wcześniej, jednak postanowiłam ją sobie jednak powtórzyć nie tylko ze względu na święta, ale i na wyzwania :) Po raz pierwszy czytałam ją już dość dawno
i o ile utkwiła mi w pamięci historia i jej poszczególne elementy, to nie pamiętałam detali związanych z jej formą i stylem.

Po więcej zapraszam na blog.

czwartek, 30 grudnia 2010

"Wieczor wigilijny". Tadeusz Kubiak

Zapewne wiekszosc z was zna ten wiersz. Chodzi za mna od kilku dni ;) Prawda, ze piekny?

Tadeusz Kubiak
„Wieczór wigilijny”
Biały obrus lśni na stole,
pod obrusem siano.
Płoną świeczki na choince,
co tu przyszła rano.

Na talerzu kluski z makiem,
karp jak księżyc srebrny.
Zasiadają wokół stołu
dziadek z babcią, krewni.

Już się z sobą podzielili
opłatkiem rodzice.
Już złożyli wszyscy wszystkim
moc serdecznych życzeń.

Kidy mama się dzieliła
ze mną tym opłatkiem,
miała w oczach łzy, widziałem,
otarła ukradkiem.

Nie wiem, co też mama chciała
szepnąć mi do ucha:
bym na drzewach nie darł spodni,
pani w szkole słuchał…

Niedojrzałych jabłek nie jadł,
butów też nie brudził…
Nagle słyszę, mama szepce:
- Bądź dobry dla ludzi.

Moje filmy świąteczne

Tak to już jest, że w święta ogląda się więcej filmów niż na co dzień. A przynajmniej ja tak mam. Zawsze spośród bogatej oferty stacji telewizyjnych wybieram filmy świąteczne. Tak było też i w tym roku. Obejrzałam "aż" 2 świąteczne filmy.

"Przetrwać święta" 2004
(reż.: Mike Mitchell)
Drew Latham to obrzydliwie bogaty mężczyzna. Bogaty i samotny. Nie posiada własnych dobrych wspomnień świątecznych i nie chcąc ponownie spędzać samemu Bożego Narodzenia, wynajmuje sobie rodzinę Valco, która w te święta będzie udawać jego rodzinę.
Wielki plus należy się filmowi za wspaniałą obsadę - Ben Affleck i James Gandolfini to tylko mała jej próbka. I generalnie film byłby dobry, gdyby mnie nie irytowały niektóre postaci, zwłaszcza dziewczyna Drew. Nie było jej być może w filmie zbyt wiele, ale wystarczająco by mnie zniechęcić. Ogólnie, mogłam poświęcić te 91 minut na coś innego, bo generalnie, szału nie było.

"Elf" 2003
(reż.: Jon Favreau)
To jeden z moich ukochanych filmów świątecznych, oglądam go zawsze w Święta. Może to dlatego, że od czasu "Przypadku Harolda Cricka" uwielbiam Willa Ferrella? Nie wiem.
Oddany po narodzinach do sierocińca Buddy przez przypadek trafia na Biegun Północny. Opiekę nad chłopcem Mikołaj (zwany czasem Mikusiem) powierza jednemu z elfów. I tak chłopak dorasta przekonany, że jest elfem. Niestety, zaczyna zauważać, że nieco różni się od swoich niskich towarzyszy. Poznaje prawdę o sobie i wyrusza w podróż do Nowego Jorku. Jest przy tym oczywiście masa śmiechu i zamieszania. :)
Generalnie film, według mnie oczywiście, jest świetny. I postanowiłam sobie zapamiętać, że:
"By świąteczny nastrój był, śpiewaj bracie z całych sił".


Ostatnim rzutem na taśmę...

Zachęcona przez Manię czytania postanowiłam podzielić sie z wami moimi przemyśleniami o tegorocznych światecznych lekturach. Wcale nie planowałam czytać książek o tej tematyce, nie mówiąc o filmach, ale... Jakoś tak wyszło!

Zapraszam na mojego bloga, gdzie można przeczytać, co sądzę o książce Jan Karon "Shepherds Abiding" ("Przybieżeli pasterze")i Agathy Christie "Hercule Poirot's Christmas" ("Morderstwo w Boże Narodzenie").

A ja idę oglądać "Love Actually", mój ukochany świąteczny film!

Agatha Christie, „Boże Narodzenie Herkulesa Poirot”

Akcja dzieje się w Boże Narodzenie, ale o samym święcie nie dowiadujemy się wiele. Stanowi ono raczej pretekst do zorganizowania wielkiego spotkania rodzinnego, zjazdu krewnych, którzy nie widzieli się od lat i raczej nie czuli palącej potrzeby zacieśniania rozrastającego się dystansu. Posunięty w latach (i złośliwości) Simeon Lee zapragnął zgromadzić przy sobie dzieci wraz z małżonkami wcale nie po to, by naprawić krzywdy i odbudować więzi, lecz po to, by pobawić się w wyrafinowaną grę. Znał słabe punkty bliźnich, więc potrafił celnie w nie trafiać, a to sprawiało mu radość przeogromną. Nikomu serce nie pękło, gdy zginął. Wszystkie serca zadrżały jednak pod naporem pytania, kto zabił. Starca znaleziono pośród poprzewracanych mebli w zamkniętym pokoju. Nikogo (żywego) w pomieszczeniu nie było. Ucieczka oknem nie wchodzi w rachubę. To prowadzi do wniosku, że mordercą jest ktoś z domowników. Szczęściem w okolicy znajduje się pan Poirot, który świąteczne dni spędzi na rozwikływaniu zagadki.

Więcej tutaj.

"Boże narodzenie Herkulesa Poirota" Agatha Christie

Agatha Christie to definitywna królowa kryminału, jej powieści mają swoich typowych bohaterów, swoją typową dla Anglii otoczkę. Ta książka opowiada o śledztwach prowadzonych, często pośrednio przez pewnego małego, zabawnego, niepozornego Belga. Czytałam wiele części z jego udziałem i są definitywnie lepsze od pozostałych, choć Panna Marple ma swój urok. Tym razem Herkules Poirot zajmuje się morderstwem w samo Boże Narodzenie pewnego bogatego starca. W domu sama służba i rodzina - zero podejrzanych.

Sama atmosfera świąt - esencja kwasów rodzinnych i efektów, tego gdy ktoś nie potrafi pogodzić się z przeszłością. Może to nie jest wizja radosnych świąt, ale niestety one nie zawsze takie są. Bywają pełne kłótni, niezrozumienia, które przy napięciu świątecznym wychodzą. Jest to też pewien ich urok.

Co do kryminału. Był doskonały. Akcja, rozwiązanie: zaskakujące, szokujące, a zarazem logiczne.

Uważam, że dedykacja dla jednego z fanów, powinna być na końcu to psuje trochę wrażenie opisu morderstwa, może w innych wydawnictwach jest ona ustawiona inaczej.

środa, 29 grudnia 2010

"A Midwinter Night's Dream" Loreena McKennitt

Kolejna z moich ulubionych zimowo-świątecznych płyt. Tak właściwie, w tej chwili, chyba nawet ulubiona.

A Midwinter Night's Dream kanadyjskiej piosenkarki Loreeny McKennitt zachwyciła mnie od pierwszego przesłuchania, choć muszę zaznaczyć, że ja tę artystkę bardzo sobie cenię już od dłuższego czasu.
Co szalenie mi się podoba w tej płycie, to jej cudowny i ciepły klimat, osiągnięty poprzez, jak to u Loreeny, mieszankę wpływów. Przeplatają nam się bowiem tutaj różne nutki: celtyckie, orientalne, tradycyjne, tworząc coś wyjątkowego. Na płycie znajdziemy trzynaście kolęd i pieśni świątecznych; jedne starsze, nawet z okolic XVI wieku, inne nieco młodsze. A wszystkie zaśpiewane ciekawym głosem piosenkarki i przepiękne zagrane. Ja gorąco polecam!


Opowieść wigilijna



Reż. David Hugh Jones, USA/Wlk.Bryt. 1999, wyk. Patrick Stewart, Liz Smith, Dominic West
W Wigilię Bożego Narodzenia Ebenezer Scrooge odprowadza na miejsce wiecznego spoczynku swojego wspólnika Jakuba Marleya. Siedem lat później duch Marleya nawiedza Scrooge’a w wigilijny wieczór. Opowiada mu o mękach, jakie cierpi obecnie z powodu tego, jak żył, i przestrzega wspólnika przed podobnym losem. Mówi, że Scrooge ma jeszcze szansę się zmienić, i zapowiada przybycie trzech duchów Bożego Narodzenia. A co było dalej... wiedzą chyba wszyscy :-).
Udana ekranizacja opowiadania Charlesa Dickensa z dobrą rolą Patricka Stewarta. Stewart przekonująco pokazał, co sprawiło, że młody Ebenezer stał się nieczuły i chciwy, a także późniejszą przemianę starego skąpca w człowieka hojnego i przyjaznego ludziom. Dodatkowym plusem są efekty specjalne oraz świetnie oddana atmosfera ówczesnego Londynu. Warto zobaczyć.

Sezon na cuda - Magdalena Kordel



Książka absolutnie spełnia swoje zadanie - wprowadzenia w świąteczny nastrój. I chociaż historia znana pod różnymi postaciami w literaturze ( i to nawet ostatnio dość mocno eksploatowana) - panią zostawia mąż, pani wyjeżdża z córką i przyjaciółką znaleźć nowy sens życia w małej mieścinie - to w tym przypadku jest to napisane tak przyjemnie, takim ładnym językiem bez wulgaryzmów i z taką sympatią dla całej plejady różnych bohaterów, że czytałam ją z ogromną frajdą nie mogąc się doczekać wolnych chwil, które będę mogła spędzić w Malowniczem.

Majka, główna bohaterka, przez swój brak asertywności, zgadza się na zorganizowanie w prowadzonym przez siebie pensjonacie składkowej wigilii dla samotnych mieszkańców miasteczka. Namawia ją do tego starsza dystyngowana właścicielka antykwariatu pani Leokadia, która przy okazji chce wyprostować swoje dawne sprawy. W tle rozgrywa się problem Majki w szkole, w której uczy ( bardzo zabawny motyw z szopką, wykonaną przez klasę, której Majka jest wychowawcą) - jak nietrudno się domyśleć z dyrektorką. Oprócz tego jest bardzo interesujący ksiądz proboszcz, który również wykorzysta Majkę do swoich celów (zbożnych oczywiście :) ), sympatyczny ojciec jednego z uczniów i oczywiście zazdrosny mężczyzna w postaci weterynarza Czarusia. Do świąt mało czasu, problemy i kłopoty piętrzą się i piętrzą, ale ponieważ to sezon na cuda, to i cud się może wydarzyć :)

Uważam, że to jedna z "fajniejszych" książek, jakie ostatnio czytałam, bardzo wyraźnie wyczuć można ducha Lucy Maud Montgomery w opisywaniu miasteczka i jego mieszkańców. Gorąco polecam na ten zimowy czas!

A sama rozglądam się za pierwszą częścią i mam wielką nadzieję, że autorka już pracuje nad ciągiem dalszym! :)

wtorek, 28 grudnia 2010

Stosy spod choinki wymaszerowały wprost w ręce nasze


Jakoś mnie tak dzisiaj od rana ciekawość drążyła, co też ja dostanę pod choinkę? Jeżeli chodzi o te sprawy, to ja nigdy nie dorosłam. Cieszę się jak dziecko, nawet z czekoladek. Jeżeli chodzi o książki, to trochę wiedziałam, co dostanę, bo sobie sama z Merlina, przy okazji prezentów dla męża, zamówiłam. A potem przed samą sobą ukrywałam, dałam córce zapakować, żeby nie mieć pokusy macania i przeglądania zawczasu. Oni się śmiali, bo ja skrzętnie zapominałam, co tam jest, żeby mieć ubaw, kiedy odpakuję. Niestety nie mogłam powiedzieć, żeby oni coś dla mnie z wish list zamówili, bo na polskich stronach tylko ja się wyznaję. Poza tym były tam też prezenty dla córki i męża, więc ktoś musiał być poszkodowany.
Cały dzień chodziłam i wąchałam paczki, nie ma u nas małych dzieci, możemy więc kłaść je wcześniej. Po rozpakowaniu, najpierw wszyscy rzucili się oglądać ich książki, a dopiero potem pozwolili mi zrobić zdjęcia

Na górze stoi box z 4 sezonami Bramwell, serialu o kobiecie lekarzu, która była pionierką w tym zawodzie w UK w końcu dziewiętnastego wieku, kiedy to kobiety nie pracowały w żadnym sektorze, a już w szpitalu to w ogóle.
Obok pudełko dwóch talii kart firmy Piatnik. seria Lady, trochę węższe, idealne do pasjansa i do gry w karty (jak gramy w takie gry, które wymagają wielu kart w ręku, mnie zawsze wypadają).
Poniżej Wasilij Grossman Życie i los. Kupiona dla męża. Ale chyba mi pożyczy, nieprawdaż?
Niżej Manula Kalicka i jej Rembrand, wojna i dziewczyna z kabaretu. Od dłuższego czasu na nią polowałam, była niedostępna, ale chyba wznowili i mam.
Idąc w dół - Teresa Monika Rudzka 'Bibliotekarki'. Dobre recenzje miała, a ja nic jeszcze nigdy o tym środowisku, wiec zwyciężyła ciekawość.
Niżej kolejna cegła - The Distant Hours Kate Morton, jej najnowsza powieść, pięknie wydana w twardej oprawie. Tej powieści się nie spodziewałam. Wprawdzie bąknęłam, że bym chciała, ale była droga i odpuściłam. Zapomniałam. A tu taka niespodzianka.
Ken Follet Upadek gigantów. Lubię koleżkę, a ten okres w powieściach (zaczyna się w 1911 roku, ponad 1000 stron i dwa tomy w zapowiedziach).
Na drugim zdjęciu Mankell i Dogs of Riga, kupiłam to dla Marka, jeszcze-nie-zięcia. Przedstawiłam mu tego pisarza i teraz przy każdej okazji dostaje kolejne.
Niżej Piekary Ja Inkwizytor. Dla Miśki, ale i mąż chętnie czyta, ja jeszcze na Piekarę nie zachorowałam, ale to dlatego, że oni są zawsze pierwsi w kolejce i się nigdy nie mogę dopchac, a potem wciąż coś nowego do czytania.
Pod spodem trzy kolejne tomy Stephena Clarka, o pobycie Brytyjczyka we Francji. Dla córki. Mówi, że ją bawią, a między egzaminami tylko takie powieści jej wchodzą, a że egzaminów ci u niej dostatek, więc jak znalazł. Poniżej Monica Ali i 'Od kuchni', dla męża, i znowu mam nadzieję to po nim przeczytać. A na samym dole, zachęcona dobrymi recenzjami i poinformowana przez Padmę, że powinno się podobać synowi, kupione dla niego Gone. Jak zatrybi, kolejne przyjdą na Zajączka.
Ech, tyle dobra. Idę ukroić ciasta, co go wczoraj godzinami wypiekałam i zabieram się za dalsze losy Cukierni pod Amorem.
Pozdrawiam wszystkich i Wesołych Świąt!!!

Charles Dickens „Opowieść wigilijna”

Wyd. Zielona Sowa,
Listopad 2004, 64 str. 
Ocena: 9/10 Niecodzienna

O czym:

Jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających opowieści o magii Świąt Bożego Narodzenia. W Wigilię, kiedy cały Londyn raduje się obchodzonymi Świętami, jeden tylko zgryźliwy i gburowaty samotnik, Ebenezer Scrooge, nie poddaje się wigilijnej atmosferze. Jest jednak ktoś, kto nie spodziewanie go odwiedza i ma mu do przekazania pewną niezwykłą, świąteczną wiadomość...

Moje zdanie:

Karol Dickens to jeden z najznakomitszych XIX- wiecznych powieściopisarzy, uznawany za najwybitniejszego przedstawiciela powieści społeczno-obyczajowej w Anglii w drugiej połowie XIX wieku. Swoją sławę zawdzięcza nie tylko cyklowi opowieści wigilijnych, ale również niezwykłej powieści Oliver Twist czy Przygody Olivera Twista. Dickens - człowiek o niezwykłej wrażliwości na ludzką krzywdę – utrwalił w swoich utworach niewyłącznie niesprawiedliwość i krzywdę społeczną, ale także ckliwe historie pełne atmosfery baśniowości i liryzmu. Londyn kochał go, a gdy zmarł cały kraj pogrążył się w żałobie. Kolęda prozą, czyli Opowieść wigilijna o duchu to opowiadanie, które autor wzorem kolęd, podzielił na pięć „strofek” mających zastąpić tradycyjne rozdziały. Z tą wspaniałą historią epoki wiktoriańskiej zapoznałam się w tegoroczną Wigilię nie po raz pierwszy- była to moja lektura w I klasie gimnazjum….

Na dalszy ciąg zapraszam TU ;)

„Elf” i „Holiday”

Przedstawiam Wam dwa filmy…

„Elf” jest o chłopcu, który jako niemowlę przybywa na Biegun Północny w worku św. Mikołaja. Pewien Elf wychowuje go jak swoje dziecko. Jednak gdy Buddy dorasta zaczyna niszczyć wszystko swoją posturą. I z tego powodu  musi wrócić do świata ludzi...


Drugi film to „Holiday”. Przedstawia nam historię dwóch kobiet, które chcą odpocząć od mężczyzn, którzy tylko je ranią, zmienić otoczenie.

Amanda(Cameron Diaz) to właścicielka agencji reklamowej. Zamierza wyjechać do innego miasta i loguje się na stronie, która specjalizuje się w zamianie domów. Trafia na domek Iris (Kate Winslet), która pisze do popularnej kolumny ślubnej dla Daily Telegrach...

Po całą recenzję zaraszam do mnie ;)

Joanna Papuzińska. Wędrowcy.



Akcja tej minipowieści dla dzieci rozgrywa się w Wigilię Bożego Narodzenia. Agnieszka i Antek posprzątali mieszkanie i nie mogąc się doczekać prezentów kręcą się po domu nieco przeszkadzając rodzicom w ostatnich przygotowaniach. Mam prosi dzieci, by kupiły migdały i rodzeństwo wybiega  z domu. Antek zapomina, że ma w kieszeni tajemniczy kluczyk, który wypadł z doniczki paprotki. Dzieci przechodzą na drugą stronę jezdni przejściem podziemnym i nagle znajdują się w miejscu nieco tylko przypominającym te im znane.

Podczas wędrówki w czasie Wigilii dzieci trafiają do starszej samotnej pani, karmią zwierzęta w sklepie zoologicznym, oddają psa jego właścicielom, uczestniczą w cudzie narodzin. Obserwują świat jakiego dotychczas nie zauważali, doświadczają rzeczy jakie nigdy nie stały się ich udziałem. Owa magiczna podróż otwiera im oczy na wiele spraw, uczy wrażliwości, pokazuje jak ważna może być obecność drugiego człowieka.

Mam wrażenie, że im jestem starsza tym więcej znajduję treści dla siebie w książkach Joanny Papuzińskiej. Może zatem przypisywanie im kategorii literatury dziecięcej nie jest do końca ścisłe?

Małgorzata Gutowska-Adamczyk. Niebieskie nitki.



Rodzice Linki rozwiedli się. Ona, wraz z mamą, zamieszkała w pałacu - domu dotychczas zajmowanym tylko przez babcię i prababcię. Dziewczyna nie umie pogodzić się z odejściem ojca, jest zbuntowana i rozgoryczona. Złości ją także to, że zakochała się w chłopaku swojej przyjaciółki - zaczyna odsuwać się od Hanki i być coraz bardziej przykrą dla Szymona. Ważnym bohaterem opowieści jest również Grzegorz; ów młody człowiek stara się dogonić swoje marzenia, powrócić do dziecięcego zauroczenia Pauliną, sprawdzić, czy to jak ją zapamiętał jest realne i czy to, co do niej czuje sprawi, że i ona obdarzy go uwagą.

Małgorzata Gutowska-Adamczyk opisała wycinek rzeczywistości. Zasadziła się niczym wytrawny fotograf natury i uwieczniała to, co dzieje się z ludźmi w różnym wieku w sytuacjach radości i stresu, w chwilach zakochania i rozczarowań. Obserwacje poczynione przez Autorkę i przełożone na język literatury uderzają trafnością, aktualnością, a przy tym brak tu prostych dydaktycznych przełożeń, za co Autorce należą się wielkie dzięki.

"Niebieskie nitki" czytane w Wigilijną Noc mają specyficzny wydźwięk. Nie namawiam Was jednak byście z lekturą czekali do następnych Świąt. Czytajcie wcześniej niż za rok;)

Wanda Chotomska. Kolędy i pastorałki.




W sklepach dzinglebelsy i inne oklepane piosenki świąteczne słychać już od listopada. Niektóre radia od początku grudnia katują nas przebojami anglojęzycznymi, które powtarzane wszędzie i do znudzenia wywołują w nas odruch niechęci. A przecież....

A przecież mamy swoje bożonarodzeniowe pieśni i piosenki. Nazywają się kolędami i pastorałkami. Do grających w naszym domu utworów Preisnera, Orkisza i Sikorowskich doszła płyta dołączona do opisywanej książeczki. Teksty utworów napisała wyśmienita Wanda Chotomska, muzykę - Teresa Niewiarowska znana między innymi z Gawędy. 

W pastorałkach Wandy Chotomskiej oprócz aniołków szukujących ziemie na Narodzenie Dzieciątka i kolędników grających rokendrola (pisownia oryginalna) występują zwierzęta - pies wędrujący w Kolędą do stajenki, krowa domagająca się w Wigilijną Noc troski o Naturę, kot ogrzewający Dzieciątko oraz różne ptaszki.

Zadbajmy o tradycję. Nie śpiewajmy w Boże Narodzenie "We wish you a Merry Christmas" - zaśpiewajmy kolędy i pastorałki polskie, także te Wandy Chotomskiej.

"Opowieści wigilijne"

To książka szczególna - jak szczególna jest sama Wigilia i to wszystko, co się z nią wiąże. Opłatek, choinka, bliscy przy stole, prezenty... Specjalny prezent dla swoich czytelników przygotowało czternastu z najbardziej lubianych i najchętniej czytanych polskich autorów wydawnictwa Prószyński i S-ka. Każdy z nich napisał opowiadanie tematycznie związane z Wigilią. A że każdy też pozostał wierny swojej problematyce i stylowi, powstała książka lśniąca wszystkimi barwami prozy, rozjarzona, migotliwa i piękna jak bożonarodzeniowa choinka.




Coś w sam raz przed Bożym Narodzeniem.
Niesamowite opowiadania polskich autorów i autorek.
Więcej TUTAJ

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Przybieżeli pasterze - Jan Karon



Do Mitford zawitała jesień. Po śniadaniu w barze Grill ojciec Timothy Kavanagh zagląda do Oksfordzkich Antyków, gdzie Andrew i Fred właśnie rozpakowują nową dostawę. Wśród towarów znajduje się szopka betlejemska – dwadzieścia gipsowych figurek, niektóre pomalowane na brzydkie kolory i nieco uszkodzone. Jej widok przywodzi na myśl ojcu Timowi wspomnienie innej szopki, przywiezionej przez jego prababcię z Irlandii. Jako dziecko zawsze rozkładał ją w czasie świąt. Wiele lat później, gdy był już dorosły, figurki uległy zniszczeniu. Ojciec Tim decyduje się kupić i odnowić gipsową szopkę, chociaż nie ma w tym zakresie żadnego doświadczenia. Zadanie jest niełatwe, a dodatkowo trzeba utrzymać rzecz całą w tajemnicy, gdyż szopka ma być niespodzianką dla żony pastora...
Jest to lekka i ciepła opowieść, która może być wytchnieniem od świątecznego zgiełku, ale też może umilić oczekiwanie na Boże Narodzenie, a później podtrzymać jego atmosferę. Wrażenia po lekturze? Niedosyt. Brakowało mi tego, że nie znam wcześniejszych losów pastora Kavanagha, Cynthii, Hope Winchester, J.C. Hogana i innych. Chyba zajrzę jeszcze kiedyś do Mitford ;-)

Powyższa notka znajduje się także na tym blogu

Nigella Świątecznie - Nigella Lawson



Książka kucharska? Właściwie chyba nawet coś więcej :) Zdecydowanie to jedna z najlepszych pozycji wprowadzających w świąteczny nastrój! Dostałam już ją w ubiegłym roku, ale piszę o niej teraz, bo dopiero niedawno udało mi się ją całą zgłębić :)

W książce znajdziemy całe mnóstwo najróżniejszych przepisów, od koktajli, przekąsek, zup, sałatek przez pyszne ciasta, ciasteczka i desery po jadalne upominki. Jest też cały rozdział poświęcony temu, co w tradycji anglosaskiej najważniejsze, czyli świątecznemu obiadowi w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. Oprócz propozycji dań głównych z różnych gatunków mięs oraz wegetariańskiej są tu również wszelkiego rodzaju dodatki. To, co najbardziej praktyczne w tym rozdziale to dokładna rozpiska godzinowa, co po kolei zrobić oraz całe gotowe świąteczne menu.

Oczywiście wiadomo, że lwia część przepisów to przepisy z nie naszej tradycji świątecznej, ale myślę, że sporo z nich da się zaadaptować do naszych warunków (w tym roku mi się nie udało, ale w przyszłym zamierzam spróbować), zwłaszcza, że często podane są zamienniki niektórych produktów. Dodatkowym plusem książki jest to, że przy każdej potrawie znajdziemy wskazówki, jak postępować, gdy chcemy ją przygotować wcześniej lub zamrozić.

Ale to, co najbardziej mi się podobało i co najbardziej pomaga "wczuć" się w świąteczny nastrój, to przepiękne wprost wydanie - gładki, śliski papier, trochę inny format, kolorystyka całości (utrzymana w świątecznej czerwono-białej tonacji) i cudne zdjęcia.

Bardzo polecam!

Europejskie filmy na święta

Ostatnio obejrzałam w telewizji dwa filmy ze świętami w tle. Pierwszy nie zachwycił mnie. Była to włoska komedia romantyczna "Zakochane święta" , której reżyserem był Neri Parenti. Najlepsza w nim była zimowa sceneria Alp w szwajcarskim Gstaad. Są w nim ukazane perypetie trzech par: rozwiedzionych chirurgów plastycznych i towarzyszących im nowych partnerów, kierowcy samochodów wyścigowych i młodej Sybiraczki z "przypadkowym" udziałem córki tegoż ze swoim starszym partnerem oraz Sycylijki, która wygrała święta z ukochanym bohaterem serialu "Moda na sukces", Ridgem Forresterem, w telewizyjnym konkursie. Trochę gagów, wyrazistej mimiki, nieporozumień, hałasu i trzy typy zakończenia, w tym jedno wybuchowe, nie przykuwało uwagi. Najbardziej irytujący był Danny DeVito, jedna z amerykańskich gwiazd tego filmu. Moja ocena 2/10

Znacznie ciekawszy był polski film obyczajowy "Hania" reżyserowany przez  Janusza Kamińskiego specjalistę od oskarowych zdjęć do filmów hollywoodzkich. Zrobiony w stylu świątecznych filmów amerykańskich z Warszawą w tle oraz paroma wyrazistymi i przykuwającymi uwagę kadrami, muzyką Jana A.P. Kaczmarka jest obrazem z przesłaniem wykorzystującym aluzje do "Małego Księcia" i "Piotrusia Pana". Punktem wyjścia jest  historia o zagubienia się w świecie pracy, oddalania się uczuć, zaniechania pielęgnowania tychże w imię kariery. Przypadkowe spotkanie Janka, pedagoga z Domu Dziecka, wpływa na samodzielną decyzję Oli goszczenia w święta małego Kacpra, chłopca wrażliwego, który sprawi, że decyzje życiowe małżonków ulegną zmianie. Temat koncentruje się wokół prostych pytań i wyborów, które człowiek podejmuje lub decyduje się zaniechać albo odsunąć w bliżej nieokreśloną przyszłość. Film wzrusza i zawiera nie całkiem amerykański happy end.
Wyrazista Agnieszka Grochowska, której oczy są magiczne, zagubiony i oschły Łukasz Simlat, jako jej mąż, grafik komputerowy, oraz Maciej Stolarczyk jako Kacper są trafnie dobrani do swoich ról.
Film do oglądania. Moja ocena 7/10

"Najgłupszy anioł" Moore Christopher


wydawnictwo: Wydawnictwo MAG, 2006język oryginału: angielski
stron: 284
ocena ogólna: 5/6
ocena wciągnięcia: 5/6

Okres bożego narodzenia kojarzy się nam z uprzejmymi, tradycyjnymi, spokojnymi świętami, gdzie do naszych żyć wkrada się dobroć, miłosierdzie i chęć pomocy. Staramy się nie zauważać rosnącej komercji ani faktu, że święta Bożego Narodzenia stały się kolejnym świętem przepychu, pogardy i daniny, co raz to droższych prezentów. Nie, staramy się tego nie zauważyć, obchodząc ten dzień jak wiele lat wcześniej, tak jak wtedy, gdy święta zbliżały rodzinę, bliskich, moc kolęd rozbrzmiewała na wszystkie strony, a nie tak jak teraz - gdzie komercja wypływa wszędzie, dzieci straciły poczucie ważności świąt, a same święta są przykrym obowiązek konieczności. Zaś tu, w tym roku święta nabiorą zupełnie innego znaczenia. A wszystko to spowodowane jednym życzeniem pewnego chłopca.

Troszkę ostrożnie podchodziłam do tej książki, gdyż taka satyra czasami jest śmieszna, a czasami wręcz żenująca. Jednak tu, z pomocą nieudolnego anioła i jego brakiem dokładności w Pine Cove zaczną się dziać różne, naprawdę dziwne rzeczy. Dziwne, ale śmieszne. Cała książką to ubaw po pachy nad komizmem całej sytuacji jak i pojedynczych postaci.

Anioł Razjel jest nieudolny i mało dokładny. Po swoim dziesięcioletnim spóźnieniu w czasie narodzin Jezusa, nie dawano mu żadnych innych zadań jak tylko destrukcję. Lecz tym razem powierzono mu misję spełnienia życzenia pewnego chłopca. W następstwie wydarzeń, źle wypowiedziane zaklęcie przez anioła powoduję zmartwychwstanie wszystkich umarlaków w owym miasteczku.

Czasami ta powieść była wulgarna i pieprzna, jednak przez cały czas jej trwania utrzymywała się konwencja satyry w postaci historii nie do przyjęcia. Jej dziwaczne sytuacje (jak gonitwa za choinką czy też wyżej wspomniane, powstanie żywych trupów) wzbudzały czasami odrazę, ale przeważnie salwy śmiechu.

W swoim krytycyzmie dla ówczesnych świat Bożego Narodzenia, Moore umieścił przezabawną powieść ze zwariowanymi postaciami (aktorka klasy B, Roberto - noszący ciemne okulary nietoperz o wyglądzie psa, czy też policjant, z własnym polem trawki). Wyolbrzymiając wszystko i nadając temu śmieszny ton, autor otrzymał naprawdę dobrą satyrę, na której warto zawiesić oko i się z nią zapoznać.

niedziela, 26 grudnia 2010

Najgłupszy anioł- Christopher Moore


Szczerze przyznaję, że ciężko jest mi coś napisać o tej książce, gdyż nie lubię tego typu literatury. Widząc okładkę może się wydawać, że będzie to historia o jakimś miłym, psotnym aniołku… Jednak pamiętajmy, że pozory mogą mylić. Mnie bardzo zmyliła okładka…

Czytając Najgłupszego anioła stykamy się z  opowieścią przesiąkniętą sexem, narkotykami, dziwnymi stworami i wreszcie morderstwem- głównym wątkiem powieści. Okładka książki, to nie wszystko. Dopiero czytając , czytelnik poznaje prawdę o książce.


Po resztę zapraszam na mój blog :)

"Pada Shrek"


Shrek stał się już jednym z mieszkańców masowej wyobraźni. Prawie wszyscy wiedzą, że to ogr trochę nieobyty w świecie i o aparycji niezbyt zniewalającej, za to dysponujący wielkim sercem, zdolnym pomieścić miłość do Fiony i wiele szorstkich uczuć przyjaźni. Z krótkiego filmu dowiadujemy się, że Shrek nigdy wcześniej nie obchodził świąt, ale teraz, kiedy ma już wspaniałą rodzinę, chce, by były one wyjątkowe. Kupuje więc poradnik i realizuje punkt po punkcie założenia programu, dającego się streścić w następujących słowach: jak-urządzić-wspaniałe-święta-nawet-jeśli-jest-się-kompletnym-ignorantem. Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki do chatki na bagnach nie wtargnęło tornado, to znaczy Osioł wraz z resztą barwnej, acz lekko irytującej ferajny. Shrek początkowo cierpliwie ich znosi, ale potem... Tego, co będzie potem, już nie będę zdradzać, podzielę się tylko kilkoma refleksjami. Jak wiadomo, bajka musi mieć morał. Morał pierwszy jest taki: nie choinki, światełka i wszelakie inne ozdóbki są ważne, lecz ludzie (jakkolwiek to zabrzmi w odniesieniu do Osła czy Kota w Butach). Morał drugi można streścić tak: jeśli coś się zepsuje, można, a nawet należy to potem naprawić. I wszyscy będą szczęśliwi, czego i Wam, czytelnicy i współtwórcy świątecznego bloga, z serca życzę.

Rodzinne Boże Narodzenie...

Kiedy otwierałam tą książkę bardzo żałowałam, że przeczytałam już wszystkie książki Agathy Christie, bo nie zdarzy mi się już nigdy przeczytać ich po raz pierwszy. Pamięć jednak płata figle i okazało się, że chociaż już czytałam „Morderstwo w Boże Narodzenie” nie pamiętałam sakramentalnego: kto zabił? Pamiętałam część postaci, pamiętałam epilog, a najważniejszej – jak się wydaje – kwestii nie. Dlatego przyjemność z tej lektury miałam sporą. 

Więcej o książce tutaj.

Krótki post o filmach

Kevin sam w domu

Opis:
"Rodzina McCallisterów zamierza spędzić Święta Bożego Narodzenia we Francji. Niestety w dzień wyjazdu omal nie spóźnili się na samolot. W wyniku małego zamieszania, tylko jednego zapomnieli ze sobą zabrać... KEVINA! 8-letni członek rodziny zostaje sam w domu, od tej pory musi sam sobie radzić ze wszystkim w czym do tej pory wyręczali go rodzice... łącznie z dwoma złodziejami, którzy tylko czyhają by okraść dom McCallisterów."

Co ja mogę o nim pisać? Każdy go zna, każdy oglądał choć raz. Ja ostatnio miałam go już dość i nie oglądałam ze 3 lata, ale w tym roku stwierdziłam, że warto by oglądnąć. I było warto, przypomniało mi się dzieciństwo, zrobiło się trochę nostalgicznie i przy okazji trochę się pośmiałam ;)
Zdecydowanie film dla całej rodziny.

Ocena: 6.
Wesołych świąt, żołnierzu / Świąteczna kartka


Opis:
"Cody Cullen jest wojskowym i przebywa w Afganistanie. W okolicach świąt Bożego Narodzenia dostaje kartkę z życzeniami z małego, malowniczego miasteczka Nevada. Kartka ta dodaje mu sił do przetrwania ciężkich miesięcy. Po opuszczeniu służby postanawia odnaleźć osobę, która tą kartkę napisała."


Nie, nie, nie! Spodziewałam się czegoś wzruszającego, większego nacisku na to, że on jest żołnierzem.
Nie podobał mi się zdecydowanie. Historia banalna, to, że był żołnierzem nic nie znaczy, gra aktorska nie powalała na kolana, dużo błędów...
Ogólnie film nudny, nie warty poświęcania mu czasu. Nie muszę chyba dodawać, że nie oglądnęłam do końca.

Ocena:1

"Stokrotki w śniegu" Richard Paul Evans

Pierwsze co mi przychodzi na myśl kiedy patrzę na okładkę tej książki to: subtelna. Faktycznie książka jest subtelna.
Opis:
"Czy można dostać drugą szansę i rozpocząć wszystko od nowa?
James Kier zginął w wypadku. Tak przynajmniej wszystkim się wydawało.
On sam dowiedział się o własnej śmierci z gazet. Pomyłkę szybko wyjaśniono, ale błąd popełniony przez dziennikarza ucieszył wszystkich znajomych Jamesa.
Nic dziwnego.
Nie był kandydatem na najlepszego przyjaciela.
Bezwzględny szef. Rekin biznesu wyznający zasadę - po trupach do celu. Mąż, który zostawia umierającą żonę. Ojciec znienawidzony przez syna.
Czy można zacząć wszystko od nowa?
Wynagrodzić popełnione krzywdy?
Przebaczyć innym i sobie?
„Stokrotki w śniegu” to piękna, wzruszająca opowieść o sile miłości i nadziei. O tym, że najważniejsza w życiu jest rodzina. Że tylko kochając i będąc kochanym, można odnaleźć własną drogę w życiu.
"

Nie lubię pisać recenzji na gorąco, ale jutro chcę mieć już z tym "spokój" :P

Zastanawiam się skąd wzięły się owe Stokrotki. Owszem jest tam motyw stokrotek, ale... Przecież tytuł angielski to The Christmas List. Niemniej jednak cieszę się, że ktoś wpadł na pomysł tych stokrotek,a tym bardziej, że zrobiono taką piękną okładkę (angielska wersja nie dorasta polskim stokrotkom do pięt). Znowu wpadłam w sidła okładki, ale tym razem treść mnie nie zawiodła.

Jest to współczesna Opowieść wigilijna. Wprawdzie nie jest ona taka sama, powiedziałabym raczej, że całkiem inna. Szkielet powieści jest odmienny, jedynie motyw przemiany jakby zaczerpnięty.

Cóż ja się zazwyczaj nie wzruszam przy książkach, więc nie napisze, że jest wzruszająca. Jednak niewątpliwie będę o niej dumać jeszcze przez kilka dni. Stokrotki dają do myślenia, przestrzegają przed tym kim możemy się stać i kim mogą stać się inni jeśli wyrządzimy im krzywdę. Zmusza do zastanowienia się nad konsekwencjami naszych czynów. Czasem na zmianę jest za późno. W sumie to nigdy nie jest za późno na bycie dobrym, ale niektórym to życia nie wróci, nie zmieni. Czasem te skutki są tak okropne i jednocześnie nieodwracalne.

Jest to książka świąteczna, więc idealna do przeczytania w ten czas oraz jako prezent pod choinkę. Kto by nie chciał żeby mu wyrosły Stokrotki pod choinką? :)

Historia ta bardzo mi się podobała, zwłaszcza, że czyta się błyskawicznie, można, więc czytać pomiędzy pieczeniem placków czy wieczorem w blasku choinkowych światełek...

Ocena: 5/5.


(recenzja na moim blogu pojawiła się wcześniej :P)

sobota, 25 grudnia 2010

Gwiazdkowe bułeczki Tity

Ech życie... przygotowania świąteczne pochłonęły mnie do tego stopnia, że nie było czasu pisać. (Na szczęście na czytanie trochę się znalazło :) Teraz kiedy już wszystko wysprzątane, ugotowane, upieczone i częściowo zjedzone, czas zabrać się do lektur świątecznych. Zacznę od "Przepiórek w płatkach róży". Sama książka wprawdzie świąteczna nie jest, ale rozpoczyna się od rozdziału pt. „Styczeń, Gwiazdkowe bułeczki”, więc w pewnym stopniu czuję się usprawiedliwiona.


Zapraszam tutaj na dalszy ciąg recenzji.

piątek, 24 grudnia 2010

Wesołych Świąt!

Kochane współuczestniczki oraz wszyscy tu zaglądający!

Z okazji tych najpiękniejszych świąt w roku życzę Wam wszystkim dużo zdrowia, spokoju i pogody ducha, ciepłej rodzinnej atmosfery, odnalezienia chwili zadumy i zatrzymania czasu w dzisiejszym pędzącym świecie!

Maniaczytania

P.S. Mam nadzieję, że po świętach pojawi się tu dużo recenzji, czego sobie w prezencie gwiazdkowym życzę :)

Świąteczna historia

A to żeście mnie koleżanki urządziły... Ja, która dotychczas płakałam jedynie na filmach o zwierzętach, pociągałam nosem na scenach rozmów Natana z Mamą. I jak chłopcu zabrakło 5,5 $ do wymarzonego prezentu... I w paru jeszcze innych chwilach filmu...
Mowa o tym filmie:

P.S. I nie ma co dodawać - trzeba oglądać.

Mój ulubiony świąteczny wiersz

Kto wymyślił choinki?

Moje kochane dzieci,
był taki czas na świecie,
ze wcale nie było choinek,
ani jednej, i dzięcioł wyrywał sobie piórka
z rozpaczy, i płakała wiewiórka,
co ma ogonek jak dymiący kominek.

Ciężkie to były czasy niepospolicie,
bo cóż to, proszę was, za życie
na święta bez choinki, czyste kpinki.
Więc kiedy nadchodziły święta,
dzieci w domu, a w lesie hałasowały zwierzęta:
— My chcemy, żeby natychmiast były choinki!

Ale nikt się tym nie zainteresował,
aż wreszcie powiedziała mądra sowa:
— Tak dalej być nie może, obywatele.
Ja z sowami innymi trzema
zrobię bunt, bo choinek jak nie ma, tak nie ma,
tylko mak i suszone morele.

I rzeczywiście: jak przychodziła Gwiazdka,
nic nigdzie nie tonęło w blaskach,
był to widok nader niemiły;
i nikt nie myślał o zielonej świeczce,
i ciemno było, proszę was, jak w beczce,
przez to, że się nigdzie choinki nie świeciły.

Ale w chatce na nóżkach sowich
mieszkał pewien tajemniczy człowiek,
który miał złote książki i zielone pióro.
I jak nie krzyknie ten dobry człowiek:
— Poczekajcie chwilkę, ja zaraz zrobię,
że nigdzie nie będzie ponuro.

No i popatrzcie: od jednego słowa
świerki strzelają, gdzie była dąbrowa,
choinki nareszcie będą.
Bo ma poeta słowa tajemnicze,
którymi może spełnić każde z życzeń.
(A ten człowiek był właśnie poetą):

To on nauczył, jak sie świeczki toczy,
jak się z guzików robi skrzatom oczy,
on, namówiony przeze mnie;
i jak się robi z papieru malutkie okręty,
i to on ułożył te wszystkie kolędy,
które śpiewać jest tak przyjemnie.

To on, moi srebrni, moi złoci,
zawsze jest pełen dobroci,
w nim jest ta pogoda i nadzieja;
to on nauczył, jak zawieszać zimne ognie,
i on te świeczki odbija w oknie,
ze okno jest jak okulary czarodzieja.

Więc już teraz, chłopcy i dziewczynki,
czy wiecie, kto wymyślił choinki?
czy już teraz każde dziecko wie to?
Chórem dzieci: TO TEN ODWAŻNY, DOBRY CZŁOWIEK,
CO MIESZKA W CHATCE NA NÓŻKACH SOWICH,
CO LUDZIE PRZEZYWAJĄ POETĄ.

Więc gdy śnieg na święta zatańczy,
pomyśl, proszę, najukochańszy,
o tym panu, co układa rymy,
prześlij mu życzenia na listku konwalii,
a myśmy już mu telegram wysłali,
bo my wszyscy bardzo go lubimy.


Konstanty Ildefons Gałczyński
1948

"Cud na 34.ulicy" (1994)

Dobra, dobra czas na mój ulubiony, świąteczny film. Jak wiadomo w głównej roli jest przesympatyczny staruszek z białą brodą, zwany popularnie Świętym Mikołajem. No i teraz, co z nim. No przychodzi na paradę świąteczną i nakrywa człowieka, który dla domu handlowego jest świętym mikołajem na nieumiejętnym prowadzeniu sań i ... pijaństwie. Bardzo go do denerwuje, prawie, że uderza go laską.... Pracownik zostaje zwolniony, ale potencjał leżący w wyglądzie obudzonego Mikołaja dostrzega pracownica domu handlowego i od razu angażuje go. Ten stawia tylko jeden warunek: Przyniesie prawdziwy strój.

Aktor grający owego świętego zachwyca, dziś ma 87 lat, co oznacza, że jest starszy od mojej prababci. Co zadziwiające dalej gra! Pan Richard Samuel Attenborough jest niesamowity, jego gra ustami, brwiami, ramionami, czysty Święty. Mam dziewiętnaście lat, ale takiej autentyczności bym się nie oparła! Reszta aktorów też odwala świetną robotę, natomiast przy wieku Attenborougha i jego "trudnej" roli, nie dosięgają mu do pięt.

O co chodzi w filmie? O pracę w tym domu? Nie, chodzi o to jak jeden miły, dobry człowiek może sprawić, że cały Nowy Jork uwierzy w świętego, łącznie z firmą 7up, jak i sądem stanu Nowy Jork. O sile magii świąt i dobroci. Esencją filmu będą słowa samego Świętego:

"Nie jestem tylko dobroduszną postacią w zabawnym kostiumie, jestem symbolem, jestem symbolem zdolności człowieka do przełamywania egoizmu i nienawiści, które zwykle nami powodują, jeśli nie przyjmujesz niczego na wiarę, jesteś skazany na życie w wątpliwościach"


W sumie jestem niewierząca, ale dla mnie ten film jest przypomnieniem o wierze w ludzką dobroć, w to że człowiek jest z natury dobry, nie zły.

9,5/10

czwartek, 23 grudnia 2010

Preisner na święta

Od czasu ukazania się płyty dołączonej wpierw do "Gazety Wyborczej"pt. Moje kolędy na koniec wieku, słucham jej wielokrotnie w każde święta, gdyż zawiera moje ulubione dźwięki i słowa. Mija właśnie dziesięć lat od czasu projektu zaczęcia nowego wieku wyjątkowymi pieśniami i piosenkami. Zbigniew Preisner pisał do słów Mariana Hemara, Agaty Miklaszewskiej, Szymona Muchy, Stanisława Balińskiego, Stanisława Skonecznego, Wandy Chotomskiej i Jana Nowickiego.
Gdzieś całą noc padał śnieg. Jednak z tego  będzie cud, więc: Śpij Jezu,śpij mój maleńki. Jest  czas rozpamiętywania wojennych Wigilii, ale i nieobecnego Piotra (Skrzyneckiego). Wszędzie są nieobecni, toteż i dla nich "Przyjdź na świat". Betlejem polskie jest zawsze zaśnieżone z nutą smutku, oglądania się wstecz. Ponad 2000 lat trwa nadzieja na lepszy świat. Jezus przybiera wygląd dzieciny z każdego miejsca na świecie, jest to czasem i złotowłosy chłopiec. "A nadzieja znów wstąpi w nas". "Daj Mu światło, bo tak łatwo zmylić ślad."

Podróżując do Betlejem

Tajemnica Bożego Narodzenia
Jostein Gaarder
wyd. Czarna Owca 2009

Pierwszy dzień grudnia. Dzień, w którym dzieci odliczają dni otwierając okienka na kalendarzu bożonarodzeniowym. Tymczasem Joachim jeszcze nie ma czego otwierać - nie miał czasu na kupno swojego kalendarza. Chodzi więc z tatą od sklepu do sklepu i wszędzie dowiaduje się, że towaru brak. Ostateczne docierają do starej księgarni, gdzie odnajdują jedyny w swoim rodzaju, ręczni stworzony kalendarz. Właściciel księgarni sam dziwi się obecnością dziwnego przedmiotu i daje go Joachimowi w prezencie. Opowiada też chłopcu, kim jest osoba, która prawdopodobnie podrzuciła do księgarni owo dzieło. W ten sposób rozpoczyna się niezwykła przygoda, magiczna wędrówka pielgrzymów do Ziemi Świętej, do miasta Betlejem, do dnia narodzin Jezusa. 

Pewnie dziwi was, jak to możliwe. Rzeczywiście, historia jest nieco skomplikowana i niewiarygodna, nie sposób jej wytłumaczyć, ale opisać pokrótce spróbuję :) otóż Joachim odkrywa niezwykłość swego kalendarza już pierwszego dnia - pod każdym okienkiem znajduje bowiem malutką karteczkę z fragmentami niezwykłej historii rozpoczynającej się w następujący sposób: 

Pewnego dnia Elisabet Hansen wybrała się z mamą do domu towarowego po zakupy świąteczne. Nagle spostrzegła małego pluszowego baranka, który uciekł ze sklepowej półki, bo nie mógł już znieść odgłosu kas. Pobiegła więc za nim. Po krótkim czasie znalazła się na pięknej zielonej łące z mnóstwem kwiatów. Tam spotkała także anioła Efiriela, który zdradził jej wielką tajemnicę - Elisabet jest jednym z pielgrzymów udających się do Betlejem na spotkanie z narodzonym Jezusem i jego rodziną. Podczas podróży czas biegnie wstecz, a każdego dnia na swej drodze spotykać będą kolejne postacie dołączające do orszaku. 

Joachim początkowo zachowuje niezwykłość swego kalendarza w tajemnicy, jednak po kilkunastu dniach rodzice dowiadują się o karteczkach i od tej pory każdego dnia z coraz większym zaciekawieniem śledzą losy Elisabet i jej towarzyszy. Wkrótce okazuje się, że w roku 1948 zaginęła ośmioletnia dziewczynka o imieniu Elisabet. Natomiast tajemniczy twórca kalendarza o imieniu Jan zostawia w księgarni fotografię, na której widnieje dwudziestokilkuletnia kobieta oraz napis "Elisabet". Historia z kartek zaczyna mieszać się z rzeczywistością. Czy to zbieg okoliczności, czy prawdziwa opowieść...?

Książka ciekawa, napisana typowym dla Gaardera filozoficznym językiem, który bardzo łatwo się przyswaja i trafia do młodszych i starszych czytelników. Dodatkowym atutem jest mnogość informacji na temat postaci biblijnych, obiektów historycznych oraz liczne ciekawostki dotyczące wiary chrześcijańskiej i ważnych momentów w historii Europy. Orszak wędruje z Norwegii do Betlejem zaledwie w ciągu dwudziestu czterech dni, mijając po drodze najsłynniejsze budowle chrześcijańskie oraz miejsca, w których odbywały się ważne dla Jezusa i Jego wyznawców wydarzenia (jak np. Ogród Oliwny czy jezioro Genezaret). To jest wielki atut książki. A mimo to nie przekonała mnie historia stworzona przez Gaardera. Zbyt dużo tu przypominania kto, kiedy i którędy biegnie do Betlejem, zbyt duże zainteresowanie rodziców Joachima tematem. Przyznam szczerze, że pod koniec książki strasznie się męczyłam i liczyłam strony do zakończenia. Ciekawy i zaskakujący pomysł, niestety trochę udziwniony i przekombinowany. 

W jednym elemencie Gaarder zasłużył na pochwałę - wywołał we mnie od dawna nieobecne oczekiwanie na Boże Narodzenie. I nie chodzi tu o prezenty, wigilijną kolację czy spotkanie z bliskimi, lecz rzeczywiste oczekiwanie na przyjście Małego Jezusa, który co roku w grudniu przybywa, by wskazać nam drogę, umocnić w postanowieniach i pomóc w przebrnięciu trudnych czasami życiowych dróg. 

Tymczasem....

Ella Wishes You a Swinging Christmas


Na chwilkę przed Świętami życzę miłym współtowarzyszkom skumulowania świątecznego nastroju w te kilka ostatnich dni roku :)
Przy okazji dzielę się mym tegorocznym muzycznym uzależnieniem świątecznym-klasyczne, angielskojęzyczne piosenki świąteczne śpiewane przez Pierwsza Damę Piosenki Ellę Fitzgerald, wszystkie utrzymane w tonie swingu, w lekko retro klimacie :)
Prezentuję też moją ukochana piosenkę, która dotyczy tego, co nas w tym wyzwaniu połączyło- zróbmy sobie małe święta, bez względu na to, co złego spotkało nas w tym roku. Piosenka ta, wykonana po raz pierwszy w roku 1944 przez Judy Garland w musicalu "Meet Me in St. Louis", miała jeszcze smutniejszy wydźwięk w swej pierwotnej wersji, ale o wiele popularniejsza stała się przeróbka, którą wykonał Frank Sinatra. Od tej pory śpiewali ją wszyscy. Have Yourself A Merry Little Christmas.

środa, 22 grudnia 2010

Ruth Langan, Jaqueline Navin, Lyn Stone „W wigilijną noc”


Tytuł oryginalny: „One Christmas Night”
Arlekin, 2008
Liczba stron: 366
Literatura angielska
5/10

"W wigilijną noc" to trzy pełne ciepła i humoru opowiadania, których akcja przypada na XII, XIV i XVI wiek; to trzy wzruszające opowieści o lojalności i przyjaźni, oczarowaniu i miłości.

Jak już wyżej napisano, książka jest zbiorem trzech opowiadań. Ich akcja ma związek z Wigilią. To właśnie ona zmusza bohaterów do najrozmaitszych rzeczy.

Na ciąg dalszy zapraszam TU! ;)

To właśnie miłość (Love actually 2003)

Wiele osób oglądało ten film, a nie potrafię zliczyć ile razy widziałam go w programie telewizyjnym.
Trudno pisać o tym filmie. Przewijało się w nim tyle historii, tyle myśli kłębi się po nim w głowie, że trudno to sobie poukładać, aby napisać coś co będzie miało ręce i nogi.

Mamy tu chyba każdy rodzaj miłości. Miłość niespełniona, wystawiona na próbę, szczęśliwa, młoda,  podstarzała, wariacka, nieśmiała, perwersyjna szczenięca, nieosiągalna... Miłość ma różne oblicza i to właśnie ukazuje ten film. Są zakończenia szczęśliwe, pełne nadziei, niewyjaśnione i oczywiste.

Jest w tym filmie ogrom miłości, dużo dobrych emocji, humor, ale też i nutka goryczy. Ot, przepis na świetny film. Podczas oglądania śmiejemy się, ale też i łezka kręci się w oku.

Obsada jest moim zdaniem bardzo dobra. Jedna tylko historia mi się nie podobała. Colina. Oczywiście jest tu przedstawiony motyw miłości- chłopak szuka tej miłości za wszelką cenę. Ale... Kto uwierzy, że wchodząc do pierwszego lepszego baru napotka się napalone Amerykanki? Może i takie są, nie twierdzę, że nie... Mimo wszystko jest to inny motyw miłości okraszony nutką humoru.

To taki dobry film, a ja nie wiem co o nim napisać... Może po prostu: to trzeba oglądnąć! :)

Ocena: 6/6.


Wersja pełna posta tu: http://zaczytana-w-chmurach.blogspot.com/2010/12/to-wasnie-miosc-love-actually-2003.html

wtorek, 21 grudnia 2010

OPOWIADANIA WIGILIJNE. Pod choinkę od polskich pisarzy.

Wydawnictwo Literatura
wydanie: 2007
praca zbiorowa
  okładka twarda
stron 102

Lista autorów opowiadań i wierszy o tematyce bożonarodzeniowej jakie złożyły się na powyższą książeczkę jest długa. Znajdziemy tu bowiem urywek twórczości takich pisarzy jak: Ludwik Jerzy Kern, Grzegorz Kasdepke, Anna Onichimowska, Beata Ostrowicka , Wanda Chotomska, Joanna Papuzińska, Roksana Jędrzejewska – Wróbel, Barbara Gawryluk, Ewa Chotomska, Joanna Olech, Barbara Kosmowska, Agnieszka Frączek, Paweł Beręsewicz i innych. Książka została pięknie zilustrowana przez równie znamienite ilustratorki – Iwonę Całą i Ewę Poklewską - Koziełło. To znane i cenione nazwiska zwłaszcza wśród rodziców szukających książeczek dla dzieci. Czas zwalnia, gdy czytamy o tradycjach świątecznych i polskich obyczajach: opłatku, barszczu z uszkami, karpiach, pustym miejscu przy stole. Nie ma tu jednak wzmianek o zwyczajach, które dotarły do nas z innych krajów. W kolejnych opowiadaniach obserwujemy święta z perspektywy anioła, psa, pudła z choinkowymi ozdobami oraz widzimy je oczami dzieci.

To próba odpowiedzi na pytanie czym tak naprawdę są prawdziwe święta. Piękne ilustracje uzupełniają tekst. Polecam na ten świąteczny czas.

http://slowemmalowane.blogspot.com/

Eric Malpass. Od siódmej rano.




"Od siódmej rano" to opowieść o rodzinie. Wielopokoleniowej zamieszkującej słusznych rozmiarów dom, cechującej się wścibstwem, nadmierną ciekawością i jednocześnie życzliwością wobec siebie. Prz posiłkach spotykają się cioteczna babka Marigold ze względu na podeszły wiek myląca nieustannie członków rodziny, a ze względu na głuchotę domagająca się głośnego powtarzania wszystkiego, co jej zdaniem wypowiedziano zbyt cicho, dziadek dość despotyczny starszy pan, Rose, bezbarwna, trzydziestokilkuletnia, zgorzkniała nauczycielka, jej siostra - Becky żyjąca adoracją mężczyzn, ich brat - Jocelyn, pisarz nieco tylko oderwany od rzeczywistości, May - jego żona, czekająca na rozwiązanie cicha, acz silna osoba i  Gaylord - dziecko May i Jocelyna, choć pewnie niektórzy woleli by go nazwać "dzieckiem z piekła rodem".To tej barwnej grupy dołączają adoratorzy obydwu sióstr zwiększając tylko zamieszanie.

Atmosfera z książki Malpassa odrobinę przypominała mi tę z "Szóstej klepki" Małgorzaty Musierowicz. Bobcio (czyli Florian Górski) ma fantazję równie wybujałą jaj Gaylord. I choć "Od siódmej rano" jest poważniejsze niż opowieść o rodzinie Żaków nie sposób było nie dostrzec pewnych podobieństw.

Historia przedstawiona przez Erica Malpassa jest wycinkiem pewnej rzeczywistości. Owa rzeczywistość została wychwycona przez pisarza i opisana bardzo realistycznie, z odrobiną humoru. Rodzina, która jest jednocześnie wsparciem, ale też utrapieniem jest tu przedstawiona w iście angielskiej poetyce i ujmuje urokiem.

Grzegorz Kasdepke. Rózga.




Kornel marzy o psie. Marzy tak mocno jak tylko dzieci to potrafią. Kiedy pewnego dnia wraca ze szkoły do domu zauważą wiklinowy koszyk. Wzruszony zagląda do niego i widzi smycz. Samą smycz. Ojczym Kornela proponuje mu pewien układ - jeśli chłopiec przez sześć tygodni pozostałych do Świąt będzie trzy razy dziennie wychodził ze smyczą na spacer, dbał o to, żeby w misce była zawsze świeża woda, rodzice pomyślą nad zaproszeniem do domu psa. Chłopiec ukrywa rozczarowanie i od tej pory codziennie wypełnia swoje obowiązki mimo, że koledzy wyśmiewają jego spacery ze smyczą.

Przyznam, że początkowo byłam zła na Witka, ojczyma chłopca. Ale później, gdy dowiadywałam się coraz więcej złość przeszła w pewnego rodzaju zrozumienie, a nawet - po scenie finałowej - z szacunek. Najbardziej jednak podziwiłam determinację chłopca i zastanawiałam się, czy ja, będąc dorosła, umiem o czymś marzyć tak jak Kornel? Czy umiem dążyć do spełnienia swojego marzenia podporządkowując się różnym mało przyjemnym obowiązkom? Czy umiem być tak wytrwała, jak wytrwały był Kornel?

Zostaję z tymi pytaniami, a Was zachęcam do lektury...