niedziela, 26 stycznia 2025

Noc cudów - Anna Stryjewska

 Recenzja Ani-Polecanki.



Noc cudów to książka Anny Stryjewskiej wydana nakładem Skarpa Warszawska.
Małgorzata Skupińska w wigilijny wieczór oczekuje przybycia swojej jedynej córki. Wszak miały zasiąść wspólnie do wigilijnej wieczerzy… Niestety kobieta otrzymuje od córki telefon, że nie uda jej się na Boże Narodzenie powrócić do rodzinnego domu. Zrozpaczona nie wie, co ze sobą zrobić, bo jej córka jest jedyną jej rodziną. Ze stanu otępienia wyrywa Małgorzatę natarczywy dzięki dzwonka do drzwi. Otwierając je marzy by po drugiej stronie stała Joasia. Niestety to nie córka dobijała się do jej drzwi, ale nieznana jej kobieta, którą zaprasza na wieczerzę. W jej trakcie nieznajoma snuje z pozoru niewiarygodną historię, która będzie miała wielki wpływ na dalsze życie Małgosi.
Tak naprawdę spodziewałam się czegoś innego… Czegoś bardziej świątecznego, bo ten wyjątkowy czas w niniejszej książce tak naprawdę zajmował niewiele stron… Bardziej radosnego, bo z większości stron wyzierało sporo negatywnych emocji. A jednak Noc cudów ma w sobie coś, co przyciąga i sprawia, że trudno się od niej oderwać. Coś, co sprawia, że książka potrafi ukazać wachlarz różnorakich emocji. Coś, co sprawia, że niejednokrotnie nie będziemy zgadzali się z wyborami głównej bohaterki. Wyborami irytującymi. Nie mającymi na pierwszy rzut oka żadnego sensu. I nie mam wcale na myśli Małgorzaty, bo jak się okazuje to nie ona grała tutaj pierwsze skrzypce… Mam na myśli pewną osobę, która odwiedziła ją w Wigilię. Czy był to duch? Cień przeszłości? Nie wiem. Wiem natomiast, że jej niezdecydowanie było irytujące. Przez to do końca nie dało się jej polubić, ale szczerze było mi jej szkoda. Nie dało się jej pozazdrość sytuacji życiowej. Nie da się pozazdrościć bliskich którzy zamiast stać z nią murem nieustannie ja krytykowali…
Noc cudów to książka, która być może nie wszystkim przypadnie do gustu, ale zapewniam, że ma swój urok. Ten urok sprawia, że warto po nią sięgnąć.


sobota, 25 stycznia 2025

Zima w zapomnianym schronisku - Julia Furmaniak

Sezon powoli się kończy, ale my mamy jeszcze kilka recenzji w zanadrzu :) 

Recenzja Ani-Polecanki.


Zima w zapomnianym schronisku to pierwsza cześć cyklu Zapomniane schronisko autorstwa Julii Furmaniak wydana nakładem Wydawnictwo FILIA.
Monika po tragicznej śmierci narzeczonego postanawia spędzić Boże Narodzenie w górskim schronisku, które uwielbiał jej partner. Do młodej kobiety dołącza najlepszy przyjaciel tragicznie zmarłego Michała, Aleksander oraz czwórka przyjaciół by uczcić pamięć zmarłego. I kiedy zdawało się, że ich plany zostaną zrealizowane, Monika skręca kostkę. To wydarzenie sprawia, że postanawiają szukać pomocy w starym, na pierwszy rzut oka zapomnianym schronisku. Na ich szczęście okazuje się, że w schronisku ktoś mieszka. I ten ktoś postanawia udzielić im gościny.
Zima w zapomnianym schronisku zupełnie do mnie nie przemawia. Zupełnie. Czytając ją miałam wrażenie, że to książka o wszystkim i o niczym. Miałam wrażenie, że autorka miała ciekawy pomysł, ale wykonanie jego wyszło słabo… A może miała być to tylko niezobowiązująca lektura, o której się szybko zapomni? Taka, która nie zajmie ważnego miejsca w naszym życiu? Nie sprawi, że zapragniemy porzucić dla niej wszystkich swoich obowiązków? Może… Jakby nie było nie porwała mnie fabuła niniejszej książki. Ponadto miałam wrażenie, że niektóre wątki były niedopracowane a końcówka nie zachęca do sięgnięcia do kolejnej części cyklu . Nie poczułam więzi z żadnym z bohaterów… Byli jacyś tacy miałcy. Drażniły mnie ich nieustanne smęty. Nie przekonało mnie do siebie kiełkujące uczucie dwójki z nich. Irytowało mnie zachowanie Weroniki, która towarzyszyła Monice i Aleksandrowi w ich wyprawie. Za grosz nie miała godności… Chyba jedyne, co broni tę książkę to w miarę przyjemny zimowy klimat i jeden z motywów, bowiem książka opowiada o stracie i żałobie. Co prawda ten motyw nieszczególnie koresponduje z książką zimowo- wieczną, ale akurat o to nie mam pretensji. Taki był zamysł…
Zima w zapomnianym schronisku to książka, która nie należy do mojego top 10 najlepszych książek zimowo-świątecznych. Szczerze powiedziawszy znajduje się na szarym końcu. Z pewnością znajdą się czytelnicy, którym się przypadnie do gustu. Je nie należę do tego grona. A szkoda…


sobota, 18 stycznia 2025

Mavis Doriel Hay, Zabójczy Święty Mikołaj.

 


Powieść napisana przez Mavis Doriel Hay (1894-1979) w 1936 r. to klasyczna zagadka kryminalna z morderstwem w tle popełnionym w staroświeckim domu. W związku z bożonarodzeniowymi świętami w rezydencji Flaxmere położonej na prowincji pojawiają się członkowie rodziny Melbury. Jasno wskazany jest rok umiejscowienia akcji powieści – kilka dni świąt w 1935 r. Atmosferę, relacje między poszczególnymi gośćmi i ogólną sytuację poznajemy z perspektywy różnych osób. To jednak komendant policji pułkownik Halstock będzie miał za zadanie rozwikłać sprawę, zrekonstruować ostatnie godziny życia zmarłego i wskazać winnego.

Od trzech miesięcy Philip Cheriton był zaręczony z Jennifer, córką sir Osmonda Melbury, który wstrzymał się jednak z błogosławieństwem dla tego związku. Jednocześnie zachęcał do zalotów wobec Jennifer Olivera Witcombe’a. Dziewiętnaście lat temu sir Osmond sprzeciwiał się małżeństwu córki Hildy, która uciekła i w końcu poślubiła artystę Carla Wynforda, a gdy zmarł zostawił ją z małą córeczką i ogromną kolekcją obrazów. Lady Mulbury zmarła w 1920 r., a we Flaxmere pojawiła się ciocia Mildred, odesłana z posiadłości w 1931 r., gdy Jennifer osiągnęła pełnoletność. Kolejne dziecko sir Osmonda to Edith, która poślubiła sir Davida Evershota. Z kolei Eleanor poślubiła Gordona Sticklanda, powiązanego z londyńską giełdą, z którym miała dwójkę dzieci. Jedyny syn Melburych, George, poślubił bogatą Patricię, córkę lorda Caundle, która urodziła mu troje dzieci. Wielkie zaniepokojenie córek sir Osmond, wzbudzało zachowanie sekretarki ojca, Grace Portisham, którą uważano za intrygantkę. Wszyscy pojawiają się w posiadłości. Można śmiało powiedzieć, że plastycznie każdy miałby powód, aby pragnąć śmierci sir Oswalda, który uważany jest za nieczułego i kontrolującego ojca, bowiem ciągle wtrąca się w życie i małżeństwa swoich dzieci. Gdy więc zostaje znalezione ciało patriarchy rodziny, to każdy z rodziny, służby, gości - nie mówi do końca prawdy.

Mavis Doriel Hay napisała w l. 30. XX w. tylko trzy powieści kryminalne: Murder Underground, Death on the Cherwell i Zabójczego Świętego Mikołaja (The Santa Klaus Murder) Bardziej zainteresowana była pisaniem o wiejskim rzemiośle Wielkiej Brytanii, którym interesowała się przez całe życie.  W 1929 r. poślubiła Archibalda Menziesa Fitzrandolpha, brata swojego współpracownika w badaniach przemysłu wiejskiego, który zginął w wypadku lotniczym podczas II wojny światowej. Hay mieszkała w Box, w Gloucestershire, aż do swojej śmierci w wieku 85 lat.

Jej trzecia powieść kryminalna charakteryzuje się humorem, dobrze poprowadzoną i ciekawą fabułą, szeroką gamą osobowości bohaterów i oczywiście fałszywymi tropami w śledztwie. Jedno jest jednak pewne – zabójstwa dokonał ktoś, kto akurat przebywa w posiadłości. To oczywiście klasyczna, schematyczna powieść kryminalna, ale jakże wciągająca i barwna oraz przynosząca poczucie autentyczności. Stanowi dobry wybór na zimowe wieczory. Bardzo przyjemna lektura, jeśli lubicie zagadki osadzone w okresie międzywojennym, który słusznie nazywany jest „złotym wiekiem” brytyjskiej literatury kryminalnej.

 

 

Mavis Doriel Hay, Zabójczy Święty Mikołaj, wydawnictwo Zysk i -s-ka, wydanie 2024, tytuł oryg.: The Santa Klaus Murder, tł. Ewa Horodyska, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 310.


blog: Słowem malowane


piątek, 17 stycznia 2025

Anne Meredith, Portret mordercy. Świąteczna opowieść kryminalna.

 


Anne Meredith (1899-1973) to jeden, obok - J. Kilmeny Keith i Anthony Gilbert, z pseudonimów pisarskich Lucy Beatrice Malleson. Autorka urodziła się w Upper Norwood na przedmieściach Londynu jako córka maklera giełdowego, który zbankrutował podczas pierwszej wojny światowej. W wieku siedemnastu lat pracowała już jako sekretarka i zaczęła publikować wiersze i opowiadania w magazynach oraz pisać powieści kryminalne, które zostały jednak odrzucone przez redakcje. Przekonana, że ​​to wszystko przez uprzedzenia związane z płcią, zdecydowała się podpisać kontrakt jako Anthony Gilbert i wreszcie odniosła sukces. 

W 1934 r. (niektóre źródła wskazują rok 1933) jako Anne Meredith wydała powieść Portret mordercy, w której wywróciła do góry nogami klasyczną formułę detektywa, ujawniając tożsamość mordercy już od pierwszej strony. 

Adrian Gray urodził się w maju 1862 roku i zginął z rąk jednego ze swoich dzieci w czasie Bożego Narodzenia w 1931 roku. Zbrodnia była nagła i niezaplanowana, a morderca po dokonaniu czynu przenosił spojrzenie z leżącej na stole broni na martwego mężczyznę w cieniu zasłony z gobelinu, wolny jeszcze od obaw czy strachu, ale pełen niedowierzania i oniemiały.

Tak rozpoczyna się kryminał, którego akcja została osadzona w l. 30. XX w. Adrian Gray miał sześcioro żyjących dzieci (Richard, Amy, Olivia, Isobel, Hildelbrand, Ruth) i każdego grudnia zapraszał rodzinę z okazji świąt Bożego Narodzenia do posiadłości w King's Poplars. Nie pozostawał jednak w dobrych stosunkach z żadnym ze swoich dzieci, a one miały powody, by życzyć mu śmierci. Sześćdziesięciodziewięcioletni Adrian Gray uchodził za kłótliwego, upartego skąpca, nikczemnika, który ciągle upokarzał swoje dzieci. Nie dogadywał się bowiem z żadnym z nich, ani z ich współmałżonkami. Otwarcie nimi pogardzał. 

Styl pisania Anne Meredith jest elegancki i efektowny. Przedstawia obsadę postaci, których wyznawane wartości i postawy życiowe sprawiają, że czytelnik początkowo ich wszystkich nie lubi. Następnie wywraca niemal każde z tych założeń do góry nogami, rzucając czytelnikowi wyzwanie, aby przyjrzał się wszystkim bliżej. Na początku widzimy jedynie stereotypy. W dodatku zarysowana wyraźnie rywalizacja między rodzeństwem i ich otwarty antagonizm stają się męczące. Meredith jednak rozwija głębię myślenia każdej postaci, powoli odkrywa każdej z nich motywy i słabości, a także szczegółowo opisuje wpływ śmierci Adriana Graya na ich cele, marzenia i oczekiwania. Dla niektórych jego śmierć oznacza wolność, a dla innych to po prostu koniec marzeń. Niektórym nie zależy na sprawiedliwości dla zabójcy, ponieważ oznacza to, że ich dobre nazwisko okryje się hańbą.

Historia dotyczy głównie wewnętrznych myśli przestępcy i innych postaci, z niewielkim udziałem policji, co daje ogólne wrażenie bardziej thrillera psychologicznego, a nie klasycznego kryminału. To dogłębne studium mordercy przed, w trakcie i po popełnieniu przestępstwa. Mało jest też świątecznych motywów w powieści. Czytelnicy oczekujący klasycznego kryminału, mogą być więc rozczarowani. Po początkowym i długim wprowadzeniu do rodziny, które dla niektórych może graniczyć z nudą, historia nabiera jednak tempa. Nie należy więc poddawać się zbyt szybko. 



Anne Meredith, Portret mordercy. Świąteczna opowieść kryminalna, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2024, tytuł oryg.: Portrait of a Murder. A Christmas Crime Story, tł. Katarzyna Bogiel, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 280. 


blog: Słowem malowane