Recenzja Ani-Polecanki.
Noc cudów to książka Anny Stryjewskiej wydana nakładem Skarpa Warszawska.
Małgorzata Skupińska w wigilijny wieczór oczekuje przybycia swojej jedynej córki. Wszak miały zasiąść wspólnie do wigilijnej wieczerzy… Niestety kobieta otrzymuje od córki telefon, że nie uda jej się na Boże Narodzenie powrócić do rodzinnego domu. Zrozpaczona nie wie, co ze sobą zrobić, bo jej córka jest jedyną jej rodziną. Ze stanu otępienia wyrywa Małgorzatę natarczywy dzięki dzwonka do drzwi. Otwierając je marzy by po drugiej stronie stała Joasia. Niestety to nie córka dobijała się do jej drzwi, ale nieznana jej kobieta, którą zaprasza na wieczerzę. W jej trakcie nieznajoma snuje z pozoru niewiarygodną historię, która będzie miała wielki wpływ na dalsze życie Małgosi.
Tak naprawdę spodziewałam się czegoś innego… Czegoś bardziej świątecznego, bo ten wyjątkowy czas w niniejszej książce tak naprawdę zajmował niewiele stron… Bardziej radosnego, bo z większości stron wyzierało sporo negatywnych emocji. A jednak Noc cudów ma w sobie coś, co przyciąga i sprawia, że trudno się od niej oderwać. Coś, co sprawia, że książka potrafi ukazać wachlarz różnorakich emocji. Coś, co sprawia, że niejednokrotnie nie będziemy zgadzali się z wyborami głównej bohaterki. Wyborami irytującymi. Nie mającymi na pierwszy rzut oka żadnego sensu. I nie mam wcale na myśli Małgorzaty, bo jak się okazuje to nie ona grała tutaj pierwsze skrzypce… Mam na myśli pewną osobę, która odwiedziła ją w Wigilię. Czy był to duch? Cień przeszłości? Nie wiem. Wiem natomiast, że jej niezdecydowanie było irytujące. Przez to do końca nie dało się jej polubić, ale szczerze było mi jej szkoda. Nie dało się jej pozazdrość sytuacji życiowej. Nie da się pozazdrościć bliskich którzy zamiast stać z nią murem nieustannie ja krytykowali…
Noc cudów to książka, która być może nie wszystkim przypadnie do gustu, ale zapewniam, że ma swój urok. Ten urok sprawia, że warto po nią sięgnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz