Każdy pretekst jest dobry, by przeczytać kolejną książkę - myślałam przystępując do czytelniczego wyzwania "Znalezione pod choinką". I tak jest z Bożym Narodzeniem, acz muszę przyznać, że im bliżej świąt tym trudniej znaleźć mi ( co za niespodzianka! ) czas na czytanie i blogowanie. Ale udało się! - zapraszam na mój ostatni przed Bożym Narodzeniem wpis.
Jego bohaterem jest niepozornie wyglądająca książeczka ( maleńka i chuda ), która przyciągnęła mój wzrok w bibliotece, w dziale dla dzieci. Książeczka nosi tytuł "Gwiazdka", a składają się na nią dwa, w znacznej mierze autobiograficzne opowiadania Trumana Capote "Tamta gwiazdka" i "Wspomnienie gwiazdkowe".
Jak wspomniałam, książeczkę znalazłam w dziale dla dzieci, ale szczerze wątpię, by współczesnym dzieciakom opowiadania te przypadły do gustu. Nie zdziwiłabym się za to wcale, gdyby poczuły się rozczarowane, bo w opowiadaniach Capote nie znajdą nic, do czego są przyzwyczajone i czego mogłyby się spodziewać po książeczce o świątecznej tematyce.
Nie ma zatem radosnego nastroju, wesołego pobrzękiwania dzwoneczków, śpiewów kolędników, spektakularnych cudów, a nawet nieodzownego śniegu ( bo opowiadania dzieją się na kompletnie bezśnieżnym południu USA w latach trzydziestych XX wieku ). Nie pomaga również i język opisywanych historii ( a może powodem jest przekład ?), który zdążył się już pokryć warstewką patyny.
Nie wiem również, czy książka spodoba się dorosłym czytelnikom - wydaje się być mocno sentymentalna. Acz, sposób w jaki Truman Capote wspomina Boże Narodzenie nie jest pozbawiony emocjonalnej prawdy. Bo do tego, co ważne z dziecięcej perspektywy, czyli wiary w Świętego Mikołaja, oczekiwania na prezenty, wszystkich przyjemnych rytuałów związanych z Bożym Narodzeniem, dochodzą podszyte smutkiem refleksje czynione przez dorosłego narratora.
Najwspanialsze prezenty, jakie dostaliśmy, lub które sami komuś ofiarowaliśmy, nie są do kupienia, nawet w najbardziej luksusowym sklepie. A święta bez bliskich naszemu sercu tracą swą radosną moc - to właśnie owa niezbyt wesoła, ale prosta prawda.
A jak wspominacie święta waszego dzieciństwa? Lubicie wracać do przeszłości? Czy może, wprost przeciwnie, ważne jest dla was Tu i Teraz i jeśli wybiegacie gdzieś myślami, to raczej do przodu, niż wstecz? Trzeba jednak przyznać, że Boże Narodzenie nastraja refleksyjnie.
Moje najwcześniejsze wspomnienia dotyczące Bożego Narodzenia przypominają bajaderkę - są ulepione z okruszków różnych Wigilii, różnych świąt i różnych zim. Nie mam pojęcia, które wspominane wydarzenie jest wcześniejsze, a które późniejsze... Jest więc oczywiście wyprawa po choinkę, niecierpliwe wyglądanie pierwszej gwiazdki, wizyta podejrzanie znajomo wyglądającego Mikołaja, prezenty - wszystko, na czym skupia się uwaga kilkuletniego dziecka. I zawsze w moich wspomnieniach Boże Narodzenie jest obsypane śniegiem - może zimowa sceneria świąt to właśnie ów pojedynczy okruch, który udało mi się zachować w swojej pamięci.
Nie będę zrzucać całej winy na Trumana Capote i jego opowiadania, ale w najbliższym świąteczno-noworocznym czasie mam zamiar trochę się w ową nostalgiczną atmosferę zanurzyć. Oprócz czekającego na mnie, specjalnie przygotowanego na tę okoliczność, zestawu książek ( "Dzieci z Bullerbyn" i "Szósta klepka" ) do czytania, mam w planach również sentymentalną powtórkę filmową. Ale o filmach, które zamierzam obejrzeć, napiszę zapewne już po świętach.
Wesołych Świąt!
O "Gwiazdce" Trumana Capote napisałam wcześniej na swoim blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz