sobota, 19 grudnia 2020

Zakochany święty Mikołaj. Opowiadania

 Recenzja Polecanki, tym razem chyba lektura nie do końca spełnia oczekiwania miłej świątecznej "otulajki".



Zakochany Święty Mikołaj to tegoroczna antologia, którą łączy jedno- Święty Mikołaj. Osoby, które się w niego wcielają mają różny wiek i status materialny. Powody ku temu by się w niego przeistoczyć są różne… wyrzuty sumienia, pieniądze, bezinteresowna chęć niesienia pomocy, obietnica.
Poprzednie antologie świąteczne tego wydawnictwa czytało mi się przyjemnie. Niestety w tej podobało mi się tylko trzy opowiadania. Pozostałe były jak dla mnie mierne. Nie poczułam ,,magii Świąt’’. Ten rok był ciężki, myślałam, że dzięki książkom oderwę się od rzeczywistości a tymczasem dostałam kilka opowiadań gdzie praktycznie w każdym z nich było dużo smutku. Dla mnie to było za dużo. Nie żądałam by ociekały ,,słodyczą’’, ale w tej książce było za dużo tragedii. Dodatkowo niektóre z opowiadań miały za bardzo rozwlekłe sceny, podczas gdy w innym miejscu były mocno okrojone a przez to wszystko było sztucznie popędzane. Wtedy zaczynało coś mi zgrzytać. Sami bohaterowie w większości nie poruszyli mnie. Ba ! Byli też tacy, którzy niezmiernie irytowali. Przez to niektóre opowiadania czytałam na siłę, nie chcąc zostawiać niedokończonej historii.

Zdecydowanie Zakochanego Świętego Mikołaja mogę uznać za najsłabszą tegoroczną książkę świąteczną, którą udało mi się przeczytać. Nie znalazłam w niej tego ,,czegoś’’. Nie zachwyciła mnie ani nie wzruszyła, nie śmiałam się przy niej. Nie mogę powiedzieć, że dobrze się przy niej bawiłam, ale gusta są różne dlatego nie będę jej nikomu odradzać. Być może znajdzie się ktoś, kto będzie miał inne zdanie niż ja. Jednak żeby być uczciwą nie mogę jej także polecić.

piątek, 18 grudnia 2020

Jagna Kaczanowska, I przemówiły ludzkim głosem

 


Jagna Kaczanowska napisała książkę z rewelacyjnym przesłaniem. Mam nadzieję, że dotrze ona nie tylko do tych już przekonanych, ale i do tych, którym trzeba unaocznić nieco inny, niż wyznawany przez nich dotychczas, światopogląd.

Zbliża się Boże Narodzenie. W rodzinach pełnych, niepełnych (z różnych przyczyn), szczęśliwych i znacznie mniej, w domach eleganckich i tych nieco zabałaganionych pojawiają się zwierzęta. I to wcale nie te, które widać na okładce książki. A jakie? Ptaki, dziki, karp, który wylądować miał na wigilijnym stole, osioł z przykościelnej stajenki, ptasznik i jeszcze kilka innych. Drogi ich wszystkich (no, może z pominięciem dzików), a właściwie ludzi, z którymi się spotkały, krzyżują się albo w klinice weterynaryjnej Puszek Okruszek albo w sklepie zoologicznym Gady i Ssaki. Nie jest jednak aż tak bardzo istotne gdzie, znacznie ważniejsze jest to jakie zmiany w życiu ludzi wprowadza obecność zwierząt. Ona bowiem ma kolosalne znaczenie dla wymowy książki.

Cieszę się, że natkałam się na I przemówiły ludzkim głosem w bibliotece. Nie zauważyłam, aby była jakoś szczególnie mocno promowana przez wydawnictwo, a szkoda wielka. Jej przesłanie jest zdecydowanie prozwierzęce, a Jagna Kaczanowska głosem swoich bohaterów nawołuje do tego, by w tak szczególnym dniu jakim jest narodzenie Jezusa, pomyśleć, ze nie narodził się On jedynie dla ludzi - skoro na świat przyszedł w stajence wśród zwierząt, to owe zwierzęta należy otoczyć naszą miłością i szacunkiem.

Czytajcie (lub słuchajcie) koniecznie!

środa, 16 grudnia 2020

Natasza Socha, Godzina zagubionych słów



Natasza Socha w Godzinie zagubionych słów pozwala nam zajrzeć w czyjeś życie. Tworzy obrazek zabieganej codzienności toczącej się wśród uliczek, kawiarni, miejsc tworzonych z pasją i przez ludzi, którzy kochają to co robią. Okazuje się jednak, że są sprawy, których nie należy odkładać - nawet jeśli wydaje się nam, że coś jest pilniejsze. Te sprawy to rozmowy z bliskimi, słowa na wypowiedzenie których czekamy, nie wiadomo z jakiego powodu, gesty, które cofamy w ostatniej chwili z obawy przed ośmieszeniem, czy racja jakiej nie przyznajmy z niemalże dziecięcego uporu.

Każdy z bohaterów powieści Nataszy Sochy traci kogoś bliskiego. I czy jest to matka, czy przyjaciel, z którym poróżniła Aleksa kobieta, mąż mający romans z kobietą nijaką, każde z nich dostaje szansę na rozmowę. Godzinę, podczas której mogą porozmawiać tak jak nigdy wcześniej im się nie zdarzało, szczerze i bez lęku.

Lubię pisanie Nataszy Sochy i choć nie wszystkie jej książki są mi bliskie, ta się taka stała. Najmocniejsze wrażenie zrobiła na mnie relacja Katarzyny i jej matki, to jak wiele obydwie zrozumiały i do jak głębokich emocji przyznały się podczas rozmowy.

Godzina zagubionych słów ma szanse stać się furtką do Waszych wspomnień o osobach, których dziś już z Wami nie ma. Co chcielibyście im powiedzieć? Co od nich usłyszeć? Zapiszcie to sobie, niech przyjmie to papier.

Polecam.

poniedziałek, 14 grudnia 2020

"Fantastyczne opowieśći wigilijne" wybór Piotr Gociek



Jak co roku w świątecznym okresie staram się sięgnąć po ksiązke o tej tematyce. Tym razem wpadła mi w ręce świetna antologia opowiadań fantastycznych. Mamy tu zagranicznych autorów takich jak Orson Scott Card, Joe Haldemann, Connie Willis a także polskich: Mirosława Sędzikowska, Marek Oramus, Krzysztof Kochański. Opowiadania są naprawdę dobre, choć lekturę dozowałam sobie, bo każde opowiadanie jest inne, utrzymane w innym klimacie. Mozemy znaleźć się w Warszawie, Ameryce, Palestynie z czasów narodzin Jezusa, czy też na zupełnie innej planecie. I wszędzie jest ciekawie i zajmująco.

Najbardziej przypadło mi do gustu pierwsze opowiadanie i ostatnie, a takę opowiadanie „Dziecko z Marsa”. W pierwszym opowiadaniu jesteśmy świadkami nagłej inwazji obcych w świątecznym czasie. Wszyscy nagle stają się dla siebie uprzejmi i mili, czy rzeczywiście jest to wpływ świąt, a może zostali zaatakowani przez jakieś pozaziemskie pasożyty? „Dziecko z Marsa” to historia samotnego mężczyzny, który postanawia adoptować chłopca. Co zrobić jednak z faktem, że chłopiec twierdzi, iż jest marsjaninem? Ostatnie opowiadanie dzieje się na obcej planecie rządząnej przez apodyktycznego cesarza. Marianna, ziemianka przypadkowo opowiada jej mieszkańcom o Świetach i o prawach człowieka. Czy uda jej się zaszczepić w mieszkańcach tej planety ziarno buntu?

Pozostale opowiadania także zostają w pamięci. No i oczywiście jest w nich ta niesamowita atmosfera Świąt. Tak, że polecam Wam wszystkim ten zbiór opowiadań.

Ksiązkę otrzymałam od wydawnictwa Zysk i s-ka.

Anna Rybkowska. Uśmiech zimy.


Anna Rybkowska zaistniała w mojej świadomości wraz ze swoją debiutancką powieścią Nell w 2009 roku. Niestety - nie uznałam spotkania za udane i to na długo. Zwabiona informacją, że powieść autorki dotyka tematyki zimy i Bożego Narodzenia zdecydowałam się na powrót do twórczości Rybkowskiej. Czy jest lepiej niż było?

Berenika Popielawska, bohaterka powieści Uśmiech zimy, ma dorosłe dzieci, jest po rozwodzie i mieszka z rodzicami, którzy wymagają stałej opieki. Pracuje dorywczo, w najróżniejszych miejscach, bo z nieokreślonych przyczyn nie może znaleźć stałego zatrudnienia. Pewnego dnia dostaje list z kancelarii prawnej, gdzie dowiaduje się o odziedziczonym w spadku domu wraz z rozległym terenem na Podlasiu, Warunkiem przyjęcia spadku jest to, że Berenika przemieszka w podarowanym domu przez rok. Mogłaby zrezygnować, ale dzieci - już dorosłe - namawiają ją argumentując utratą taaakich pieniędzy jakie może otrzymać po sprzedaży domu i ziemi za rok. Kobieta jedzie wraz z parterem i prawnikiem na Podlasie, zostaje tam i tu zaczyna się kalejdoskop zdarzeń nieprawdopodobnych, czy wręcz przerysowanych z kompletnym pominięciem jakiejkolwiek logiki. Zaczyna się od tego, że każdy z mężczyzn spotkanych przez Berenikę zaczyna czynić starania, by spędzić z nią czas intymnie. Co więcej - udaje się to nie tylko jednemu. Kobieta, żyjąca w domu rodziców raczej w cieniu, po zamieszkaniu na "swoim" czuje się swobodnie, a owa swoboda przejawia się głównie z litrach alkoholu towarzyszącego jej bardzo często. To, że autorka postanowiła w otoczeniu bohaterki osadzić ludzi mówiących łamaną polszczyzną, z wtrętami białoruskimi, że Berenikę odwiedza bardzo ją lubiący nastoletni syn jej partnera, a robi to najczęściej w ramach wagarowania i to, że mieszka i uczy się w Poznaniu zdaje się nie mieć znaczenia), że po kilku miesiącach mieszkania w nowym domu nadal nie odwiedziła strychu i tak naprawdę nie wie, co odziedziczyła, to zaledwie drobiazgi.

Uczciwie przeczytałam powieść Anny Rybkowskiej do końca. Przeczytałam mimo, że autorka nie dostarczała mi argumentów do tego, by to zrobić. 

piątek, 11 grudnia 2020

Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945

 Kolejna ciekawa recenzja Ani - Polecanki. Zapraszam do lektury :)



Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945 autorstwa Sylwia Winnik, wydana nakładem Wydawnictwo Znak to tegoroczna niecodzienna pozycja książkowa,, która dla mnie była niezwykłym zaskoczeniem. O czym jest ta książka? Otóż, w niniejszej książce autorka przedstawia kilka wspomnień i to nie byle jakich, ale tyczących się Świat Bożego Narodzenia. I tak mamy szanse poznać wspomnienie babci Autorki, przepiękną wigilijną historię dziejącą się w kamienicy na ulicy Kaliskiej 19 oraz wspomnienia świąteczne z Auschwitz, Pawiaka, dalekiej i zimnej Syberii. Oczywiście to nie wszystko co można znaleźć w tej książce. Oprócz historii możemy poznać przepisy, które przechodzą z pokolenia na pokolenie w domach bohaterów.

Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945 to krótka książka, ale bogata w treść. I to jaką treść ! Każda z przedstawionych historii nie tylko wzrusza, czasami szokuje, ale sprawia, że mamy szansę zastanowić się nad swoją postawą i priorytetami. Może dzięki niej zmienimy coś w swoim życiu? Naprawdę ta książka wyzwala z nas wiele emocji. Osobiście płakałam co kilka linijek. I nie ma się czemu dziwić. Często narzekamy na to, że dostaliśmy za mało prezentów, było za mało dań na stole, ktoś nie mógł jechać w góry czy w inne miejsce… Tak. Powodów do narzekania mamy wiele, ale naprawdę są one ważne? Historie przedstawione w książce pokazują, że absolutnie nie. Żyjemy w wolnym kraju, mamy co włożyć do przysłowiowego garnka, mamy tak wiele wygód a przede wszystkim możemy te wyjątkowe dni spędzić z bliskimi i często, co smutne tego nie potrafimy tego docenić. Oczywiście ten rok jest wyjątkiem, mamy czas pandemii i z pewnością nie będzie dane nam zebrać się w takim gronie rodzinnym jak co roku, ale to kiedyś minie i ponownie będziemy mogli cieszyć się bliskością... Tymczasem nasi bohaterowie nie byli pewnie kolejnego dnia… a jednak starali się zachować tradycję, starali się doceniać każdy gest, celebrować każdą chwilę. Co więcej, ta książka stała się dla mnie powodem do wspomnień. A jakich? Przypomniało mi się jak kiedyś, kilka lat temu o świętach z 1941 roku wspominała moja babcia Helena. To były ostatnie Święta spędzone z rodzicami. Jej ojciec niecały miesiąc później został zabity przez Niemców a matka zmarła na tyfus. Niestety nie będę mogła już dopytać jej o szczegóły tych szczególnych dni, ale wniosek z tego co już usłyszałam był jeden. Było biednie, ale starano się cieszyć sobą nawzajem i tym co posiadali. Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945 stała się również powodem do rozmów o tradycjach naszych dziadków i daniach jakie serwowano na stoły. Tu szczególnie mam na myśli pewną rozmowę z moją sąsiadką. Obie kilka dni temu wspominałyśmy co stawia się na naszych stołach i ze zdumieniem odkryłam, że niektóre dania nie były zbieżne.

W sumie zachowanie tradycji bożonarodzeniowych przez naszych przodków można by uznać na walkę z okupantem. Ostatecznie okupantowi zależało by nas zniszczyć. Historie przedstawione w książce pokazały, że nasza tradycja i chęć ich kultywowania była silna. Boże Narodzenie było ( i mam nadzieje nadal tak jest) wyjątkowym, rodzinnym czasem. Mogło być biednie, zimno, ale ludzie starali się o tych dniach pamiętać. One dawały nadzieję na lepsze jutro. Dawały siłę by się nie poddawać.
Koło tej książki nie powinno się przejść obojętnie. To książka pełna wspomnień, wzruszeń i refleksji. To książka świąteczna, która wymaga skupienia. Nie. To nie jest kolejna lekka historia z happy endem. Jednak jedno jest pewne. To książka w sam raz na okres przedświąteczny. Może dzięki niej docenimy dobre chwile spędzone z rodziną w spokoju i zdrowiu? Kto wie? Ja chcę w to wierzyć.

piątek, 4 grudnia 2020

Otwórz się na miłość - Natasza Sońska

Dziś zapraszam na kolejną recenzję Ani - chyba już wiem, kto będzie liderką w tym sezonie :)



Otwórz się na miłość to piąta część serii zakopiańskiej autorstwa Natalia Sońska Profil Autorski

 wydana nakładem Czwarta Strona.

Trzydziestoletnia Anna niby dobrze radzi sobie w życiu- ma ciekawa pracę, która ją zadowala i własne mieszkanie. Pozory jednak mylą. Kobieta izoluje się od świata zewnętrznego i unika innych ludzi. Prawie, bo są dwa wyjątki. Pierwszym jest nadopiekuńcza matka, która nie widzi nic dziwnego w tym, że stara się kontrolować dorosłą córkę. Drugim wyjątkiem jest przyjaciółka Anny- Ula, która stara się wyciągnąć dziewczynę z jej skorupy. Nie jest to proste. Dziewczyna wychowana przez matkę pod kloszem nie jest szczególnie do tego chętna. Wszystko zaczyna się zmieniać kiedy pewnego razu poznaje Aleksandra. Dzięki mężczyźnie Anna zacznie wychodzić ze swojego kokonu i dostrzeże, że świat nie jest taki zły jakby się wydawał. Czy Ania wyjdzie ze swojego kokonu? Czy dziewczynę połączy coś więcej z Aleksem? Czy mama Ani zrozumie, że tak naprawdę robi córce krzywdę?
Nie jest to książka typowo świąteczna. Raczej bym ją nazwała zimowo-świąteczną, ale i tak nie mogłam się od niej oderwać. Dzięki niej mamy szansę nie tylko przechadzać się uliczkami Krakowa ( mam do niego ogromny sentyment), ale po raz kolejny raz przenieść się do zaśnieżonego Zakopanego by po raz kolejny zobaczyć się ze znanymi i lubianymi bohaterami, których spotkaliśmy w poprzednich częściach np. panią Anielę. Tak jak zwykle ma dla nas wiele cennych rad, które pozwolą nam na swoje życie spojrzeć z innej perspektywy. Oprócz tego jak zwykle możemy wybrać się z bohaterami na spacer po Zakopanem i pozachwycać się cudami przyrody. Zważywszy na sytuację jaką mamy na świecie to kolejny sposób by oderwać się od szarej rzeczywistości.

Niemal od razu polubiłam główną bohaterkę. Potrafiłam się z nią identyfikować i trzymałam za nią kciuki by wyszła ze swojego ,,więzienia’’ i w końcu była naprawdę szczęśliwa. Wiem dobrze, że dla osób wycofanych ,,wyjście’’ do ludzi jest ciężkie dlatego z zainteresowaniem obserwowałam zmagania Ani z samą sobą w sytuacjach, w których była do tego zmuszona. Czasami ( niestety) reagowałam podobnie.
Sama książka to nie tylko urocza okładka, ale ciekawe wnętrze. Ta historia wciągnęła mnie już od pierwszej strony. Chociaż Otwórz się na miłość jest napisana lekkim piórem zawiera w sobie wiele życiowej mądrości i rad jak zmienić swoje życie na lepsze. Książka uczy, że nie warto zamykać się w przysłowiowych czterech ścianach, bo czas pędzi nieubłaganie i być może kiedyś, w przyszłości będziemy żałowali zmarnowanych chwil, które moglibyśmy przeznaczyć na zbieranie dobrych wspomnień.
Jeszcze raz na koniec zaznaczę, że autorka zaskoczyła mnie po raz kolejny. Otwórz się na miłość okazała się lekką i przyjemną lekturą, która potrafi nastroić czytelnika w świąteczny nastrój. Pomimo tego zawiera wiele ważnych oraz aktualnych zagadnień i mimochodem odpowiada na pytania tyczące się życia. Oczywiście serdecznie polecam tę książkę wszystkim, nie tylko osobom podobnych z charakteru do głównej bohaterki.