piątek, 11 grudnia 2020

Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945

 Kolejna ciekawa recenzja Ani - Polecanki. Zapraszam do lektury :)



Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945 autorstwa Sylwia Winnik, wydana nakładem Wydawnictwo Znak to tegoroczna niecodzienna pozycja książkowa,, która dla mnie była niezwykłym zaskoczeniem. O czym jest ta książka? Otóż, w niniejszej książce autorka przedstawia kilka wspomnień i to nie byle jakich, ale tyczących się Świat Bożego Narodzenia. I tak mamy szanse poznać wspomnienie babci Autorki, przepiękną wigilijną historię dziejącą się w kamienicy na ulicy Kaliskiej 19 oraz wspomnienia świąteczne z Auschwitz, Pawiaka, dalekiej i zimnej Syberii. Oczywiście to nie wszystko co można znaleźć w tej książce. Oprócz historii możemy poznać przepisy, które przechodzą z pokolenia na pokolenie w domach bohaterów.

Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945 to krótka książka, ale bogata w treść. I to jaką treść ! Każda z przedstawionych historii nie tylko wzrusza, czasami szokuje, ale sprawia, że mamy szansę zastanowić się nad swoją postawą i priorytetami. Może dzięki niej zmienimy coś w swoim życiu? Naprawdę ta książka wyzwala z nas wiele emocji. Osobiście płakałam co kilka linijek. I nie ma się czemu dziwić. Często narzekamy na to, że dostaliśmy za mało prezentów, było za mało dań na stole, ktoś nie mógł jechać w góry czy w inne miejsce… Tak. Powodów do narzekania mamy wiele, ale naprawdę są one ważne? Historie przedstawione w książce pokazują, że absolutnie nie. Żyjemy w wolnym kraju, mamy co włożyć do przysłowiowego garnka, mamy tak wiele wygód a przede wszystkim możemy te wyjątkowe dni spędzić z bliskimi i często, co smutne tego nie potrafimy tego docenić. Oczywiście ten rok jest wyjątkiem, mamy czas pandemii i z pewnością nie będzie dane nam zebrać się w takim gronie rodzinnym jak co roku, ale to kiedyś minie i ponownie będziemy mogli cieszyć się bliskością... Tymczasem nasi bohaterowie nie byli pewnie kolejnego dnia… a jednak starali się zachować tradycję, starali się doceniać każdy gest, celebrować każdą chwilę. Co więcej, ta książka stała się dla mnie powodem do wspomnień. A jakich? Przypomniało mi się jak kiedyś, kilka lat temu o świętach z 1941 roku wspominała moja babcia Helena. To były ostatnie Święta spędzone z rodzicami. Jej ojciec niecały miesiąc później został zabity przez Niemców a matka zmarła na tyfus. Niestety nie będę mogła już dopytać jej o szczegóły tych szczególnych dni, ale wniosek z tego co już usłyszałam był jeden. Było biednie, ale starano się cieszyć sobą nawzajem i tym co posiadali. Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945 stała się również powodem do rozmów o tradycjach naszych dziadków i daniach jakie serwowano na stoły. Tu szczególnie mam na myśli pewną rozmowę z moją sąsiadką. Obie kilka dni temu wspominałyśmy co stawia się na naszych stołach i ze zdumieniem odkryłam, że niektóre dania nie były zbieżne.

W sumie zachowanie tradycji bożonarodzeniowych przez naszych przodków można by uznać na walkę z okupantem. Ostatecznie okupantowi zależało by nas zniszczyć. Historie przedstawione w książce pokazały, że nasza tradycja i chęć ich kultywowania była silna. Boże Narodzenie było ( i mam nadzieje nadal tak jest) wyjątkowym, rodzinnym czasem. Mogło być biednie, zimno, ale ludzie starali się o tych dniach pamiętać. One dawały nadzieję na lepsze jutro. Dawały siłę by się nie poddawać.
Koło tej książki nie powinno się przejść obojętnie. To książka pełna wspomnień, wzruszeń i refleksji. To książka świąteczna, która wymaga skupienia. Nie. To nie jest kolejna lekka historia z happy endem. Jednak jedno jest pewne. To książka w sam raz na okres przedświąteczny. Może dzięki niej docenimy dobre chwile spędzone z rodziną w spokoju i zdrowiu? Kto wie? Ja chcę w to wierzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz