Alison jest Irlandką. Nie widziała swojej rodziny od lat. Zawsze było coś ważniejszego, czytaj bardziej interesującego do zrobienia. Poza tym ciężko pracowała, a święta w USA to nie tydzień wolnego, tylko jeden, góra dwa dni, nie opłacało się jeździć. Ale tym razem nie mogła się wykręcić, bo zblizały się 70 te urodziny jej mamy i przyjęcie niespodzianka dla niej. Bilety kupione jeszcze w czasie prosperity, w pierwszej klasie, żal byłoby nie wykorzystać. A jak bezrobotna, to może równie dobrze zostać i na święta.
Do bloku, gdzie mieszka Alison, wprowadza się nowy lokator, też Irlandczyk - J.J. Budowalniec. Zupełnie inny typ mężczyzny niż ci, z którymi miała do czytnienia wcześniej. Czy będą przyjaciółmi? Wydaje się miły i taki dowcipny, tak dobrze czują się w swoim towarzystwie, chociaż cały czas pozostają w koleżenskich jedynie stosunkach.
Nad wszystkim unosi się oczywiście duch zimy i świąt, bo to taka powieść, którą kupuje się pod choinke siostrze lub mamie. Ja kupiłam sobie sama, bo w ten czas mięknę w zawiasach i lubię poczytać o choince i prezentach i innych takich. Kto wie, może nawet te nieszczęsne Stokrotki w śniegu by mi się podobały?
Powieść mi się podobała. Patricia Scanlan jest moją ulubioną, właściwie jedyną jaką trawię oprócz Binchy, chociaż ona trochę inna jednak, pisarką z gatunku zwanego tutaj Chick Lit. Czyli od babskich czytadeł, o rodzinie, o miłości itp. A do tego temat bardzo aktualny, pewnie nie raz wykorzystywany będzie w tutejszej i amerykańskiej literaturze - a mianowicie, co się dzieje po uderzeniu recesji. Bo my to tu odczuwamy tysiąc razy gorzej niż Europa kontynentalna, za dużo mieliśmy powiązań finasowych i gospodarczych z amerykańską ekonomią.
********
Po więcej zajrzyjcie na www.notatkicoolturalne.blox.pl (nie wiem, jak tu się dodaje zdjęcia na dole tekstu, wciąz mi wszystkie pcha na górę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz