Gdzieś z tyłu głowy miałam bardzo niedokładne wspominania z czytania poprzedniej, świątecznej książki, Natalii Sońskiej. Kojarzyłam z lekka opisywanych bohaterów, ich życiowe rozterki i choć sama nie wiem, czy to mgliste informacje mi przeszkadzały, czy pomagały - pewna jestem jednego - jakże chciałabym pojechać do Zakopanego!
Powiem Wam jednak, że owa chęć jest dla mnie zaskakująca. Byłam w tym mieście dwa razy, każdorazowo okupiłam to bólem głowy i choć wspomnienia mam miłe, szczególnie z tego zimowego pobytu, to nigdy nie sądziłam, że będę chciała tam wrócić. A jednak - Natalia Sońska, ustami Majki zachwycającej się spacerami po ośnieżonych szlakach i urokliwością leżących na pobocznych uliczkach klimatycznym restauracji, sprawiła, że Zakopane jawi mi się jako idealne miejsce na dzień lub dwa.
W powieści Natalii Sońskiej podobało mi się to, że bardzo mocno podkreślała znaczenie przyjaźni, grona bliskich osób, z którymi łączą nas relacje zupełnie inne niż z rodziną. Nieco mnie dystansowało to, iż kilkakrotnie stawiała w opozycji święta jakie Majka spędza z ciocią ze świętami rodzinnymi, bogatymi w ludzi, gwar i prezenty. Czasami wigilia jedzona z jedną osobą smakuje lepiej niż ta w gronie teoretycznie bliskich, o czym pewnie nie tylko autorka wie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz