środa, 27 listopada 2019

"Uwierz w Mikołaja" Magdalena Witkiewicz

Dziś, kolejna gościnna recenzja, której autorką jest Marysia - Chiara76. Zapraszam do czytania!

***



W tym roku wydawnictwa już we wrześniu o ile dobrze pamiętam zapowiadały swoje książki z motywem świąt Bożego Narodzenia w tle. Wydano ich bowiem w tym roku ogromną ilość. Czy to dobrze? Nie wiem. Wiem, że jeśli ktoś tak jak ja lubi tego typu książki i nawet ocenia je nieco inaczej niż pozostałe (przyjmuję na klatę całą tą „magiczną” otoczkę i lukier często im towarzyszące) to ma dobrze bo jest w czym wybierać. I ma problem bo zwyczajnie, nie ma pieniędzy na wszystko, co chciałby kupić i przeczytać. No więc, trzeba się decydować, wybierać, przebierać, zastanawiać, którą wybrać. Ja w tym roku zdecydowałam się na kilka tytułów, może jeszcze jakaś wygrana czy promocja się trafi, zobaczymy.
„Uwierz w Mikołaja” jest jedną z tych książek, po które sięgnęłam z nadzieją na dobrą rozrywkę. I nie zawiodłam się. Chociaż przez całą lekturę towarzyszyło mi poczucie przewidywalności książki, stwierdzam, że w tym przypadku uznam to za tę konwencję, o której wcześniej pisałam.
„Uwierz w Mikołaja” opowiada o losach paru osób, których to losy jak widzimy od samego początku książki, splotą się jej końcówce.
Główną bohaterką jest Agnieszka (nie bardzo polubiłam tę postać) , której babcia wychowująca ją od chwili gdy zginęli rodzice dziewczyny, zawsze spędza z wnuczką święta. W tym jednak roku coś się zmienia. Starsza pani oznajmia, że dziewczyna ma lecieć na Malediwy ze swoją przyjaciółką Martą. Marta od lat spędza święta za granicą, w tym roku ma tam lecieć z bratem Mikołajem. Agnieszce nie podoba się, że babcia, dla której wspólny czas jest tak samo ważny jak dla młodszej z kobiet, podejrzewa podstęp ze strony babci i oczywiście nie daje się oszukać. Wsiada w auto i parę dni przed Wigilią rusza na Kaszuby, gdzie w totalnej głuszy i odcięciu od świata stoi jak w bajce chatka. Niekoniecznie z piernika. Za to pełna dóbr wszelakich jako, że mieszkająca z dala od wsi babcia pilnie dba o to by zawsze było zapasów na co najmniej czterdzieści dni odcięcia od świata. Co się bardzo przyda, gdy chatynka zostanie dosłownie odcięta od świata przez sypiący intensywnie śnieg.
Wspomniałam na początku, że książka opisuje los kilku osób i jest parę postaci, które wzbudziły moją o wiele większą sympatię jak Anna i jej paroletnia córka Zosia. Jedno wydarzenie zresztą, które zorganizuje dziewczynka (nie chcę tu za wiele zdradzać) to jeden z tych powodów, dla których nie raz się wzruszyłam i poczułam ową świąteczną magię. Tak w ogóle, to najciekawsze były dla mnie historie i opowieści o mieszkańcach domu o nazwie Happy End.
Na pewno nie poczują się zawiedzeni podczas lektury ci, którzy chcą otrzymać opowieść pokrzepiającą i z dobrym zakończeniem a takie są pożądane podczas około świątecznego czasu.
Jak pisałam, mnie nieco przeszkadzała owa przewidywalność, z drugiej strony, wpisuję ją w schemat i konwencję tego typu książek.
A za postacie dwóch pań, małej Zofii i starszej Sabiny i ich losów, daję tej książce notę 5 / 6.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz