Wyobrażaliście sobie kiedyś Święta Bożego Narodzenia w Australii? Ja też nie :) Podejrzewam, że autorka Świątecznej kafejki
także nie mogła sobie tego wyobrazić dlatego napisała książkę. Nic więc
dziwnego, że książka Amandy Prowse przez większą część nie ma nic
wspólnego z tym, co kojarzy się ze Świętami. I przyznam się Wam, że dwa
razy zaglądałam na tytuł oryginału, bo wiadomo – z tłumaczeniami bywa
rożnie. Ale nie, i tam możemy odczytać sugestię świątecznych
przyjemności i wrażeń. Jednak nie chodzi mi o to, że książka była zła.
Raczej o to, że szkoda jej – przez ten tytuł, rzecz jasna – bo to w
sumie książka o Australii, o złamanych sercach i trudnym rodzicielstwie.
Beę
główną bohaterkę powieści Amandy Prowse poznajemy w tragicznym dla niej
momencie życia kiedy umiera jej mąż. Dużo starszy od niej Peter, osoba,
która otworzyła dla niej życie, postawiła ją na nogi i kochała
bezmiernie, mimo bagażu, jaki Bea wniosła ze sobą. Te wszystkie zalety
kochającego męża nie oznaczają jednak, że takim samym uczuciem darzyła
go żona. To właśnie Peter wydaje mi się najbardziej pokrzywdzonym
bohaterem powieści. Osobą pominiętą, z racji biologii, która nie
pozwoliła jemu żyć dłużej. Dobrym człowiekiem, który zasługiwał na coś
więcej, a już na pewno na to aby po śmierci tylko dobrze o nim mówić.
Nie
znaczy to też do końca, że Bea nie kochała Petera czy go oczerniała.
Nie, wręcz przeciwnie – ona była jemu bardzo wdzięczna za to, że w
przeszłości, kiedy wydawało jej się, że życie dla niej się skończyło,
kiedy wyrzucona z rodziny, opuszczona przez szkockiego ukochanego
samotna matka z dzieckiem została zdana na swój los. Była wdzięczna
Peterowi, że wtedy tak ją - i jej dziecko - pokochał. Właśnie – była
wdzięczna. Bea musiał dożyć pięćdziesięciu lat żeby zrozumieć, że jej
małżeństwo było trochę duchową fikcją.
Spełniona
zawodowo Bea, a niespełniona matka rok po śmierci męża zaczyna wracać
do żywych i pracy zawodowej. A jest nią restauracja, którą przez lata
prowadziła wspólnie z mężem. W pokonywaniu smutków pomaga jej poznana
przez internet przyjaciółka Alex. Bea otwiera się, wygaduje ze swoich
rodzinnych i miłosnych problemów, dzieli się z Alex wszystkim. W trakcie
tych internetowych rozmów wracają dawno przeżyte chwile, które ciągle
ogrzewają wspomnieniem serce Bei. Zachłyśnięta nową znajomością i
odzyskiwaną energią kobieta postanawia Święta spędzić z e-przyjaciółką,
Alex. W tym celu udaje się do ...Szkocji.
Co z tej podroży wyniknie, czy w końcu będziemy mogli poczuć magię Świąt? Zapraszam na bloga, tam więcej o książce, i o pewnym wyzwaniu, w którym można otrzymać książkę Amandy Prowse.
Zapisuję sobie ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńW tej książce zadziwia to, że z pozoru tak banalna historia, może okazać się czymś zupełnie innym :)
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej urzekło przedstawienie zupełnie odmiennej rzeczywistości, bez żadnego kolorowania, no i oczywiście tak 'poważne' problemy Flory :)
Zapraszam do mnie, www.the-books-in-the-rye.blogspot.com, gdzie znajdziesz moją opinię na temat Świątecznej kafejki.